Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne

BYLI... OBECNI... => BYŁEM ŚWIADKIEM... nasze historie => Wątek zaczęty przez: lukasz84gl w 11 Październik, 2017, 19:40

Tytuł: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: lukasz84gl w 11 Październik, 2017, 19:40
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.

Nemo: Poprawiłem tytuł wątku.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Październik, 2017, 20:00
 Najpierw była ulga, że mam to z głowy. Później przyszedł tzw głód, tęsknota za bliskimi, jakaś dziwna chęć pójścia na zebranie. Ja np łapałam się  na tym..mama szykuje się na zebranie, mama jedzie na zebranie, mama wraca itd itp.
Później był bunt przeciwko wszystkim świadkom, całemu światu, taka wręcz nienawiść do tych ludzi. Winiłam wszystkich za to co tak naprawdę zrobiła mi moja rodzina. Po tym przyszła refleksja i zrozumienie, że ci ludzie, którzy czasem do mnie zapukali nie są niczemu winni. Jeśli mam kogoś winić, to bliskich i tylko ich. A na samym końcu ( po latach) przyszło najlepsze, świadomość, że mam to w d....
A teraz należę do tych, którzy mówią, że nie, z rodziną nie wychodzi się dobrze na zdjęciu, im najlepiej te zdjęcia robić . :D
A prawdziwych przyjaciół, prawdziwie bliskich mi  ludzi, mam ze świata, że tak brzydko to ujmę. Najważniejsze, że mam i to mnie bardzo cieszy. :)

Nie mam żadnych WTS-owskich przywar. Wręcz przeciwnie, jestem bardzo przekorna. Jakby świadek zrobił tak, to ja inaczej.   I robię to z dziką rozkoszą, ale @-y tak już mają.  ;D
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Startek w 11 Październik, 2017, 20:14
To zależy od czasu jaki upłynął po wyjściu . W lipcu minął rok od mojego wylotu , z początku żyłem tym i obserwowałem straznice z myślą by pomóc mojej rodzinie . Ale teraz mam wielkie obrzydzenie do tej ich literatury , rodziny to i tak nie uda  mi się nawrócić , więc nie jest to moim priorytetem . Żyję sobie normalnym życiem i cieszę się każdym dniem bez organizacji . Ja wyleciałem że względu na wyznawanie Jezusa Chrystusa i stawianie Go na pierwszym miejscu . Moje życie zostało wypełnione przez Niego i jestem szczęśliwy z tego powodu . Kiedy widzę świadków którzy uciekają przede mną i te ich zmieszanie to mam niezły ubaw , a zarazem jest mi ich żal .
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: zaocznie wywalony w 11 Październik, 2017, 21:13
Może powiem o sobie.
Na początku pojawił się żal: straconych lat, poświęceń, mnóstwa pracy i błędnych decyzji podjętych by żyć w zgodzie z wymysłami CK.
Ale było było mi przykro, naprawdę bardzo przykro, że pomimo czasu i poświęceń, zostałem zaocznie wywalony, jak zużyta szmata, pomimo tego że nie zrobiłem nic złego.
Tak, pomimo że już wiedziałem że nie jest to organizacja Boża ani religia prawdziwa - i tak było mi przykro, na początku nie mogłem sobie wręcz z tym poradzić.
Początkowo brakowało mi też towarzystwa. No bo przecież zgodnie z wytycznymi CK prawie wszyscy tzw "bliscy znajomi" i "przyjaciele" (którzy tak naprawdę nigdy nie byli ani tymi, ani tymi) byli w organizacji.
Przykre to traktowanie jak powietrze, szczególnie przez osoby którym wcześniej wiele pomagałeś i dla których wcześniej poświęciłeś.
Ale po jakimś czasie szczerze zaczęło mnie to śmieszyć - dawnym "dobrym" znajomym mówię "dzień dobry" czy "cześć", i mam gdzieś czy odpowiedzą (ja chcę być kulturalny) i śmieszy mnie ich reakcja, najczęściej wręcz szok i unikanie, prawie panika  ;D
Ja miałem też na początku spore opory przed czytaniem "odstępczych stron i materiałów"
Jak to kiedyś było omawiane na tym forum - pewne koleiny myślowe pozostają dość długo.
W moim przypadku wpływ na to mógł mieć czas spędzony w organizacji (25 lat).
Teraz, nieco ponad dwa lata po wykluczeniu - czuję się wolny, swobodny i co najważniejsze odczuwam dużo większą osobistą (a nie organizacyjną) więź z Jezusem, i ze Stwórcą.
A ŚJ jest mi szkoda i im współczuję że są tacy wykorzystywani, a i niestety ślepi.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: CzarnySmok w 11 Październik, 2017, 21:16
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.

