Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Życie tuż po wyjściu.  (Przeczytany 12707 razy)

Offline lukasz84gl

Życie tuż po wyjściu.
« dnia: 11 Październik, 2017, 19:40 »
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.

Nemo: Poprawiłem tytuł wątku.
« Ostatnia zmiana: 11 Październik, 2017, 21:25 wysłana przez Nemo »
„Nikt nie jest bardziej beznadziejnie zniewolony, niż ci którzy fałszywie wierzą że są wolni." Georg Wilhelm Hegel


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #1 dnia: 11 Październik, 2017, 20:00 »
 Najpierw była ulga, że mam to z głowy. Później przyszedł tzw głód, tęsknota za bliskimi, jakaś dziwna chęć pójścia na zebranie. Ja np łapałam się  na tym..mama szykuje się na zebranie, mama jedzie na zebranie, mama wraca itd itp.
Później był bunt przeciwko wszystkim świadkom, całemu światu, taka wręcz nienawiść do tych ludzi. Winiłam wszystkich za to co tak naprawdę zrobiła mi moja rodzina. Po tym przyszła refleksja i zrozumienie, że ci ludzie, którzy czasem do mnie zapukali nie są niczemu winni. Jeśli mam kogoś winić, to bliskich i tylko ich. A na samym końcu ( po latach) przyszło najlepsze, świadomość, że mam to w d....
A teraz należę do tych, którzy mówią, że nie, z rodziną nie wychodzi się dobrze na zdjęciu, im najlepiej te zdjęcia robić . :D
A prawdziwych przyjaciół, prawdziwie bliskich mi  ludzi, mam ze świata, że tak brzydko to ujmę. Najważniejsze, że mam i to mnie bardzo cieszy. :)

Nie mam żadnych WTS-owskich przywar. Wręcz przeciwnie, jestem bardzo przekorna. Jakby świadek zrobił tak, to ja inaczej.   I robię to z dziką rozkoszą, ale @-y tak już mają.  ;D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Startek

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #2 dnia: 11 Październik, 2017, 20:14 »
To zależy od czasu jaki upłynął po wyjściu . W lipcu minął rok od mojego wylotu , z początku żyłem tym i obserwowałem straznice z myślą by pomóc mojej rodzinie . Ale teraz mam wielkie obrzydzenie do tej ich literatury , rodziny to i tak nie uda  mi się nawrócić , więc nie jest to moim priorytetem . Żyję sobie normalnym życiem i cieszę się każdym dniem bez organizacji . Ja wyleciałem że względu na wyznawanie Jezusa Chrystusa i stawianie Go na pierwszym miejscu . Moje życie zostało wypełnione przez Niego i jestem szczęśliwy z tego powodu . Kiedy widzę świadków którzy uciekają przede mną i te ich zmieszanie to mam niezły ubaw , a zarazem jest mi ich żal .


Offline zaocznie wywalony

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #3 dnia: 11 Październik, 2017, 21:13 »
Może powiem o sobie.
Na początku pojawił się żal: straconych lat, poświęceń, mnóstwa pracy i błędnych decyzji podjętych by żyć w zgodzie z wymysłami CK.
Ale było było mi przykro, naprawdę bardzo przykro, że pomimo czasu i poświęceń, zostałem zaocznie wywalony, jak zużyta szmata, pomimo tego że nie zrobiłem nic złego.
Tak, pomimo że już wiedziałem że nie jest to organizacja Boża ani religia prawdziwa - i tak było mi przykro, na początku nie mogłem sobie wręcz z tym poradzić.
Początkowo brakowało mi też towarzystwa. No bo przecież zgodnie z wytycznymi CK prawie wszyscy tzw "bliscy znajomi" i "przyjaciele" (którzy tak naprawdę nigdy nie byli ani tymi, ani tymi) byli w organizacji.
Przykre to traktowanie jak powietrze, szczególnie przez osoby którym wcześniej wiele pomagałeś i dla których wcześniej poświęciłeś.
Ale po jakimś czasie szczerze zaczęło mnie to śmieszyć - dawnym "dobrym" znajomym mówię "dzień dobry" czy "cześć", i mam gdzieś czy odpowiedzą (ja chcę być kulturalny) i śmieszy mnie ich reakcja, najczęściej wręcz szok i unikanie, prawie panika  ;D
Ja miałem też na początku spore opory przed czytaniem "odstępczych stron i materiałów"
Jak to kiedyś było omawiane na tym forum - pewne koleiny myślowe pozostają dość długo.
W moim przypadku wpływ na to mógł mieć czas spędzony w organizacji (25 lat).
Teraz, nieco ponad dwa lata po wykluczeniu - czuję się wolny, swobodny i co najważniejsze odczuwam dużo większą osobistą (a nie organizacyjną) więź z Jezusem, i ze Stwórcą.
A ŚJ jest mi szkoda i im współczuję że są tacy wykorzystywani, a i niestety ślepi.


