Tak więc albo się to pragnienie ma albo nie...
Myślę, że oprócz pragnienia dochodzą jeszcze takie okoliczności jak możliwości finansowe, lokalowe, pomoc z zewnątrz.
Jeśli ktoś ma kasę i POMOC ze strony rodziny lub stać go na taką pomoc, to ma mniejsze dylematy niż ci, dla których większa gromada dzieci to duży wydatek i wiele wyrzeczeń.
Moim zdaniem świadomość pomocy i wsparcia ze strony otoczenia jest nawet ważniejsza od posiadanych środków finansowych. A dzisiaj żyjemy w czasach gdy rodziny rozjeżdżają się po całym świecie, dziadkowie żyją kilkaset kilometrów dalej lub nie ma ich wcale. I po prostu trzeba baardzo dużo wyrzeczeń żeby dziecko wychować.
Oczywiście są też rodziny, w których dzieci rodzą się masowo (na zasadzie: co rok, to prorok), ale jaka będzie jakość tego wychowania i czy te dzieci będą miały szansę wystartować w dorosłe życie mając jakieś finansowe wsparcie ze strony rodziny... ?!
Decydując się na większość ilość dzieci trzeba też zdecydować się na to jak ma wyglądać kariera zawodowa kobiety... Czy ma całe życie być gospodynią domową, gotować, sprzątać i nie mieć na starość emerytury, czy też zaraz po narodzinach dzieci ma je oddać do żłobka, biec do pracy, biec po pracy po dzieci i do domu na "drugi etat"?!
Czytałam kiedyś, że paradoksalnie kobiety mające dzieci są mniej szczęśliwe od kobiet bezdzietnych. Za to ojcowie są szczęśliwsi od mężczyzn bezdzietnych.
Może to szczęście facetów wynika z tego, że kobieta obrabia gospodarstwo, a on przychodzi na gotowe... choć obecnie mężczyźni i tak dużo bardziej angażują się w wychowanie dzieci niż kiedykolwiek wcześniej w historii.
------
W kwestii posiadania dzieci i doradzania innym: "miej dziecko, nie miej dzieci" jest mnóstwo "mądrych doradców", którzy swoimi (nieproszonymi) uwagami wtrącają się do innych małżeństw. Są to ludzie, którym niejedno małżeństwo walnęłoby patelnią w łeb, po to żeby w końcu zajęli się swoimi sprawami.