1. Uspokoiłem tętno, gdy nie trzeba jechać przez korki na drugi koniec miasta w środku tygodnia, żeby zdążyć na zebranie.
2. Lepiej i więcej się śpi, gdy nie trzeba było się zrywać bladym świtem, żeby zdążyć na 14-stą na zebranie w niedzielę.
3. Poprawiłem zarządzanie czasem, gdy planuję cokolwiek - nie patrzę przez pryzmat tego kiedy pamiątka/zgromadzenie/obsługa/zebranie/zbiórka/i ile mogę jeszcze opuścić zebrań, żeby się nie czepiali.
4. Odnotowałem wyprost sylwetki i pełniejsze oddychanie pełną piersią - szczególnie w sytuacji, gdy przyszło 'przypadkiem' dwóch braci starszych 'przypadkiem' zapytać co u mnie i 'przypadkiem' zaglądając mi do zamkniętej sypialni.
5. Wzrosła u mnie również radość z przyjścia lata - moja ulubiona pora roku zawsze zaczynała się po tym jak kończyło się zgromadzenie.
6. Chciałem odnotować również wzrost zasobności portfela, bo nie wrzucam datków, ale uświadomiłem sobie, że nigdy nie wrzuciłem tam ani grosza - wobec tego mam czystsze sumienie, że i tak nie muszę.
7. Otworzyłem się do ludzi - każdy może być moim ziomkiem, bratem, przyjacielem 'one love' - niezależnie czy jest ateistą, buddystą, agnostykiem czy kocha Zeusa.
8. Stwierdziłem, że nie muszę być piękny ani zapracowany w dziele pana, ani nie muszę trzymać paluszka najwyżej w górze, ani nie muszę wszystkich kochać, żeby być szczęśliwy i żeby Jehowa cieszył się z mojego postępowania. 
9. Doświadczyłem, że 'wiedzieć o bogu' a 'wierzyć w niego' to dwie różne sprawy. I mimo tego, że Jehowa mnie kochał(a), gdy byłem Świadkiem, to dopiero wychodząc z WTSu mogę nauczyć się rozwinąć sprawy duchowe zaglądając wgłąb siebie.
10. Podróże i nicnierobienie podczas, gdy inni stoją i pilnują stojaka to nic złego - to nawet fajne zajęcie.
11.Zaprosiłbym Jezusa na każda z imprez o opiniowanie których pytałem w swej naiwności braci starszych. Postarałbym się, żeby Jezus po powrocie do nieba jeszcze z 2000 lat opowiadał o tym jak się dobrze bawił. Aha - i nie kazałbym się Jezusowi ogolić. Jeśli faktycznie dobrze wygląda z brodą niech ją nosi i niech nie zważa na zalecenia wujków zza Wielkiej Kałuży.
12. Nienawidzę pieśni królestwa - naprawdę są brzydkie, nie brzmią, nie motywują, są klaustrofobicznymi klatkami nawet dla głuchoniemych.
13. Uwielbiam kolędy :) Uwielbiam je! Nigdy się ich nie uczyłem, nie mogłem śpiewać, miałem je wypierać, a jak się pojawiają pierwsze z nich w radio to jeszcze podkręcę potencjometr.
14. Seks jest ok...
15. ...seks jest bardzo ok...
16. ...ślub dopiero po seksie...
17. ...a kto ma inne zdanie ten...ma rację, bo nic nikomu do tego kto z kim, kiedy, jak i czy było dobrze.
18. Uwolniłem umysł od balastu zbędnych informacji - nie pamiętam naprawdę NICZEGO ze zgromadzeń, wykładów, zebrań - wszystko to dla mnie jednobarwna papka z której nie jestem wykrzesać niczego.
19. Cieszę się życiem tu, teraz, zaraz, od razu, na ten ty chmiast - nie muszę czekać do raju...
20. ...bo raj wg WTS w którym największą nagrodą byłoby głaskanie tygrysicy zza uchem jest dla mnie jak zwrot kapitału ze złota w Amber Gold.
21. Marzę o tym,  żeby mignąć w TV gdy śpiewam hymn podczas gry reprezentacji. Wcześniej bałem się, że ktoś zauważy, że mam szalik w narodowych barwach i zwróci mi uwagę, że 'nie jestem z tego świata'. Odkryłem, że jestem patriotą. Przynajmniej tym sportowym :)
22. Praca i kasa są ważne, ale nie świadczą o tym, że ktoś jest materialistą bądź nie. Ale naprawdę fajnie zarabiać i robić to się lubi.
23. Naprawdę nie lubiłem głosić. Naprawdę nigdy nie rozumiałem, że to może dawać radość. Nigdy jej nie poczułem. Skoro tego nie czułem to nie było zajęcie dla mnie (i dla większości osób, o których wiem, że to był to dla nich raczej przykry obowiązek).
24. Doszedłem do wniosku, że asertywne odmówienie podjęcia przywileju umycia toalety po zebraniu nie było faux pas w stosunku do wujka starszego, ale naturalną reakcją, do której miałem prawo - czuję się z tym lepiej.
25. Kocham życie i umiem się nim cieszyć.

Nie rozgraniczę co, kiedy i jak się pojawiło. Był okres w którym za wszelką cenę chciałem odciąć się od WTSu, wymazać go, zignorować, wyprzeć - teraz wiem, że się nie da - to po prostu część mnie, moja historia i część tożsamości. Ot, nawet obecność na forum związanym z WTSem jest tego potwierdzeniem. Z tą różnicą, że to ja staram się nad tym wszystkim panować, a nie te mechanizmy nade mną.