Offline CzarnySmok

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #4 dnia: 11 Październik, 2017, 21:16 »
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.

1. Uspokoiłem tętno, gdy nie trzeba jechać przez korki na drugi koniec miasta w środku tygodnia, żeby zdążyć na zebranie.
2. Lepiej i więcej się śpi, gdy nie trzeba było się zrywać bladym świtem, żeby zdążyć na 14-stą na zebranie w niedzielę.
3. Poprawiłem zarządzanie czasem, gdy planuję cokolwiek - nie patrzę przez pryzmat tego kiedy pamiątka/zgromadzenie/obsługa/zebranie/zbiórka/i ile mogę jeszcze opuścić zebrań, żeby się nie czepiali.
4. Odnotowałem wyprost sylwetki i pełniejsze oddychanie pełną piersią - szczególnie w sytuacji, gdy przyszło 'przypadkiem' dwóch braci starszych 'przypadkiem' zapytać co u mnie i 'przypadkiem' zaglądając mi do zamkniętej sypialni.
5. Wzrosła u mnie również radość z przyjścia lata - moja ulubiona pora roku zawsze zaczynała się po tym jak kończyło się zgromadzenie.
6. Chciałem odnotować również wzrost zasobności portfela, bo nie wrzucam datków, ale uświadomiłem sobie, że nigdy nie wrzuciłem tam ani grosza - wobec tego mam czystsze sumienie, że i tak nie muszę.
7. Otworzyłem się do ludzi - każdy może być moim ziomkiem, bratem, przyjacielem 'one love' - niezależnie czy jest ateistą, buddystą, agnostykiem czy kocha Zeusa.
8. Stwierdziłem, że nie muszę być piękny ani zapracowany w dziele pana, ani nie muszę trzymać paluszka najwyżej w górze, ani nie muszę wszystkich kochać, żeby być szczęśliwy i żeby Jehowa cieszył się z mojego postępowania. 
9. Doświadczyłem, że 'wiedzieć o bogu' a 'wierzyć w niego' to dwie różne sprawy. I mimo tego, że Jehowa mnie kochał(a), gdy byłem Świadkiem, to dopiero wychodząc z WTSu mogę nauczyć się rozwinąć sprawy duchowe zaglądając wgłąb siebie.
10. Podróże i nicnierobienie podczas, gdy inni stoją i pilnują stojaka to nic złego - to nawet fajne zajęcie.
11.Zaprosiłbym Jezusa na każda z imprez o opiniowanie których pytałem w swej naiwności braci starszych. Postarałbym się, żeby Jezus po powrocie do nieba jeszcze z 2000 lat opowiadał o tym jak się dobrze bawił. Aha - i nie kazałbym się Jezusowi ogolić. Jeśli faktycznie dobrze wygląda z brodą niech ją nosi i niech nie zważa na zalecenia wujków zza Wielkiej Kałuży.
12. Nienawidzę pieśni królestwa - naprawdę są brzydkie, nie brzmią, nie motywują, są klaustrofobicznymi klatkami nawet dla głuchoniemych.
13. Uwielbiam kolędy :) Uwielbiam je! Nigdy się ich nie uczyłem, nie mogłem śpiewać, miałem je wypierać, a jak się pojawiają pierwsze z nich w radio to jeszcze podkręcę potencjometr.
14. Seks jest ok...
15. ...seks jest bardzo ok...
16. ...ślub dopiero po seksie...
17. ...a kto ma inne zdanie ten...ma rację, bo nic nikomu do tego kto z kim, kiedy, jak i czy było dobrze.
18. Uwolniłem umysł od balastu zbędnych informacji - nie pamiętam naprawdę NICZEGO ze zgromadzeń, wykładów, zebrań - wszystko to dla mnie jednobarwna papka z której nie jestem wykrzesać niczego.
19. Cieszę się życiem tu, teraz, zaraz, od razu, na ten ty chmiast - nie muszę czekać do raju...
20. ...bo raj wg WTS w którym największą nagrodą byłoby głaskanie tygrysicy zza uchem jest dla mnie jak zwrot kapitału ze złota w Amber Gold.
21. Marzę o tym,  żeby mignąć w TV gdy śpiewam hymn podczas gry reprezentacji. Wcześniej bałem się, że ktoś zauważy, że mam szalik w narodowych barwach i zwróci mi uwagę, że 'nie jestem z tego świata'. Odkryłem, że jestem patriotą. Przynajmniej tym sportowym :)
22. Praca i kasa są ważne, ale nie świadczą o tym, że ktoś jest materialistą bądź nie. Ale naprawdę fajnie zarabiać i robić to się lubi.
23. Naprawdę nie lubiłem głosić. Naprawdę nigdy nie rozumiałem, że to może dawać radość. Nigdy jej nie poczułem. Skoro tego nie czułem to nie było zajęcie dla mnie (i dla większości osób, o których wiem, że to był to dla nich raczej przykry obowiązek).
24. Doszedłem do wniosku, że asertywne odmówienie podjęcia przywileju umycia toalety po zebraniu nie było faux pas w stosunku do wujka starszego, ale naturalną reakcją, do której miałem prawo - czuję się z tym lepiej.
25. Kocham życie i umiem się nim cieszyć.

