większość osób które znają Sebastiana namalowałoby podobny obraz który wyżej zaprezentował Szycha: a więc kogoś kto ma dystans do wszystkiego, itd. itp.
a mimo to także moje odejście z organizacji nie było zupełnie obojętne dla psychiki - gdyż krótko po mentalnym odejściu (2001/2002 rok) miałem olbrzymie problemy z chodzeniem i prawie utraciłem władzę w nogach. Dla mnie "uzdrowieniem" było formalne odejście (grudzień 2002) i zaowocowało szybkim powrotem do zdrowia w 2003 roku.
a co do snów: do dzisiaj śnią mi się różne rzeczy, czasami dziwne, co wiąże się z tym że zmieniałem światopogląd więcej niż jeden raz
można odnieść wrażenie że w ciągu dnia moje poglądy z czasów dawnych i obecnych są ładnie poukładane jak faktury z różnych lat w różnych segregatorach u dobrze zorganizowanego księgowego - a nocami walają się po głowie jakby je ktoś z tych segregatorów powyjmował i otworzył drzwi i okno aby zrobić przeciąg...
niektóre moje sny są tak popieprzone że budzę się i śmieję się z nich do rozpuku...
np. idę kamienistą drogą na Śnieżkę ze strażnicą w ręku po drodze spotykam braci ze zboru którzy głoszą nieoficjalnie ale oni się do mnie nie odzywają; spoglądam na zegarek, o kurcze spóźnię się na mszę św. która ma być odprawiana na szczycie Śnieżki...
innym razem śni mi się ziemski armagedon - ale osobami które giną w nim są bracia starsi ze zboru w Karpaczu, a do ocalonych zalicza się m.in. Beatka, ja i proboszcz Zenek...
innym razem w innym śnie stoję w kajdankach przed tronem na którym siedzi Jezus jako sędzia obok niego na mniejszych tronach siedzą (ubrani w jasnoniebieskie mundury przypominające strój służbowy milicjanta w Polsce Ludowej) bracia starsi z mojego zboru będący członkami komitetu sądowniczego a ja mówię na głos - przecież to jest jakaś bujda na resorach, żadnego Boga nie ma, a tym bardziej sądu po śmierci... I wtedy Jezus znika, starszyzna zborowa także, a do mnie podchodzi listonosz i wręcza mi list z izby skarbowej... "No tak, Boga nie ma ale urzędy niestety istnieją" mówię do siebie... Otwieram list i czytam: "organ odwoławczy uznał stanowisko podatnika za prawidłowe", a więc "urzędy istnieją, ale podatek którego sie ode mnie domagano NIE istnieje!"