Tytuł: Odp: Życie tuż powyjściu.
Wiadomość wysłana przez: czarnaowca w 11 Październik, 2017, 21:43
Ja zostałam wykluczona cztery lata temu. Miałam wtedy 20 lat.
Kiedy wróciłam do domu z Komitetu płakałam cała noc. A potem jeszcze kilka kolejnych. Było mi smutno, ze jakoś o mnie nie walczyli a przecież znali mnie 20 lat! Byłam wściekła, bo mi nie pomogli, kiedy ich potrzebowałam, woleli usunąć problem. Rodzice całkiem dobrze to znieśli, ale kiedy koja rodzona siostra powiedziała, ze nie moze ze mną utrzymywać kontaktów płakałam kolejnych kilka dni i próbowałam jakoś sie z nia porozumieć. Niestety bez skutku do dziś.
Potem przyszła złość. Na organizacje. Na braci. Na ich hipokryzje. Głupie zasady unikania na ulicy i udawanie świętszych od Boga. Trwało to z pol roku. Było smutno, kiedy mijałam znajome twarze w sklepie, czy na ulicy. A potem przyszedł... śmiech. I politowanie dla nich. Kiedy były brat uciekł z mojego miejsca pracy, bo nie chciał byc przeze mnie obsłużony. Kiedy ja wchodziłam do miejsca pracy niegdyś duchowej siostry a ta uciekała na zaplecze. Wtedy zdałam sobie sprawę, ze to nie ja mam problem tylko oni. Ze sa strasznie zaślepieni a przy swoim fanatyzmie wręcz komiczni. I mi ulżyło. Zaczęłam szukać informacji o świadkach na Internecie (wcześniej nie chciałam), tak trafiłam na to forum. Przeczytałam historie podobnym sobie i już wiedziałam, ze dobrze sie stało i za nic nie chce tam wracać. Tylko mi mojej siostry szkoda.

Czy odczuwam wpływ WTS? To zależy co masz na myśli. Jako wychowana na tych zasadach cenie sobie fakt, ze wpajane mi były mimo wszystko zasady moralne, rady jak tworzyć szczęśliwe relacje z ludźmi, małżeństwo; choć nie zawsze respektowane u świadków to jednak teoria wyglądała pięknie i w swoim życiu teraz staram sie dalej kierować tymi wytycznymi, bo uważam je za naprawdę wartościowe (i tak, zdaje sobie sprawę, ze wartości te sa uniwersalne, świadkowie nie maja na nie monopolu, ale to od nich pierwszy raz o nich usłyszałam i ze wszystkich publikacji trąbili, ze warto sie do nich stosować). No i dzięki głoszeniu i tssk nie mam problemu z nawiązywaniem kontaktów, publicznymi wystąpieniami, itp. Innego wpływu nie odczuwam, bo od złych praktyk świadków po prostu sie Odcielam.
O, czasem sie łapie na tym, ze nucę pieśni pod nosem jak cos robie- ale jeszcze te stare, ze śpiewnika z nutami, bo był czas, kiedy grałam je na pianinie i tak jakoś weszło do głowy.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 11 Październik, 2017, 21:57
U mnie tuż po wyjściu było jakby nic się nie stało. Zostaliśmy z żoną wykluczeni i szczerze to nam to zwisało, bo nieczynni byliśmy już od dłuższego czasu. Po sądzie kapturowym, kiedy stwierdziliśmy że wreszcie koniec tej farsy, przez następne 10 lat żyliśmy normalnie. ŚJ ani nas ziębili ani grzali, tym bardziej, że jak nas wykluczyli, to po paru miesiącach się przeprowadziliśmy. Nie rozmawialiśmy o śJ, nie interesowało nas co robią, o czym myślą i nawet co myślą o nas. Do czasu. W wyniku splotu traumatycznych przeżyć, żona uległa namowom swojej siostry i wróciła do zboru. I demony przeszłości wróciły. Aby ją wyciągnąć z tego obłędu zacząłem drążyć internet, informacje uzyskane na sąsiednim forum (tego jeszcze nie było) i pomoc pewnych osób pozwoliły mi otworzyć oczy żony na prawdziwe oblicze tej destrukcyjnej religii.
 Także mieliśmy można powiedzieć dwa wyjścia z tej organizacji. Jedno to pierwsze spłynęło po nas jak po kaczce, to drugie kiedy ja byłem tym wybudzającym, dało nam emocjonalnie nieźle w kość. Ale jak to mówią. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Jestem teraz przekonany że temat mieszania się śJ do naszej rodziny jest definitywnie zamknięty. W chwili obecnej a jest to już ponad 2 lata po drugim wyjściu, mogę zacytować Tązłą.

A prawdziwych przyjaciół, prawdziwie bliskich mi  ludzi, mam ze świata, że tak brzydko to ujmę. Najważniejsze, że mam i to mnie bardzo cieszy. :)

Nie mam żadnych WTS-owskich przywar. Wręcz przeciwnie, jestem bardzo przekorny. Jakby świadek zrobił tak, to ja inaczej.   I robię to z dziką rozkoszą, ale @-y tak już mają.  ;D

