Macie trochę racji. Z jednej strony to proza życia. Czasem jednak trąca patologią i innymi dramatami.
Specjalnie dla Gandalfa, by nie osiwiał, przypadek lajtowy.
Młode małżeństwo. Młode w stażu. Okolice 3 do 6 miesięcy. W wieku ponad akademickim, czyli 25 - 30 lat. Przyszli sami. Ktoś musiał im zadawać to pytanie, by salę udostępnić, by wykład powiedzieć.
Przyznają się, że bunga - bunga było przed sakramentalnym 'tak'. Wiele ludzi zna ten schemat.
Wykluczać ich to jest totalny bezsens. Może trochę od tyłu, ale zaraz będzie od początku. Mają wyrzuty sumienia (o dziwo!). Nieudane małżeństwo. Trzecia plaga to groźba wykluczenia.
Empatycznych uprzedzę - bardzo wyrachowani ludzie; z naciskiem na nią. Proste pytanie się urodziło: co ich skłoniło do przyznania się?
Małżeństwo się sypie. Po góra 6 miesiącach. Jehowa nie błogosławi, bo jest grzech zatajony. Jak ktoś się chce teraz pośmiać, to nie zabraniam. Ja taśmowo takie przypadki przerabiałem.
Nie zostali wykluczeni, jak wcześniej lekko zasygnalizowałem. Po około 3 latach udręki od przysięgi małżeńskiej wyszli z papierami z sądu. Nie wiem co z nimi teraz. Według tej religii trzymają się w patowej sytuacji - czyli, ktoś musi pierwszy zgrzeszyć.
Jedno jest pewne. Dorośli ludzie, którzy nie dorośli do małżeństwa. Może świadki mają rację, że znajomości nie powinno się zaczynać od łóżka.
Jeśli miałbym jakieś wnioski napisać. Oni się nigdy nie kochali. Była tylko namiętność. Więc zanim coś stworzycie w życiu, to się dobrze zastanówcie. Trzeba jednak czasu, by kogoś poznać. Ocenić, czy będzie razem nam po drodze. Trzy lata małżeństwa i fiasko! Najlepsze doświadczenie życiowe.