przez mostek, mijaliśmy jakiegoś faceta ciut starszego który... złapał mnie za pierś!!! (cycata jestem)
I to się nazywa: lokowanie produktu!.
Trinity pamiętaj, jak będziesz rozdawała swój numer telefonu chłopakom, to ja byłem pierwszy!
Moje dwa i pół grosza w temacie:
Miejsce publiczne. Każdy mógł to zobaczyć. Ogólny gwar i nikt nikomu się nie przyglądał. Parka: jeden duży, drugi mały. Duży zrównoważony, spokojny, opanowany. Mały pyskaty, gadający za dwóch, na wszystkim się zna, choć w d... był i g... widział. Zazwyczaj prowadził monologi, czyli kazania. Nawet jak zadał pytanie, to rozmówca nie zdążył odpowiedzieć, bo mały już ciągnął swoją kwestie.
Rozmowa toczy się standardowo, czyli mały dopadł biernego słuchacza i cytuje mu wszystkie wersety jakie zapamiętał. Nagle dochodzi do Objawienia 19:21 i czyta: "
A pozostali byli pozabijani długim mieczem siedzącego na koniu, mieczem, który wychodził z jego ust. I wszystkie ptaki nasyciły się ich ciałami".
Następnie pyta: 'zauważył pan ostatnio ile ptaków fruwa nad miastem?'. Znudzony słuchacz przytakuje. Mały ciągnie dalej: 'a widzi pan!, armagedon się zbliża, proroctwa się spełniają'.
Monolog małego ciągnie się dalej. Po którejś nieudanej próbie zakończenia kazania przez dużego w sposób kulturalny, duży chwyta małego za krawat i go odciąga. Dokładnie tak jak kozę na sznurku lub psa na smyczy, w zależności co kto w dzieciństwie wypasał.
Z jednej strony to był śmieszny widok, z drugiej żenujący.