;D
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: wrzesien w 11 Październik, 2017, 22:50
U mnie tuż po wyjściu było jakby nic się nie stało. Zostaliśmy z żoną wykluczeni i szczerze to nam to zwisało, bo nieczynni byliśmy już od dłuższego czasu. Po sądzie kapturowym, kiedy stwierdziliśmy że wreszcie koniec tej farsy, przez następne 10 lat żyliśmy normalnie. ŚJ ani nas ziębili ani grzali, tym bardziej, że jak nas wykluczyli, to po paru miesiącach się przeprowadziliśmy. Nie rozmawialiśmy o śJ, nie interesowało nas co robią, o czym myślą i nawet co myślą o nas. Do czasu. W wyniku splotu traumatycznych przeżyć, żona uległa namowom swojej siostry i wróciła do zboru. I demony przeszłości wróciły. Aby ją wyciągnąć z tego obłędu zacząłem drążyć internet, informacje uzyskane na sąsiednim forum (tego jeszcze nie było) i pomoc pewnych osób pozwoliły mi otworzyć oczy żony na prawdziwe oblicze tej destrukcyjnej religii.
 Także mieliśmy można powiedzieć dwa wyjścia z tej organizacji. Jedno to pierwsze spłynęło po nas jak po kaczce, to drugie kiedy ja byłem tym wybudzającym, dało nam emocjonalnie nieźle w kość. Ale jak to mówią. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Jestem teraz przekonany że temat mieszania się śJ do naszej rodziny jest definitywnie zamknięty. W chwili obecnej a jest to już ponad 2 lata po drugim wyjściu, mogę zacytować Tązłą.
 ;D
Znam tę historię i to jest prawdziwy dramat co wtedy człowiek czuje.
"Bracie Nemo- a jak te doświadczenia wpłynęły na Twoją osobistą więź z... małżonką i czego się nauczyliście? Wiem, że tworzycie teraz trwałe i zgodne małżeństwo, ale był czas kiedy zarejestrowałeś się jako "Nemo"..." :D
Czytał Tadeusz Wiwatowski.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Lila w 11 Październik, 2017, 22:57
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.
Pustka. Czułam pustkę, ulgę, uwolnienie od ciężaru.
Nie pamiętam, czy to były dni, tygodnie, czy miesiące. U mnie to nie był konkretny moment, a odejście miało kilka etapów, kamieni milowych.
Pamiętam za to, że wcześniej w porze zebrań udawałam przed samą sobą, że jednak staram się na nie iść, ale że mam jakieś ważne usprawiedliwienie.
Gdy podjęłam decyzję przed samą sobą, poczułam, że właśnie rozpoczynam nowy rozdział, wchodzę przez nowe drzwi.
Gdy zarejestrowałam się oficjalnie na forum, poczułam jakbym podpisała co najmniej cyrograf z Diabłem, bo przyznałam się przed Bogiem, że jestem najgorszej maści odstępcą.
Gdy poinformowałam najbliższą rodzinę, przestałam udawać kogoś, kim od lat nie byłam i to było naprawdę trudne ale i wyzwalające.

Tak, nadal odczuwam wpływ WTS, bo tkwi w nim cała moja rodzina. Oni tym żyją, mamy tam wspólnych znajomych, o których czasami rozmawiamy. Czasami przyjdą do rodziców goście, dla których jestem daleko mieszkającą nadal siostrą. Nie da się tego całkiem wyeliminować.
Samo to, że mam kontakt z EXami, zaglądam na fora i grupy fb dla Exów też oznacza, że nadal jestem pod wpływem.
Szybko przestałam myśleć kategoriami świadkowskiej moralności. Zaczęłam patrzeć na innych i widzieć w nich Ludzi, a nie owce, kozły, pomiot żmijowy czy amhaarec. Przyjaciół mam wśród EXów i "światusów". Nie oceniamy siebie, nie osądzamy. Za to wspieramy, pomagamy, uczymy się siebie.
Dałam sobie przyzwolenie na bycie szczęśliwą tu i teraz. Czasami przeżywam dziecięcą ekscytację małymi rzeczami. Teraz widzę, że nigdy nie byłam dzieckiem... Cieszę się rzeczami, które wcześniej były poza moim zasięgiem, choć wcale nie były złe. Cieszę się sobą i życiem.

