Plan miałem prosty - chciałem się usunąć w niebyt organizacyjny, tak aby o mnie zapomnieli. Pozwoliłoby mi to dokończyć dzieło nabywania nowej wiedzy i udowodnienia sobie o słuszności moich wątpliwości. Ale także kupić czas na zastanowienie się co dalej.
Dlaczego więc nie pozwalają o sobie zapomnieć?
Wiem pytanie może wydawać się naiwne, ale nie mam z kim się z nim podzielić. A telefonów jest coraz więcej.
Ha... ha... każdy wybudzający się ma taki plan...
Że sobie nabywa wiedzy...tj. "prawdy o prawdzie", odsuwa się od zboru, ale nadal korzysta z "przywileju" w postaci możliwości kontaktowania się z członkami zboru.
Ale... jak się przekonałam także na sobie... plan ten z końcu bierze w łeb!
Po pierwsze członkowie zboru sami odsuwają się od słabego duchowo! I zdarza się, że nawet nie mówią mu "dzień dobry" na ulicy! (nawet jak formalnie należy do zboru!), lub udają, że go nie widzą.
Po drugie... starsi zboru mają problem... bo muszą coś wpisać do tabelki z godzinami głoszenia... więc wydzwaniają.
U mnie była taka ciekawostka - jak oddałam 0 godzin głoszenia, to starszy dzwonił i chciał się umówić do służby. A jak w następnym miesiącu oddałam 1 godzinę... to dali mi spokój!
No więc przeprowadź eksperyment i spróbuj oddać jakiś owoc - typu 1 - 2 godziny na początek... zobaczymy jak zareagują... (zgłupieją!
)
No i jeszcze możesz dodać, że ostatnio nie głosiłeś, bo masz problemy w pracy, nadgodziny itd. I ogólnie, że potrzebujesz pomocy - materialnej, fizycznej - nie ważne jakiej!
I to powinno na nich zadziałać jak święcona woda na diabła! Będą uciekać aż się kurzy, byleby tylko Ci nie pomóc! Bo oni są od "zachęt duchowych", a nie od realnego wspierania!