Nie rozgraniczę co, kiedy i jak się pojawiło. Był okres w którym za wszelką cenę chciałem odciąć się od WTSu, wymazać go, zignorować, wyprzeć - teraz wiem, że się nie da - to po prostu część mnie, moja historia i część tożsamości. Ot, nawet obecność na forum związanym z WTSem jest tego potwierdzeniem. Z tą różnicą, że to ja staram się nad tym wszystkim panować, a nie te mechanizmy nade mną.


« Ostatnia zmiana: 11 Październik, 2017, 21:37 wysłana przez CzarnySmok »


Offline czarnaowca

Odp: Życie tuż powyjściu.
« Odpowiedź #5 dnia: 11 Październik, 2017, 21:43 »
Ja zostałam wykluczona cztery lata temu. Miałam wtedy 20 lat.
Kiedy wróciłam do domu z Komitetu płakałam cała noc. A potem jeszcze kilka kolejnych. Było mi smutno, ze jakoś o mnie nie walczyli a przecież znali mnie 20 lat! Byłam wściekła, bo mi nie pomogli, kiedy ich potrzebowałam, woleli usunąć problem. Rodzice całkiem dobrze to znieśli, ale kiedy koja rodzona siostra powiedziała, ze nie moze ze mną utrzymywać kontaktów płakałam kolejnych kilka dni i próbowałam jakoś sie z nia porozumieć. Niestety bez skutku do dziś.
Potem przyszła złość. Na organizacje. Na braci. Na ich hipokryzje. Głupie zasady unikania na ulicy i udawanie świętszych od Boga. Trwało to z pol roku. Było smutno, kiedy mijałam znajome twarze w sklepie, czy na ulicy. A potem przyszedł... śmiech. I politowanie dla nich. Kiedy były brat uciekł z mojego miejsca pracy, bo nie chciał byc przeze mnie obsłużony. Kiedy ja wchodziłam do miejsca pracy niegdyś duchowej siostry a ta uciekała na zaplecze. Wtedy zdałam sobie sprawę, ze to nie ja mam problem tylko oni. Ze sa strasznie zaślepieni a przy swoim fanatyzmie wręcz komiczni. I mi ulżyło. Zaczęłam szukać informacji o świadkach na Internecie (wcześniej nie chciałam), tak trafiłam na to forum. Przeczytałam historie podobnym sobie i już wiedziałam, ze dobrze sie stało i za nic nie chce tam wracać. Tylko mi mojej siostry szkoda.

Czy odczuwam wpływ WTS? To zależy co masz na myśli. Jako wychowana na tych zasadach cenie sobie fakt, ze wpajane mi były mimo wszystko zasady moralne, rady jak tworzyć szczęśliwe relacje z ludźmi, małżeństwo; choć nie zawsze respektowane u świadków to jednak teoria wyglądała pięknie i w swoim życiu teraz staram sie dalej kierować tymi wytycznymi, bo uważam je za naprawdę wartościowe (i tak, zdaje sobie sprawę, ze wartości te sa uniwersalne, świadkowie nie maja na nie monopolu, ale to od nich pierwszy raz o nich usłyszałam i ze wszystkich publikacji trąbili, ze warto sie do nich stosować). No i dzięki głoszeniu i tssk nie mam problemu z nawiązywaniem kontaktów, publicznymi wystąpieniami, itp. Innego wpływu nie odczuwam, bo od złych praktyk świadków po prostu sie Odcielam.
O, czasem sie łapie na tym, ze nucę pieśni pod nosem jak cos robie- ale jeszcze te stare, ze śpiewnika z nutami, bo był czas, kiedy grałam je na pianinie i tak jakoś weszło do głowy.
« Ostatnia zmiana: 11 Październik, 2017, 21:47 wysłana przez czarnaowca »