1. Uspokoiłem tętno, gdy nie trzeba jechać przez korki na drugi koniec miasta w środku tygodnia, żeby zdążyć na zebranie.
2. Lepiej i więcej się śpi, gdy nie trzeba było się zrywać bladym świtem, żeby zdążyć na 14-stą na zebranie w niedzielę.
3. Poprawiłem zarządzanie czasem, gdy planuję cokolwiek - nie patrzę przez pryzmat tego kiedy pamiątka/zgromadzenie/obsługa/zebranie/zbiórka/i ile mogę jeszcze opuścić zebrań, żeby się nie czepiali.
4. Odnotowałem wyprost sylwetki i pełniejsze oddychanie pełną piersią - szczególnie w sytuacji, gdy przyszło 'przypadkiem' dwóch braci starszych 'przypadkiem' zapytać co u mnie i 'przypadkiem' zaglądając mi do zamkniętej sypialni.
5. Wzrosła u mnie również radość z przyjścia lata - moja ulubiona pora roku zawsze zaczynała się po tym jak kończyło się zgromadzenie.
6. Chciałem odnotować również wzrost zasobności portfela, bo nie wrzucam datków, ale uświadomiłem sobie, że nigdy nie wrzuciłem tam ani grosza - wobec tego mam czystsze sumienie, że i tak nie muszę.
7. Otworzyłem się do ludzi - każdy może być moim ziomkiem, bratem, przyjacielem 'one love' - niezależnie czy jest ateistą, buddystą, agnostykiem czy kocha Zeusa.
8. Stwierdziłem, że nie muszę być piękny ani zapracowany w dziele pana, ani nie muszę trzymać paluszka najwyżej w górze, ani nie muszę wszystkich kochać, żeby być szczęśliwy i żeby Jehowa cieszył się z mojego postępowania. 
9. Doświadczyłem, że 'wiedzieć o bogu' a 'wierzyć w niego' to dwie różne sprawy. I mimo tego, że Jehowa mnie kochał(a), gdy byłem Świadkiem, to dopiero wychodząc z WTSu mogę nauczyć się rozwinąć sprawy duchowe zaglądając wgłąb siebie.
10. Podróże i nicnierobienie podczas, gdy inni stoją i pilnują stojaka to nic złego - to nawet fajne zajęcie.
11.Zaprosiłbym Jezusa na każda z imprez o opiniowanie których pytałem w swej naiwności braci starszych. Postarałbym się, żeby Jezus po powrocie do nieba jeszcze z 2000 lat opowiadał o tym jak się dobrze bawił. Aha - i nie kazałbym się Jezusowi ogolić. Jeśli faktycznie dobrze wygląda z brodą niech ją nosi i niech nie zważa na zalecenia wujków zza Wielkiej Kałuży.
12. Nienawidzę pieśni królestwa - naprawdę są brzydkie, nie brzmią, nie motywują, są klaustrofobicznymi klatkami nawet dla głuchoniemych.
13. Uwielbiam kolędy :) Uwielbiam je! Nigdy się ich nie uczyłem, nie mogłem śpiewać, miałem je wypierać, a jak się pojawiają pierwsze z nich w radio to jeszcze podkręcę potencjometr.
14. Seks jest ok...
15. ...seks jest bardzo ok...
16. ...ślub dopiero po seksie...
17. ...a kto ma inne zdanie ten...ma rację, bo nic nikomu do tego kto z kim, kiedy, jak i czy było dobrze.
18. Uwolniłem umysł od balastu zbędnych informacji - nie pamiętam naprawdę NICZEGO ze zgromadzeń, wykładów, zebrań - wszystko to dla mnie jednobarwna papka z której nie jestem wykrzesać niczego.
19. Cieszę się życiem tu, teraz, zaraz, od razu, na ten ty chmiast - nie muszę czekać do raju...
20. ...bo raj wg WTS w którym największą nagrodą byłoby głaskanie tygrysicy zza uchem jest dla mnie jak zwrot kapitału ze złota w Amber Gold.
21. Marzę o tym,  żeby mignąć w TV gdy śpiewam hymn podczas gry reprezentacji. Wcześniej bałem się, że ktoś zauważy, że mam szalik w narodowych barwach i zwróci mi uwagę, że 'nie jestem z tego świata'. Odkryłem, że jestem patriotą. Przynajmniej tym sportowym :)
22. Praca i kasa są ważne, ale nie świadczą o tym, że ktoś jest materialistą bądź nie. Ale naprawdę fajnie zarabiać i robić to się lubi.
23. Naprawdę nie lubiłem głosić. Naprawdę nigdy nie rozumiałem, że to może dawać radość. Nigdy jej nie poczułem. Skoro tego nie czułem to nie było zajęcie dla mnie (i dla większości osób, o których wiem, że to był to dla nich raczej przykry obowiązek).
24. Doszedłem do wniosku, że asertywne odmówienie podjęcia przywileju umycia toalety po zebraniu nie było faux pas w stosunku do wujka starszego, ale naturalną reakcją, do której miałem prawo - czuję się z tym lepiej.
25. Kocham życie i umiem się nim cieszyć.

Nie rozgraniczę co, kiedy i jak się pojawiło. Był okres w którym za wszelką cenę chciałem odciąć się od WTSu, wymazać go, zignorować, wyprzeć - teraz wiem, że się nie da - to po prostu część mnie, moja historia i część tożsamości. Ot, nawet obecność na forum związanym z WTSem jest tego potwierdzeniem. Z tą różnicą, że to ja staram się nad tym wszystkim panować, a nie te mechanizmy nade mną.


Zapomniałeś napisać, że seks jest ok :D


I że porzuciłeś teczuszkę i lakierki ;)

Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Nemo w 11 Październik, 2017, 23:16
Znam tę historię i to jest prawdziwy dramat co wtedy człowiek czuje.

Na szczęście było, minęło.

"Bracie Nemo- a jak te doświadczenia wpłynęły na Twoją osobistą więź z... małżonką i czego się nauczyliście? Wiem, że tworzycie teraz trwałe i zgodne małżeństwo, ale był czas kiedy zarejestrowałeś się jako "Nemo"..." :D
Czytał Tadeusz Wiwatowski.

 ;D ;D ;D
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Giwon w 11 Październik, 2017, 23:40
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.

Nemo: Poprawiłem tytuł wątku.


