Teza z brakiem pokory z czego wynika trudność dostosowania się do życia poza "Betlandem" w przypadku tragedii Marka Wiry jest zupełnie nietrafiona...
Marek był bardzo pokornym, cichym, skromnym człowiekiem z poczuciem humoru. Był jednym z najlepszych ogrodników w Polsce. Pisano o jego pracy artykuły w prasie i fachowych miesiecznikach. Jego dzieło życia zostało nagrodzone jako najpiękniejszy ogród w kraju. Był ekspertem od tworzenia "naturalnych łąk " na nieuzytkach... Kochał aktywność i brał udział w wypadach organizowanych na wspinaczkę w góry czy rejsy morskie pod zaglami. Był aktywnym i pogodnym człowiekiem. Życzliwie nastawiony do świata i ludzi.
Zdruzgotal go sposób w jaki go potraktowano, a ufał bezgranicznie braciom i organizacji. Korporacja postąpiła bezduszne z bardzo wrażliwym człowiekiem i jego dziełem....
Można było to wszystko załatwić przy potrzebie likwidacji ogrodu zupełnie inaczej ale chyba komuś zabrakło empatii i wyobraźni. Zabrakło właściwej pomocy od tych, którym tak ufał. Dla innych "wolontariuszy" braci i sióstr w korporacji JW.ORG , to przestroga... Umiesz liczyć, licz na siebie", to nie zaliczycie życiowego zawodu... Bóg nie ma z tym nic wspólnego...
Na nieszczęście ludzie młodzi idący do "świętej służby pelnoczasowej" w ORGANIZACJI LUDZKIEJ NIE BOZEJ, nie mają o tym pojęcia...
Cały czas widzę tego uśmiechniętego, wysokiego, szczuplego wąsacza jak objęty z braćmi patrzy na góry...
Wiesiu C. zapracował się na śmierć przy budowie "miejsc wielbienia". Dał z siebie wszystko... Serce nie wytrzymało...
Paru innych "zakonników w służbie bozej" też po czasie zakończyło tragicznie, w najlepszym przypadku w szpitalu psychiatrycznym. O tym nowym "adeptom" z B.O. się nie wspomina, a brat "kabel" J......o ma na to swoją złotą radę...
gedeon:edycja