Takie moje spóźnione cześć WhySoLate.
Miałem napisać poradę, żebyś umówił się z kimś z forum i zaaranżował rozmowę na ulicy czy przy drzwiach.
Tu niby zagadujecie człowieka o prawdzie, on niby przeciętny Katolik. Od słowa do słowa to on przechodzi do natarcia
.
Z opisu sytuacji a i z doświadczenia wiem, że to tak nie działa.
Treść tego wątku trochę mnie zszokowała, ile tu ukrywających się
.
Może finał WTS będzie trochę przypominał scenę z Archipelag GUŁAG Sołżenicyna:
"W niewielkiej sali grzmią
„burzliwe oklaski, przekształcające się w owacje”. Trzy minuty, cztery minuty,
pięć minut – oklaski wciąż jeszcze są burzliwe i wciąż przekształcają się
w owację. Ale dłonie już bolą. Ale już drętwieją uniesione ręce. Ale już starsi
ludzie tracą oddech. Ale już robi się bardzo głupio nawet tym, co szczerze
uwielbiają Stalina. Tylko że – kto pierwszy ośmieli się przestać? Mógłby to
zrobić sekretarz rajkomu: stoi na trybunie, dopiero co odczytał tekst orędzia.
Ale – to świeży człowiek, objął miejsce po aresztowanym, sam się boi!
Przecież, tu, w sali, stoją i klaszczą enkawudyści, już oni dobrze patrzą, kto
pierwszy przestanie!... I oklaski w tej małej, nieznanej sali, oklaski, których
wódz nie słyszy, trwają 6 minut! 7 minut! 8 minut!... Ci ludzie są zgubieni!
Straceni! Już nie mogą przestać, póki wszyscy nie zwalą się z pękniętym
sercem! Jeszcze tam, w głębi sali, w ciżbie, można próbować małego
szachrajstwa – bić oklaski rzadziej, nie tak silnie, nie z takim ferworem – ale
w prezydium, na oczach wszystkich obecnych? Dyrektor miejscowej papierni,
silny człowiek, z dużym poczuciem niezależności, stoi w prezydium –
i rozumiejąc cały fałsz – całą beznadziejność sytuacji – klaszcze! Dziewiątą
minutę! Dziesiątą! Spogląda markotnie na sekretarza rajkomu, ale ten nie
śmie zaprzestać klaskania. Opętanie! Zbiorowe! Zerkając na siebie wzajem
z resztką nadziei, ale udając zachwyt, kierownicy rejonu będą klaskać aż do
upadu, póki nie znaczną ich stąd dygować na noszach! I nawet wtedy ci, co
zostali – ani drgną! I oto dyrektor papierni w 11. minucie oklasków przybiera
rzeczowy wyraz twarzy i siada na swoim krześle ze stołem prezydialnym. I –
o dziwo! – gdzież podział się ogólny, nieopisany entuzjazm? Wszyscy naraz,
z punktu, przerywają oklaski i też siadają. Uratowani! "