Fikcja. Starsi w gronie jako grupa najczęściej się nie lubią i często nie tolerują. Koordynator to najsilniejszy samiec w stadzie który zazwyczaj urabia resztę grona żeby przeforsować swoje pomysły. Reszta to przydupasy które zazwyczaj nie zabierają głosu. Żeby to była jednomyślna grupa musieli by spędzać ze sobą czas prywatnie. Rozmawiać dzielić się swoimi myślami czy pomysłami. W gronie starsi częściej się kłócą niż przeciętni glosiciele w zborze. Monolit? To jakiś żart.
Podkreślenie dodałem. Rozwinę temat koordynatorów z zaznaczeniem konfliktów. Przy czym nie będzie to wszystko, co temat wyczerpuje. Kilka wybranych przypadków. Spędzanie czasu prywatnie przez starszych generuje jeszcze większe konflikty – uwierz na słowo.
1. KGSem zostaje facet o marnych umiejętnościach organizacyjnych. Komunikatywny też specjalnie nie jest. Ale ktoś tę funkcję musi pełnić, a pozostali starsi mają jeszcze mniej predyspozycji do tego zaszczytnego przywileju. Wszystko się układa do momentu gdy do zboru trafia tzw nowy i utalentowany, który obejmuje nieformalne stanowisko suflera KGS, czyli czasem mu podpowie co zrobić aby było dobrze. KGS w którymś momencie dostrzega zagrożenie dla swojej osoby ze strony nowego, dlatego wyraźnie daje odczuć kto tu rządzi. Wcześniej niezagrożony, był wzorem potulności. Tu narastają pierwsze konflikty. Sprawa komplikuje się bardziej, gdy NO podczas jednej z obsług robi 'nieoczekiwaną zmianę miejsc'. Teraz nowy zostaje KGS, pomimo że nie nie miał jakieś parcia na ten przywilej. Konflikt narasta.
2. KGS – statysta (kukła, marionetka). Dwóch, czasem trzech z grona starszych, rozdających karty, lobbuje na KGSa najgłupszego z grona, przy czym mądrzejszego od pozostałych starszych (jeśli tacy są), którzy do wspomnianej wcześniej 'parki' lub 'trójki' nie należą. Układ fajny do czasu, gdy ktoś się pokapuje o co w tym wszystkim chodzi. Ale i w takim wypadku rozdający karty mogą się uzbroić i całość wytrzyma. Jednak, w którymś momencie dochodzi do różnicy zdań w grupie rozdających karty. Krew leje się rzekami i trup pada gęsto. Często trzeba wtedy ściągać kogoś z zewnątrz.
3. KGSem zostaje najbardziej rozgarnięty, a zarazem naiwny. Nikt ze starszych nie pcha się na to stanowisko. Wolą mieć za przewodnika naiwnego, który za wszystkich będzie odwalał najczarniejszą robotę, o wszystkim pomyśli, i za wszystko będzie odpowiedzialny. Naiwny ma już dosyć prowadzenia starszych za rękę. Zaczyna wymagać. I tu pęka pierwszy, który nie znosi dociskania (w przedszkolu go koledzy dociskali), z najmniej rozwiniętym rozumkiem, i najbardziej nierozwiniętymi emocjami. Konflikt rozprzestrzenia się niczym pożar lasu. Pozostają same kikuty, z czasem zarastają mchem.
4. Dla rozładowania specyficzny przypadek. KGSem jest kobieta, tzn siostra. Nieformalnie rzecz jasna. Główny kanał zarządzania gronem starszych (nie jedyny) to mąż, najcwańszy z grona, ale też nie jest koordynatorem. Jest tylko pantoflarzem swojej żony. Mianowanym KGSem jest największa sierota. Żyje dzięki swojej żonie, która mówi mu kiedy ma robić wdech, a kiedy wydech.
Dodać należy, że 'siostra KGS' ma swoje grono niewiast, które pomagają jej sprawnie zarządzać każdym konfliktem w zborze. Ostatnimi czasy najwięcej polują na odstępców. Takie dziewczyny na łowach.
5. Brat 'urażona ambicja' w końcu wywalczył upragnioną od lat odznakę KGSa. Zero organizacyjne i komunikacyjne. Nie umie się wypowiedzieć, przez co nikt go nie rozumie. Gdy brak mu merytorycznych argumentów (tzn nigdy ich nie ma) potrafi innch starszych zwyzywać od głupków. Nie znosi mądrzejszych i zdolniejszych. Z chęcią nikogo by nie zamianował. Ma własne tłumaczenia tego co mu CK podaje – taka jednoosobowa sekta w sekcie. Prawdopodobnie trzymany na tym przywileju przez NO i BO ze względu na umiejętności mieszania w głowach głosicielom podczas cotygodniowego straszaka. Nawet CK nie umie tak wytłumaczyć zazębiających się pokoleń oraz polityki chronienia dzieci. Wysoce prymitywna jednostka z pokrętnym myśleniem. W zetknięciu z otoczeniem generuje tylko konflikty. Nie ma nawet znajomych. O kolegach czy przyjaciołach nie ma mowy.
Korzystając z wcześniejszych wpisów osób zorientowanych w temacie, zasygnalizuje jeszcze jeden przypadek, scharakteryzowany z imienia.
6. Czerwonogęby KGS. Silikonowe, elastyczne dildo, wchodzące w każdego NO. Bez wazeliny. Pompatyczna kreacja stanu duchowieństwa wśród ŚJ. Dwulicowy przebiegły polityk oraz świętoszkowaty faryzeusz, lubiący sobie czasem chlapnąć. Nader przepiękna i jakże mądra druga połówka, dzielnie wspierająca teokratyczne usługiwanie swojego męża. Wszystko to sprawia, że od lat zajmuje główne miejsce przy zborowym korycie. A konflikty likwiduje najszybciej – metodą operacyjną.