Nie umiem określić kiedy dokładnie zacząłem być mniej niż bardziej w organizacji, ale pamiętam jakie popołudnia strasznie długie bez zebrań mi się wydawały, weekendy jakie pełne gdy do służby się nie szło, zresztą to najbardziej lubiłem w kongresach że zebrania wypadały :D Jakoś tak sobie odpływałem, ogólnie nic szczególnego, po prostu zacząłem się ulatniać ze zboru (gdzieś na forum jest moja historia, nie lubię wracać myślami do tamtego okresu), z historii nowszej to chcąc wyrwać ze szponów zborowych moją ukochaną musiałem parę razy sie pokazać na sali, robiąc wszystkim nadzieję na mój powrót, by po obecności na pamiątce sprezentować list pożegnalny, ku zdziwieniu gawiedzi.

Nie powiem, choć mentalnie byłem już dawno poza zborem, to na początku robiłem uniki, typu jest stojak to przejdę drugą stroną ulicy, ale nie trwało to zbyt długo, teraz widzę stojak to specjalnie idę obok żeby na mnie patrzyli :D Co do wolnego czasu, w sumie mam po prostu więcej czasu dla siebie, ale i tak wciąż za mało - życie z WTSem czy bez wciąż ma tylko 24h/dobę

Co do zwyczajów, jeszcze mi się zdarza że siadam do stołu i czasem się trafi odruch że modlitwa, ale to tak raz na pół roku. Tak w zasadzie z życia zborowego nic mi nie zostało, piję, palę różne rzeczy, słucham demonicznej muzyki (albo po prostu dobrej muzyki ;) ), ubieram się w koszulki z jakimiś czaszkami, zapuszczam włosy, bywam na koncertach metalowych, mieszkam z narzeczoną, więcej grzechów na tą chwilę nie pamiętam :D

A tak ogólnie, to ulga ulga i jeszcze raz ulga, poczucie wolności, nieskrępowania, wyzbycie się wstydu (oj wstyd WTS bardzo dobrze wykorzystuje) po prostu jestem w 100% sobą, nie muszę niczego ani tym bardziej nikogo grać :)
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 12 Październik, 2017, 02:47
Co prawda jeszcze jestem oficjalnie świadkiem jednak przyszedł taki dzień gdy postanowiłem urwać się ze smyczy WTS-u od tego dnia mięło 3 lata.Pierwsze tygodnie to było tak jak bym wynurzył się z wody i zaczerpną powietrza jednej strony jest to ożywcze ale jak za długo siedzi się pod wodą ti jest to nieprzyjemne uczucie.Na początku ciągle czegoś brakowało i ten strach co powiem gdy spotkam braci na ulicy a oni zapytają czemu nie chodzę na zebrania.Nawyki związane ze studiowaniem pozostały  i temu chyba zawdzięczam,że nie uległem presji przyzwyczajenia i swego rodzaju tęsknoty,bo co rusz upewniałem się że niewolnik jest kłamliwym niewolnikiem to powodowało coraz większą złość,że przez lata dawałem wodzić się za nos.Te trzy lata oparłem się pokusie by pójść na zebranie bardzo pomogła mi w tym żona(również nieczynny świadek)Coś tak przeczuwam,że zbliża się termin ostatecznego rozwodu.Moja żona coraz częściej mówi o wysłaniu listu rozwodowego,co będzie związane z pewnymi kłopotami  w relacjach rodzinnych,szwagier jest fanatykiem organizacji pod jego wpływem jest teściowa to może skończyć się wielką awanturą i wtedy będę musiał stanąć po stronie żony i ja również pokażę gest Kozakiewicza organizacji.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 12 Październik, 2017, 10:27
Ja na razie jestem "świeżynką", która odeszła (oficjalnie) stosunkowo niedawno. Ale pismo o odejściu to w zasadzie było już zwieńczenie skończonego dzieła - taka wisienka na torcie, który upiekłam sobie już dużo wcześniej :)

O tym, że wyjdę z JW.ORGa byłam pewna jakieś 1,5 roku przed podjęciem tej oficjalnej decyzji. Wiedziałam więc, że uczynię ten krok, ale nie wiedziałam kiedy. Postanowiłam dać sobie czas na podjęcie tej ostatecznej decyzji i nie przyspieszać jej. Wszelkie sugestie innych "odstępców", że powinnam wyjść wcześniej bardzo mnie denerwowały.
Postanowiłam wyjść wtedy, gdy poczuję wewnątrz siebie, że "TO JUŻ".
No i pewnego dnia - idąc ulicą - poczułam coś takiego i na drugi dzień miałam już gotowe pismo (a pisałam je w nocy dnia poprzedniego)  :)

Ponieważ przez cały ten czas podejmowania decyzji nie chodziłam na zebrania, więc miałam już próbkę tego jak będę traktowana przez innych po wykluczeniu. Ludzie nie dzwonili do mnie, na ulicy mówili tylko "cześć" i szli dalej. Byłam im coraz bardziej obojętna, a wręcz zaczęli mnie unikać.
W takiej sytuacji oficjalne odejście z organizacji to była dla mnie wręcz ulga - zmieniłam bowiem status ze "zborowego śmiecia" na osobę silną i zdecydowaną, która nie da sobą pomiatać.
O ironio. Bardzo poprawił mi się nastrój. Za czasów WTS byłam bardziej depresyjna i rozczarowana tym, że w moim zborze nie ma raju duchowego. A teraz naprawdę dużo lepiej się czuję, mimo, że spodziewałam się, że będzie odwrotnie.