Offline Nemo

  • El Kapitan
  • Wiadomości: 5 517
  • Polubień: 14345
  • Często pod wiatr. Ale zawsze własnym kursem.
Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #6 dnia: 11 Październik, 2017, 21:57 »
U mnie tuż po wyjściu było jakby nic się nie stało. Zostaliśmy z żoną wykluczeni i szczerze to nam to zwisało, bo nieczynni byliśmy już od dłuższego czasu. Po sądzie kapturowym, kiedy stwierdziliśmy że wreszcie koniec tej farsy, przez następne 10 lat żyliśmy normalnie. ŚJ ani nas ziębili ani grzali, tym bardziej, że jak nas wykluczyli, to po paru miesiącach się przeprowadziliśmy. Nie rozmawialiśmy o śJ, nie interesowało nas co robią, o czym myślą i nawet co myślą o nas. Do czasu. W wyniku splotu traumatycznych przeżyć, żona uległa namowom swojej siostry i wróciła do zboru. I demony przeszłości wróciły. Aby ją wyciągnąć z tego obłędu zacząłem drążyć internet, informacje uzyskane na sąsiednim forum (tego jeszcze nie było) i pomoc pewnych osób pozwoliły mi otworzyć oczy żony na prawdziwe oblicze tej destrukcyjnej religii.
 Także mieliśmy można powiedzieć dwa wyjścia z tej organizacji. Jedno to pierwsze spłynęło po nas jak po kaczce, to drugie kiedy ja byłem tym wybudzającym, dało nam emocjonalnie nieźle w kość. Ale jak to mówią. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Jestem teraz przekonany że temat mieszania się śJ do naszej rodziny jest definitywnie zamknięty. W chwili obecnej a jest to już ponad 2 lata po drugim wyjściu, mogę zacytować Tązłą.

A prawdziwych przyjaciół, prawdziwie bliskich mi  ludzi, mam ze świata, że tak brzydko to ujmę. Najważniejsze, że mam i to mnie bardzo cieszy. :)

Nie mam żadnych WTS-owskich przywar. Wręcz przeciwnie, jestem bardzo przekorny. Jakby świadek zrobił tak, to ja inaczej.   I robię to z dziką rozkoszą, ale @-y tak już mają.  ;D

;D
Niemądrym jest być zbyt pewnym własnej wiedzy. Zdrowo jest pamiętać, że najsilniejszy może osłabnąć, a najmądrzejszy się mylić.
Mahatma Gandhi


Offline wrzesien

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #7 dnia: 11 Październik, 2017, 22:50 »
U mnie tuż po wyjściu było jakby nic się nie stało. Zostaliśmy z żoną wykluczeni i szczerze to nam to zwisało, bo nieczynni byliśmy już od dłuższego czasu. Po sądzie kapturowym, kiedy stwierdziliśmy że wreszcie koniec tej farsy, przez następne 10 lat żyliśmy normalnie. ŚJ ani nas ziębili ani grzali, tym bardziej, że jak nas wykluczyli, to po paru miesiącach się przeprowadziliśmy. Nie rozmawialiśmy o śJ, nie interesowało nas co robią, o czym myślą i nawet co myślą o nas. Do czasu. W wyniku splotu traumatycznych przeżyć, żona uległa namowom swojej siostry i wróciła do zboru. I demony przeszłości wróciły. Aby ją wyciągnąć z tego obłędu zacząłem drążyć internet, informacje uzyskane na sąsiednim forum (tego jeszcze nie było) i pomoc pewnych osób pozwoliły mi otworzyć oczy żony na prawdziwe oblicze tej destrukcyjnej religii.
 Także mieliśmy można powiedzieć dwa wyjścia z tej organizacji. Jedno to pierwsze spłynęło po nas jak po kaczce, to drugie kiedy ja byłem tym wybudzającym, dało nam emocjonalnie nieźle w kość. Ale jak to mówią. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Jestem teraz przekonany że temat mieszania się śJ do naszej rodziny jest definitywnie zamknięty. W chwili obecnej a jest to już ponad 2 lata po drugim wyjściu, mogę zacytować Tązłą.
 ;D
Znam tę historię i to jest prawdziwy dramat co wtedy człowiek czuje.
"Bracie Nemo- a jak te doświadczenia wpłynęły na Twoją osobistą więź z... małżonką i czego się nauczyliście? Wiem, że tworzycie teraz trwałe i zgodne małżeństwo, ale był czas kiedy zarejestrowałeś się jako "Nemo"..." :D
Czytał Tadeusz Wiwatowski.


