Cześć Robert,
Przyznam, że nie przeczytałam dokładnie wszystkich wpisów w tym temacie. Chcę po prostu napisać jak odebrałam Twoją książkę.
Dla mnie jest to książka o odnajdywaniu siebie. O poszukiwaniu trudnej drogi do zaakceptowania w sobie tego, co świat zewnętrzny uznaje za złe, dziwne, nienaturalne, przerażające. U Ciebie to był homoseksualizm. To książka o stawaniu się pełnym sobą, Twoja historia pełna poczucia winy, prób dopasowania się i sprostania oczekiwaniom rodziców, Boga, rodziny i środowiska. To książka o walce, o ciągłych próbach bycia tym, kim się nie jest. O hipokryzji. O ukrywaniu się. O szukaniu ulgi w narkotykach i seksie. O dorastaniu. O godzeniu się z własną seksualnością. Dopiero potem jest to książka o byciu Świadkiem i o tym, jak religia przeszkadzała Ci we wzroście wewnętrznym, o tym jak potęgowała lęki i poczucie winy, jak powoli wpędzała w uczucia, które powodują, że nie chce się żyć. Chyba, że tytułowym świadkiem zmagań Łukasza, był Robert?
Gdybym miała powiedzieć jednym zdaniem, o czym jest ta książka, to powiedziałabym, tak:
Jest to książka o stawaniu się Robertem Rientem.
Chcę powiedzieć, że te dwa popołudnia, gdy czytałam „Świadka”, to były ciężkie popołudnia. Bo uczucia o których pisałeś są mi bliskie. Poczucie pustki, bycia ciągle nie takim jak trzeba, nie takim, jak chce Jehowa, ciężar bycia pionierem, gwiazdą, pustka, pragnienie śmierci, nieistnienia. I nade wszystko Jehowa, Jehowa, który WSZYSTKO widzi. Jehowa, którego notorycznie rozczarowywałam, choćbym nie wiem jak bardzo się starała. Jak dobrze znam te uczucia! Dzięki tej książce uświadomiłam sobie także jak wiele takich zagubionych, cierpiących dzieci (mowię tu też o Ewelinie i innych wspomnianych przez Ciebie "dzieciach prawdy") mogło obok mnie dorastać, podczas gdy mnie wydawało się, że tylko ja jestem niewystarczająca....
Trzymaj się,
Pozdrawiam serdecznie,
Safa.