Srebrny miecz,o ktorym piszesz to zakłamana ksiazka,ktora u mnie wywolala lzy...Tegoroczny kongres sprawil mi sporo emocjonalnego bolu,bo ja juz wiedzialam ,ze nijak ma sie to o czym slysze do milosci Bozej ,do miernikow Pana Jezusa...Ale tym dlugo by dyskutowac.Mąż jest na etapie calkowitego odciecia ,chcialby juz zerwac wszelkie wiezy.Naomiast ja przezywam to bardzo emocjonalnie,mysle o rodzicach,rodzenstwu,"przyjaciołach".Mysle o nazzych dzieciach,one tez czuja sie zagubione.Cierpie ,bo nie radze sobie z tym,ze podwaliny mojej wiary wlasnie sie burza,a to,w co wierzylam to jedna wielka sciema...Jak zyc?w co wierzyc? Odbija sie to niestety na moim zdrowiu fizycznym (skoki cisnienia,bezsennosc ,gniew ,zlosc zal a w rezultacie migreny itd)Ogromnym wsparciem jest moj mąż,przejdziemy przez to ,ale narazie jest mi bardzo źle.