Offline Lila

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #8 dnia: 11 Październik, 2017, 22:57 »
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.
Pustka. Czułam pustkę, ulgę, uwolnienie od ciężaru.
Nie pamiętam, czy to były dni, tygodnie, czy miesiące. U mnie to nie był konkretny moment, a odejście miało kilka etapów, kamieni milowych.
Pamiętam za to, że wcześniej w porze zebrań udawałam przed samą sobą, że jednak staram się na nie iść, ale że mam jakieś ważne usprawiedliwienie.
Gdy podjęłam decyzję przed samą sobą, poczułam, że właśnie rozpoczynam nowy rozdział, wchodzę przez nowe drzwi.
Gdy zarejestrowałam się oficjalnie na forum, poczułam jakbym podpisała co najmniej cyrograf z Diabłem, bo przyznałam się przed Bogiem, że jestem najgorszej maści odstępcą.
Gdy poinformowałam najbliższą rodzinę, przestałam udawać kogoś, kim od lat nie byłam i to było naprawdę trudne ale i wyzwalające.

Tak, nadal odczuwam wpływ WTS, bo tkwi w nim cała moja rodzina. Oni tym żyją, mamy tam wspólnych znajomych, o których czasami rozmawiamy. Czasami przyjdą do rodziców goście, dla których jestem daleko mieszkającą nadal siostrą. Nie da się tego całkiem wyeliminować.
Samo to, że mam kontakt z EXami, zaglądam na fora i grupy fb dla Exów też oznacza, że nadal jestem pod wpływem.
Szybko przestałam myśleć kategoriami świadkowskiej moralności. Zaczęłam patrzeć na innych i widzieć w nich Ludzi, a nie owce, kozły, pomiot żmijowy czy amhaarec. Przyjaciół mam wśród EXów i "światusów". Nie oceniamy siebie, nie osądzamy. Za to wspieramy, pomagamy, uczymy się siebie.
Dałam sobie przyzwolenie na bycie szczęśliwą tu i teraz. Czasami przeżywam dziecięcą ekscytację małymi rzeczami. Teraz widzę, że nigdy nie byłam dzieckiem... Cieszę się rzeczami, które wcześniej były poza moim zasięgiem, choć wcale nie były złe. Cieszę się sobą i życiem.

1. Uspokoiłem tętno, gdy nie trzeba jechać przez korki na drugi koniec miasta w środku tygodnia, żeby zdążyć na zebranie.
2. Lepiej i więcej się śpi, gdy nie trzeba było się zrywać bladym świtem, żeby zdążyć na 14-stą na zebranie w niedzielę.
3. Poprawiłem zarządzanie czasem, gdy planuję cokolwiek - nie patrzę przez pryzmat tego kiedy pamiątka/zgromadzenie/obsługa/zebranie/zbiórka/i ile mogę jeszcze opuścić zebrań, żeby się nie czepiali.
4. Odnotowałem wyprost sylwetki i pełniejsze oddychanie pełną piersią - szczególnie w sytuacji, gdy przyszło 'przypadkiem' dwóch braci starszych 'przypadkiem' zapytać co u mnie i 'przypadkiem' zaglądając mi do zamkniętej sypialni.
5. Wzrosła u mnie również radość z przyjścia lata - moja ulubiona pora roku zawsze zaczynała się po tym jak kończyło się zgromadzenie.
6. Chciałem odnotować również wzrost zasobności portfela, bo nie wrzucam datków, ale uświadomiłem sobie, że nigdy nie wrzuciłem tam ani grosza - wobec tego mam czystsze sumienie, że i tak nie muszę.
7. Otworzyłem się do ludzi - każdy może być moim ziomkiem, bratem, przyjacielem 'one love' - niezależnie czy jest ateistą, buddystą, agnostykiem czy kocha Zeusa.
8. Stwierdziłem, że nie muszę być piękny ani zapracowany w dziele pana, ani nie muszę trzymać paluszka najwyżej w górze, ani nie muszę wszystkich kochać, żeby być szczęśliwy i żeby Jehowa cieszył się z mojego postępowania. 
9. Doświadczyłem, że 'wiedzieć o bogu' a 'wierzyć w niego' to dwie różne sprawy. I mimo tego, że Jehowa mnie kochał(a), gdy byłem Świadkiem, to dopiero wychodząc z WTSu mogę nauczyć się rozwinąć sprawy duchowe zaglądając wgłąb siebie.
10. Podróże i nicnierobienie podczas, gdy inni stoją i pilnują stojaka to nic złego - to nawet fajne zajęcie.
11.Zaprosiłbym Jezusa na każda z imprez o opiniowanie których pytałem w swej naiwności braci starszych. Postarałbym się, żeby Jezus po powrocie do nieba jeszcze z 2000 lat opowiadał o tym jak się dobrze bawił. Aha - i nie kazałbym się Jezusowi ogolić. Jeśli faktycznie dobrze wygląda z brodą niech ją nosi i niech nie zważa na zalecenia wujków zza Wielkiej Kałuży.
12. Nienawidzę pieśni królestwa - naprawdę są brzydkie, nie brzmią, nie motywują, są klaustrofobicznymi klatkami nawet dla głuchoniemych.
13. Uwielbiam kolędy :) Uwielbiam je! Nigdy się ich nie uczyłem, nie mogłem śpiewać, miałem je wypierać, a jak się pojawiają pierwsze z nich w radio to jeszcze podkręcę potencjometr.
14. Seks jest ok...
15. ...seks jest bardzo ok...
16. ...ślub dopiero po seksie...
17. ...a kto ma inne zdanie ten...ma rację, bo nic nikomu do tego kto z kim, kiedy, jak i czy było dobrze.
18. Uwolniłem umysł od balastu zbędnych informacji - nie pamiętam naprawdę NICZEGO ze zgromadzeń, wykładów, zebrań - wszystko to dla mnie jednobarwna papka z której nie jestem wykrzesać niczego.
19. Cieszę się życiem tu, teraz, zaraz, od razu, na ten ty chmiast - nie muszę czekać do raju...
20. ...bo raj wg WTS w którym największą nagrodą byłoby głaskanie tygrysicy zza uchem jest dla mnie jak zwrot kapitału ze złota w Amber Gold.
21. Marzę o tym,  żeby mignąć w TV gdy śpiewam hymn podczas gry reprezentacji. Wcześniej bałem się, że ktoś zauważy, że mam szalik w narodowych barwach i zwróci mi uwagę, że 'nie jestem z tego świata'. Odkryłem, że jestem patriotą. Przynajmniej tym sportowym :)
22. Praca i kasa są ważne, ale nie świadczą o tym, że ktoś jest materialistą bądź nie. Ale naprawdę fajnie zarabiać i robić to się lubi.
23. Naprawdę nie lubiłem głosić. Naprawdę nigdy nie rozumiałem, że to może dawać radość. Nigdy jej nie poczułem. Skoro tego nie czułem to nie było zajęcie dla mnie (i dla większości osób, o których wiem, że to był to dla nich raczej przykry obowiązek).
24. Doszedłem do wniosku, że asertywne odmówienie podjęcia przywileju umycia toalety po zebraniu nie było faux pas w stosunku do wujka starszego, ale naturalną reakcją, do której miałem prawo - czuję się z tym lepiej.
25. Kocham życie i umiem się nim cieszyć.

