Po raz pierwszy od bodajże 1996 nie byłam! Spożyłam wieczerzę plus lody z bitą śmietaną,
a potem przeczytałam dziecku bajeczkę o Plastusiu. Maleństwo śpi a ja słucham jak morze szumi...
Po raz trzeci nie zaszczyciłam ich swoją obecnością tam.
Zaproszenie i owszem, dotarło, pionier mi je wręczył, kurde pamiętają o mnie.
W godzinę spotkania pamiątkowego, wolność uczciłam wypijając lampkę dobrego wina z kryształowego kielicha.
Rozkoszując się myślą o wybawieniu od tego cyrku, spędzając czas do późnego wieczora na rozmowach z przyjaciółmi.
I napawając się szczęściem, że moje dzieci nie są tam wkręcone
Pozdrawiam wszystkich uwolnionych.
Świetny stan emocji.