Już nie są, ale urwanie kontaktu z rodziną będzie bolesne, dlatego snuję intrygi
moim zdaniem zadbanie o własne szczęście w nowym związku (ograniczenie ingerencji z zewnątrz) to jest konkret, a opowieści o urwaniu kontaktu z rodziną to tylko spekulacje.
po pierwsze, świadkowie Jehowy to nie jest wojsko które bezmyślnie wykonuje wszystkie rozkazy (poszczególni ŚJ różnią się poziomem fanatyzmu i różnią się poziomem posłuszeństwa starszyźnie)
istnieją setki osób które stosowały ostracyzm, a potem same dołączyły do "trzecich owiec" i odnowiły wcześniej zerwane stosunki z odstępczymi członkami rodziny...
istnieją kolejne setki członków rodzin które NIE stosują ostracyzmu "mimo że powinny"... Sami pozostają w organizacji i stosują się do większości wytycznych, ale ostracyzmu nie stosują bo ich "nie do końca zmanipulowane" sumienie zdroworozsądkowo podpowiada im że Jehowa i Jezus nie będą mieli nic przeciwko kontaktom z rodzicami dziećmi lub rodzeństwem
wiele osób, które bały sie ostracyzmu, przekonało sie że ich rodzina nie jest aż tak fanatyczna, za jaką była uważana;
świat stosuje nowe technologie, których kiedyś nie mieliśmy...
dysponujemy także środkami transportu o których jeszcze 20 lat temu mogliśmy tylko pomarzyć...
kiedyś ludzie bali się że ktoś ich podpatrzy podsłucha doniesie itd. Dzisiaj wsiadają w samochód i zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami telefonicznymi jadą do innego miasta i tam spotykają się np. na obiedzie w restauracji. Sprawa na 99,99% nie do wyśledzenia; Inni udają się wspólnie do lasu czy nad jezioro, a jeszcze inni na domówkę do wspólnych znajomych; Trzeba tylko chcieć;
Przykładowo w mojej okolicy (teren nadgraniczny) można wpaść do knajpki w Czechach czy w Niemczech (też bliziutko); W każdej okolicy coś można wymyślić; Chwilowo pan Demia nieco utrudnił takie działania ale za parę lub paręnaście miesięcy sytuacja wróci do normy...
Sama społeczność zborowa także coraz bardziej przypomina normalne "babilońskie" chrześcijaństwo i a społeczność ŚJ coraz mniej przypomina sektę a coraz bardziej przypomina kolejny tysiąc pierwszy wojujący antykatolicko kościółek protestancki...
Sumując: uważam że (poza skrajnymi przypadkami takimi jak zagrożenie utratą pracy przez jedynego żywiciela rodziny) nie należy za mocno przejmować się ostracyzmem, zwłaszcza jeśli w imię unikania ostracyzmu mielibyśmy utracić prawdziwe wartości takie jak miłość czy przyjaźń albo zrezygnować z małżeństwa lub z konkubinatu
na koniec warto wspomnieć, że ostracyzm ma też swoje plusy;
ktoś na forum (nie pamiętam nicka a nie chcę nikogo urazić) napisał że członków rodziny którzy ostracyzmują najbliższych można porównać do "śmieci które same grzecznie wskakują do wiaderka które samo maszeruje na śmietnik"
innymi słowami: ostracyzm powoduje że toksyczne jednostki same rezygnują z zatruwania powietrza w naszym otoczeniu, przez co jest lepiej niż gdybyśmy musieli kontaktować się z nimi "bo tak wypada" (gdyż są członkami rodziny)