Dodam, że bardzo się cieszę, iż wpadłem na pomysł zamkniętych sezonów. Coś takiego trzeba było zastosować od samego początku, ale któż mógł przypuścić, że temat chwyci?
Ciągnąć tak na bieżąco - męcząca perspektywa i traci na tym całość. Dlatego teraz - o ile będzie widownia - chcę całą rzecz zawczasu przemyśleć. Tak żebym ja się nie zmęczył i materiał się nie zmęczył. Ułożyć całość, później stopniowo spisać wedle planu.
I chciałbym też, przy jednoczesnym zachowaniu dotychczasowej konwencji, aby bohaterowie troszkę - uwaga, brzydkie słowo z punktu widzenia teokracji - ewoluowali. Może pokazać nieco więcej ludzkiej strony każdego z nich, kto wie?
Ten koncept sprawia, że nie czuję, że wszystko w temacie zostało już opowiedziane.
Znacie Stary testament, to teraz czas na Nowy.