zanim przejdę do kontynuacji rudowłosego opowiadania, małe wtrącenie o zupełnie innej sprawie która dot. komitetu sądowniczego o cudzołóstwo
rzecz dzieje się w początku lat 90-tych, organizacja działa już legalnie, ale nie wszystkie zbory mają swoje sale królestwa; zbór w miejscowości W nadal spotyka się w domku jednorodzinnym starszego zboru na parterze, a komitety i rozmowy dyscyplinujące odbywają się w tym samym domku w pokoiku na poddaszu
małżeństwo w wieku średnim złożone z faceta w kryzysie wieku średniego i jego żony; facet pracuje zawodowo na pełnym etacie i jest gorliwym świadkiem Jehowy: we wtorki czwartki i niedziele na zebraniu, a co sobotę na głoszeniu. Żonie wytłumaczył że w poniedziałki środy i piątki musi zostawać dłużej w pracy, a tak naprawdę 3x w tygodniu spotykał sie z młodsza o dwie dekady kochanką;
sprawa tego długotrwałego cudzołóstwa wydała się po kilkunastu miesiącach;
facet okazał skruchę i został tylko upomniany (utracił przywilej sługi pomocniczego), ale żona postanowiła rozwieść się z nim;
zdradzona żona przyszła (jak to miała w zwyczaju) pół godziny przed zebraniem i starsi zboru korzystając z okazji poprosili ją do opisanego wyżej pokoiku na poddaszu, gdzie próbowali przekonać ją, aby (mając na uwadze troskę o wizerunek organizacji) nie składała wniosku o rozwód i aby przebaczyła mężowi "gdyż Jezus kazał 77x przebaczać"
zdradzoną żonę wyraźnie to oburzyło i zaczęła krzyczeć na cały głos na starszyznę: "czy wy w ogóle podstawówkę skończyliście?! Tabliczki mnożenia nie znacie?! Przecież krętactwa mojego męża trwały tyle miesięcy, że on zdążył mnie zdradzić nie tylko 77x ale 177x albo i 277x!"
zdradzona żona była tak oburzona "prośbą" starszych zboru (i miała głosik tak doniosły), że jej wypowiedź "o 277x", (która padła kilka minut przed rozpoczęciem zebrania) usłyszał niemalże cały zbór zgromadzony w pokoju na parterze... w tym bardzo wielu zainteresowanych... to była w tamtym czasie miejscowa sensacja o której huczało w kilkunastu zborach w okolicy...
nawiasem mówiąc, nie wiem jak ta zdradzona żona wyliczyła te "277x", (osobiście obstawiam że chodziło jej nie o wyliczenia, ale o użycie formy retorycznej, która ukaże absurdalność "prośby" starszych zboru)...
ale miejscowi "matematycy" mieli używanie wyliczając na kalkulatorach, ile razy kochankowie musieliby uprawiać seks w ciągu jednego spotkania, aby można było doliczyć się 277 aktów seksualnych
szeroko komentowane były także kolejne wykrzyczane przez zdradzoną żonę następne zdania, w których pytała retorycznie starszyznę, jak oni w ogóle wyobrażają sobie "wybaczenie" - czy ona (cyt.) "ma teraz udawać że nic się nie stało i jak przykładna chrześcijanka zaspokajać potrzeby łóżkowe swojego męża?!" plus kolejne pytanie retoryczne dot. tego czy ma zacząć "studiować pornografię", bo dowiedziała się, że jej mąż szczególnie lubi (obrzydliwe jej zdaniem) współżycie oralne i analne..., co okraszone zostało celnym podsumowaniem: "jeśli tak uważacie, to 'ch... wam w d...', a pozew o rozwód i tak złożę!"
miejscowy zbór (i okoliczne zbory) przez długie tygodnie miał temat do komentowania...