Nie rozgraniczę co, kiedy i jak się pojawiło. Był okres w którym za wszelką cenę chciałem odciąć się od WTSu, wymazać go, zignorować, wyprzeć - teraz wiem, że się nie da - to po prostu część mnie, moja historia i część tożsamości. Ot, nawet obecność na forum związanym z WTSem jest tego potwierdzeniem. Z tą różnicą, że to ja staram się nad tym wszystkim panować, a nie te mechanizmy nade mną.


Zapomniałeś napisać, że seks jest ok :D


I że porzuciłeś teczuszkę i lakierki ;)



Offline Nemo

  • El Kapitan
  • Wiadomości: 5 517
  • Polubień: 14345
  • Często pod wiatr. Ale zawsze własnym kursem.
Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #9 dnia: 11 Październik, 2017, 23:16 »
Znam tę historię i to jest prawdziwy dramat co wtedy człowiek czuje.

Na szczęście było, minęło.

"Bracie Nemo- a jak te doświadczenia wpłynęły na Twoją osobistą więź z... małżonką i czego się nauczyliście? Wiem, że tworzycie teraz trwałe i zgodne małżeństwo, ale był czas kiedy zarejestrowałeś się jako "Nemo"..." :D
Czytał Tadeusz Wiwatowski.

 ;D ;D ;D
Niemądrym jest być zbyt pewnym własnej wiedzy. Zdrowo jest pamiętać, że najsilniejszy może osłabnąć, a najmądrzejszy się mylić.
Mahatma Gandhi


Offline Giwon

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #10 dnia: 11 Październik, 2017, 23:40 »
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.

Nemo: Poprawiłem tytuł wątku.


Nie umiem określić kiedy dokładnie zacząłem być mniej niż bardziej w organizacji, ale pamiętam jakie popołudnia strasznie długie bez zebrań mi się wydawały, weekendy jakie pełne gdy do służby się nie szło, zresztą to najbardziej lubiłem w kongresach że zebrania wypadały :D Jakoś tak sobie odpływałem, ogólnie nic szczególnego, po prostu zacząłem się ulatniać ze zboru (gdzieś na forum jest moja historia, nie lubię wracać myślami do tamtego okresu), z historii nowszej to chcąc wyrwać ze szponów zborowych moją ukochaną musiałem parę razy sie pokazać na sali, robiąc wszystkim nadzieję na mój powrót, by po obecności na pamiątce sprezentować list pożegnalny, ku zdziwieniu gawiedzi.