Tak szczerze mówiąc - oprócz pozbycia się kontaktów z fałszywymi "przyjaciółmi", to po odejściu niewiele się u mnie zmieniło. No może to, że bardziej zżyłam się z sąsiadami i z ludźmi "ze świata" i mam z nimi coraz częstsze kontakty.

Miałam różne etapy pod względem przeżyć i emocji, ale przeżyłam je jeszcze PRZED wyjściem z WTS. A w czasie wyjścia byłam już osobą spokojną i w pełni tego świadomą.

Ogólnie po wyjściu naszła mnie refreksja: Hmmm... jakie to było proste! Dlaczego ja tyle z tym zwlekałam?! :)

Czy zostało mi coś z WTS? Na pewno tak - nieufność do wszelkich religii.
Plusy w WTS też jakieś były, więc nie mogę powiedzieć, że było tam tylko źle.

Inne ciekawe skutki uboczne... Okazało się, że wokół mnie są osoby, które również znają "prawdę o prawdzie", ale tkwią jeszcze w zborze. Mam z kilkoma takimi osobami kontakt i wspieramy się wzajemnie w "odstępstwie" :D

Nie brakuje mi ludzi ze zboru, choć myślę o nich raczej pozytywnie. Nie noszę w sobie negatywnych emocji.

Podsumowując: jestem zadowolona ze swojej decyzji o odejściu i widzę, że obecnie dużo lepiej się czuję (pod względem emocjonalnym). Mam też lepsze kontakty z sąsiadami i znajomymi.

Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: tomek_s w 12 Październik, 2017, 23:36

Podsumowując: jestem zadowolona ze swojej decyzji o odejściu i widzę, że obecnie dużo lepiej się czuję (pod względem emocjonalnym). Mam też lepsze kontakty z sąsiadami i znajomymi.
A wcześniej były średnie? ;)
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: lukasz84gl w 14 Październik, 2017, 14:31
Tak czytając wasze opowieści można łatwo zauważyć, że co osoba to inna droga. Tego też się spodziewałem. Zadałem te pytania ponieważ chodzi za mną pewien pomysł. Utworzyć krótki poradnik dla osób, które chcą opuścić organizację. Chciałbym, żeby spełniał następujące kryteria:
-był możliwie krótki
-nie narzucał jakiegokolwiek kierunku, co robić po wyjściu a jednocześnie pozwolił czytelnikowi wybrać coś dla siebie
-bazujący nie na błędach doktrynalnych, a wskazujący na szkodliwość zamkniętych grup, ze wskazaniem na manipulacje i kontrolowanie.
-brak wywierania jakiejkolwiek presji, a wręcz przeciwnie, żeby pomógł wyciszyć negatywne emocje
-zawierający prostą naukę samokontroli

Wszystko to chciałbym oprzeć o książki coachingowe. Wiem, że może niektórzy mogą mieć do tego negatywne podejście ale na swojej skórze odczułem, że jest to skuteczne. I tym właśnie chciałbym się podzielić. Kiedy to powstanie to nie wiem, trudno mi to określić. Ale ze swojej strony dziękuję za to, że opisaliście swoje historie. Bo nie mogę bazować tylko na własnych;). A jeśli już powstanie jakaś wstępna wersja, to się nią podzielę w celu oceny i eliminacji ewentualnych błędów. W końcu nie jestem WTS i błędy popełniam:).

A wcześniej były średnie? ;)

Podejrzewam, że poprawiły się głownie dlatego, że są naturalne. Nie ma teraz sztucznego uśmiechu, żeby przypadkiem nie urazić potencjalnej owieczki. Ludzie pewnie też dostrzegli zmianę i się nie obawiają przeciągania na swoją stronę.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 14 Październik, 2017, 15:28
Tak czytając wasze opowieści można łatwo zauważyć, że co osoba to inna droga.

  Nie ma jednej recepty, każdy jest inny, na każdego co innego działa i co innego przebudza.
Jedną osobę coś nie ruszy, a inną doprowadzi do szewskiej pasji.

Mam kontakt z różnymi osobami i nie trafiłam na dwa podobne  przypadki. Pewnie, jest jakiś wspólny mianownik, ale później te drogi do wolności bardzo różnie się rozchodzą.
Jedne są krótkie i proste, inne kręte, a jeszcze inne okrężne z wieloma przystankami.
Są też takie, które się zapętlają i prowadzą ponownie do zboru.

Pewnie, w takim poradniku każdy mógłby znaleźć coś dla siebie, co by mu najbardziej pasowało.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 14 Październik, 2017, 21:05
Tak czytając wasze opowieści można łatwo zauważyć, że co osoba to inna droga. Tego też się spodziewałem. Zadałem te pytania ponieważ chodzi za mną pewien pomysł. Utworzyć krótki poradnik dla osób, które chcą opuścić organizację. Chciałbym, żeby spełniał następujące kryteria:
-był możliwie krótki
-nie narzucał jakiegokolwiek kierunku, co robić po wyjściu a jednocześnie pozwolił czytelnikowi wybrać coś dla siebie
-bazujący nie na błędach doktrynalnych, a wskazujący na szkodliwość zamkniętych grup, ze wskazaniem na manipulacje i kontrolowanie.
-brak wywierania jakiejkolwiek presji, a wręcz przeciwnie, żeby pomógł wyciszyć negatywne emocje
-zawierający prostą naukę samokontroli

Wszystko to chciałbym oprzeć o książki coachingowe. Wiem, że może niektórzy mogą mieć do tego negatywne podejście ale na swojej skórze odczułem, że jest to skuteczne. I tym właśnie chciałbym się podzielić. Kiedy to powstanie to nie wiem, trudno mi to określić. Ale ze swojej strony dziękuję za to, że opisaliście swoje historie. Bo nie mogę bazować tylko na własnych;). A jeśli już powstanie jakaś wstępna wersja, to się nią podzielę w celu oceny i eliminacji ewentualnych błędów. W końcu nie jestem WTS i błędy popełniam:).

