Nie oceniam postępowania innych ludzi ani ich decyzji życiowych. Nie jestem ich sędzią i mam przeświadczenie, że każdy jest kowalem własnego losu. Ale nie mogę się zgodzić z poglądem, że po wyjściu z WTS usprawiedliwionym jest unurzanie się w ,,brudach tego świata" czytaj zerwaniem się ze smyczy. Wchodząc do organizacji, przynajmniej większości z nas podobały się wysokie mierniki moralne. To co, nagle po wyjściu z organizacji mam przekreślić cały swój system wartości? Ja też jestem na etapie ostrego detoksu, też robię różne rzeczy których wcześniej nie robiłem. Czasami czuje się niepewnie lub nieswojo, bo organizacja wywarła trwały ślad w moim rozumowaniu i pojmowaniu świata. Ale do głowy mi nie przychodzi eksperymentowanie w sferze seksu, branie używek, palenie tytoniu itp rzeczy. Wychodząc z WTS nie trzeba biegnąć we wszystkich kierunkach i zjeść cały obrus. Można garściami czerpać z życia nie nurzając się w brudach. Z tym się nie zgadzam.
Ps. Znam osoby świeckie nie wierzące w Boga, a kierujące się sumieniem i nie robią tego co zerwani ze smyczy byli ŚJ.