Nie powiem, choć mentalnie byłem już dawno poza zborem, to na początku robiłem uniki, typu jest stojak to przejdę drugą stroną ulicy, ale nie trwało to zbyt długo, teraz widzę stojak to specjalnie idę obok żeby na mnie patrzyli :D Co do wolnego czasu, w sumie mam po prostu więcej czasu dla siebie, ale i tak wciąż za mało - życie z WTSem czy bez wciąż ma tylko 24h/dobę

Co do zwyczajów, jeszcze mi się zdarza że siadam do stołu i czasem się trafi odruch że modlitwa, ale to tak raz na pół roku. Tak w zasadzie z życia zborowego nic mi nie zostało, piję, palę różne rzeczy, słucham demonicznej muzyki (albo po prostu dobrej muzyki ;) ), ubieram się w koszulki z jakimiś czaszkami, zapuszczam włosy, bywam na koncertach metalowych, mieszkam z narzeczoną, więcej grzechów na tą chwilę nie pamiętam :D

A tak ogólnie, to ulga ulga i jeszcze raz ulga, poczucie wolności, nieskrępowania, wyzbycie się wstydu (oj wstyd WTS bardzo dobrze wykorzystuje) po prostu jestem w 100% sobą, nie muszę niczego ani tym bardziej nikogo grać :)
Człowiek rodzi się po to, żeby przeżyć życie i to od niego zależy czy go nie przegapi.


Offline dziewiatka

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #11 dnia: 12 Październik, 2017, 02:47 »
Co prawda jeszcze jestem oficjalnie świadkiem jednak przyszedł taki dzień gdy postanowiłem urwać się ze smyczy WTS-u od tego dnia mięło 3 lata.Pierwsze tygodnie to było tak jak bym wynurzył się z wody i zaczerpną powietrza jednej strony jest to ożywcze ale jak za długo siedzi się pod wodą ti jest to nieprzyjemne uczucie.Na początku ciągle czegoś brakowało i ten strach co powiem gdy spotkam braci na ulicy a oni zapytają czemu nie chodzę na zebrania.Nawyki związane ze studiowaniem pozostały  i temu chyba zawdzięczam,że nie uległem presji przyzwyczajenia i swego rodzaju tęsknoty,bo co rusz upewniałem się że niewolnik jest kłamliwym niewolnikiem to powodowało coraz większą złość,że przez lata dawałem wodzić się za nos.Te trzy lata oparłem się pokusie by pójść na zebranie bardzo pomogła mi w tym żona(również nieczynny świadek)Coś tak przeczuwam,że zbliża się termin ostatecznego rozwodu.Moja żona coraz częściej mówi o wysłaniu listu rozwodowego,co będzie związane z pewnymi kłopotami  w relacjach rodzinnych,szwagier jest fanatykiem organizacji pod jego wpływem jest teściowa to może skończyć się wielką awanturą i wtedy będę musiał stanąć po stronie żony i ja również pokażę gest Kozakiewicza organizacji.


Offline PoProstuJa

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #12 dnia: 12 Październik, 2017, 10:27 »
Ja na razie jestem "świeżynką", która odeszła (oficjalnie) stosunkowo niedawno. Ale pismo o odejściu to w zasadzie było już zwieńczenie skończonego dzieła - taka wisienka na torcie, który upiekłam sobie już dużo wcześniej :)

O tym, że wyjdę z JW.ORGa byłam pewna jakieś 1,5 roku przed podjęciem tej oficjalnej decyzji. Wiedziałam więc, że uczynię ten krok, ale nie wiedziałam kiedy. Postanowiłam dać sobie czas na podjęcie tej ostatecznej decyzji i nie przyspieszać jej. Wszelkie sugestie innych "odstępców", że powinnam wyjść wcześniej bardzo mnie denerwowały.
Postanowiłam wyjść wtedy, gdy poczuję wewnątrz siebie, że "TO JUŻ".
No i pewnego dnia - idąc ulicą - poczułam coś takiego i na drugi dzień miałam już gotowe pismo (a pisałam je w nocy dnia poprzedniego)  :)

Ponieważ przez cały ten czas podejmowania decyzji nie chodziłam na zebrania, więc miałam już próbkę tego jak będę traktowana przez innych po wykluczeniu. Ludzie nie dzwonili do mnie, na ulicy mówili tylko "cześć" i szli dalej. Byłam im coraz bardziej obojętna, a wręcz zaczęli mnie unikać.
W takiej sytuacji oficjalne odejście z organizacji to była dla mnie wręcz ulga - zmieniłam bowiem status ze "zborowego śmiecia" na osobę silną i zdecydowaną, która nie da sobą pomiatać.
O ironio. Bardzo poprawił mi się nastrój. Za czasów WTS byłam bardziej depresyjna i rozczarowana tym, że w moim zborze nie ma raju duchowego. A teraz naprawdę dużo lepiej się czuję, mimo, że spodziewałam się, że będzie odwrotnie.

Tak szczerze mówiąc - oprócz pozbycia się kontaktów z fałszywymi "przyjaciółmi", to po odejściu niewiele się u mnie zmieniło. No może to, że bardziej zżyłam się z sąsiadami i z ludźmi "ze świata" i mam z nimi coraz częstsze kontakty.

Miałam różne etapy pod względem przeżyć i emocji, ale przeżyłam je jeszcze PRZED wyjściem z WTS. A w czasie wyjścia byłam już osobą spokojną i w pełni tego świadomą.

Ogólnie po wyjściu naszła mnie refreksja: Hmmm... jakie to było proste! Dlaczego ja tyle z tym zwlekałam?! :)

Czy zostało mi coś z WTS? Na pewno tak - nieufność do wszelkich religii.
Plusy w WTS też jakieś były, więc nie mogę powiedzieć, że było tam tylko źle.

Inne ciekawe skutki uboczne... Okazało się, że wokół mnie są osoby, które również znają "prawdę o prawdzie", ale tkwią jeszcze w zborze. Mam z kilkoma takimi osobami kontakt i wspieramy się wzajemnie w "odstępstwie" :D

Nie brakuje mi ludzi ze zboru, choć myślę o nich raczej pozytywnie. Nie noszę w sobie negatywnych emocji.

Podsumowując: jestem zadowolona ze swojej decyzji o odejściu i widzę, że obecnie dużo lepiej się czuję (pod względem emocjonalnym). Mam też lepsze kontakty z sąsiadami i znajomymi.



Offline tomek_s

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 2 109
  • Polubień: 2037
  • Nigdy nie byłem ŚJ.... KRK
Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #13 dnia: 12 Październik, 2017, 23:36 »

Podsumowując: jestem zadowolona ze swojej decyzji o odejściu i widzę, że obecnie dużo lepiej się czuję (pod względem emocjonalnym). Mam też lepsze kontakty z sąsiadami i znajomymi.
A wcześniej były średnie? ;)
„Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim” (Mt 8:11),


Offline lukasz84gl

Odp: Życie tuż po wyjściu.
« Odpowiedź #14 dnia: 14 Październik, 2017, 14:31 »
Tak czytając wasze opowieści można łatwo zauważyć, że co osoba to inna droga. Tego też się spodziewałem. Zadałem te pytania ponieważ chodzi za mną pewien pomysł. Utworzyć krótki poradnik dla osób, które chcą opuścić organizację. Chciałbym, żeby spełniał następujące kryteria:
-był możliwie krótki
-nie narzucał jakiegokolwiek kierunku, co robić po wyjściu a jednocześnie pozwolił czytelnikowi wybrać coś dla siebie
-bazujący nie na błędach doktrynalnych, a wskazujący na szkodliwość zamkniętych grup, ze wskazaniem na manipulacje i kontrolowanie.
-brak wywierania jakiejkolwiek presji, a wręcz przeciwnie, żeby pomógł wyciszyć negatywne emocje
-zawierający prostą naukę samokontroli

Wszystko to chciałbym oprzeć o książki coachingowe. Wiem, że może niektórzy mogą mieć do tego negatywne podejście ale na swojej skórze odczułem, że jest to skuteczne. I tym właśnie chciałbym się podzielić. Kiedy to powstanie to nie wiem, trudno mi to określić. Ale ze swojej strony dziękuję za to, że opisaliście swoje historie. Bo nie mogę bazować tylko na własnych;). A jeśli już powstanie jakaś wstępna wersja, to się nią podzielę w celu oceny i eliminacji ewentualnych błędów. W końcu nie jestem WTS i błędy popełniam:).

A wcześniej były średnie? ;)

Podejrzewam, że poprawiły się głownie dlatego, że są naturalne. Nie ma teraz sztucznego uśmiechu, żeby przypadkiem nie urazić potencjalnej owieczki. Ludzie pewnie też dostrzegli zmianę i się nie obawiają przeciągania na swoją stronę.
„Nikt nie jest bardziej beznadziejnie zniewolony, niż ci którzy fałszywie wierzą że są wolni." Georg Wilhelm Hegel