Hmmm... taka książka z cyklu "Jak żyć" ?! :)
Moim zdaniem byłego/obecnego Świadka może w pełni zrozumieć tylko ta osoba, która również była w organizacji.
Ja nie miałam rozterek jak żyć, ale bardziej: jak/ w co wierzyć?
Genialnych odpowiedzi udzielił mi w swoich książkach Raymond Franz. Dla mnie to najlepszy poradnik :)

Podejrzewam, że poprawiły się głownie dlatego, że są naturalne. Nie ma teraz sztucznego uśmiechu, żeby przypadkiem nie urazić potencjalnej owieczki. Ludzie pewnie też dostrzegli zmianę i się nie obawiają przeciągania na swoją stronę.

Ja nigdy nie miałam z ludźmi sztucznych relacji (z wyjątkiem relacji z moją teściową :) ). Relacje z moimi sąsiadami poprawiły się dlatego, że zaczęłam inicjować coraz więcej kontaktów z nimi. Kiedyś to było zazwyczaj tylko "dzień dobry" lub krótka miła pogawędka na korytarzu. A teraz są także odwiedziny - a to ja zaproszę sąsiadów, a to oni mnie.
Wcześniej nie dążyłam do takiej zażyłości z sąsiadami, bo przecież bratać mieliśmy się tylko z członkami zboru. A teraz widzę, że więcej pomocy i wsparcia mam właśnie od sąsiadów niż miałam kiedykolwiek od członków zboru.
Świadkowie potrafią dużo gadać o miłości do bliźniego, ale jak przyjdzie potrzeba konkretnej pomocy, to wtedy nagle się spieszą do służby przy stojaku...
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: lukasz84gl w 15 Październik, 2017, 13:23
Hmmm... taka książka z cyklu "Jak żyć" ?! :)
Moim zdaniem byłego/obecnego Świadka może w pełni zrozumieć tylko ta osoba, która również była w organizacji.
Ja nie miałam rozterek jak żyć, ale bardziej: jak/ w co wierzyć?
Genialnych odpowiedzi udzielił mi w swoich książkach Raymond Franz. Dla mnie to najlepszy poradnik :)

Muszę sporo sprostować. Po pierwsze nie książka, to byłoby za długie. Po drugie absolutnie żaden poradnik jak żyć. Tego w jak największym stopniu chce uniknąć. Jak na razie jest to tylko koncepcja, jak już coś będzie to wtedy można podyskutować o konkretach.

Być może Tobie nie byłoby to potrzebne. Nie znam Ciebie, nie wiem jakim byłaś ŚJ. Ale jeśli potrafisz sama się ogarnąć po tym wszystkim to dobrze. W moim wypadku było podobnie, do czasu aż wyszły pewne sprawy, które chciałem ominąć.


Ja nigdy nie miałam z ludźmi sztucznych relacji (z wyjątkiem relacji z moją teściową :) ). Relacje z moimi sąsiadami poprawiły się dlatego, że zaczęłam inicjować coraz więcej kontaktów z nimi. Kiedyś to było zazwyczaj tylko "dzień dobry" lub krótka miła pogawędka na korytarzu. A teraz są także odwiedziny - a to ja zaproszę sąsiadów, a to oni mnie.
Wcześniej nie dążyłam do takiej zażyłości z sąsiadami, bo przecież bratać mieliśmy się tylko z członkami zboru. A teraz widzę, że więcej pomocy i wsparcia mam właśnie od sąsiadów niż miałam kiedykolwiek od członków zboru.
Świadkowie potrafią dużo gadać o miłości do bliźniego, ale jak przyjdzie potrzeba konkretnej pomocy, to wtedy nagle się spieszą do służby przy stojaku...
No to zbyt pochopnie wyciągnąłem wnioski. Choć sąsiadów jako ŚJ mogłaś zapraszać, zawsze to jakaś możliwość do "głoszenia". :)
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Safari w 15 Październik, 2017, 14:39
Ja natomiast przygotowywałam sie do odejścia 2 lat. Wiec w pewnym momencie po prostu odeszlam. Ah. Ja się ODŁĄCZYŁAM. I to jest dla mnie ważne. Nie miałam komitetu. Pożegnałam się na własnych zasadach 😄. Wydaje mi się, ze dobrze jest przez jakiś czas pograć na dwa fronty i przyzwyczaić sie do myśli o tym, ze się odejdzie. Stopniowo szukac znajomych w świecie i urywać kontakt z tymi z prawdy.
Czy cos zostało? Rodzina. Gdyby nie oni, z pewnością zamknęłabym ten rozdział. Odczuwam nadal złość gdy udają ze mnie nie widzą. Ale może niedługo mi przejdzie 😄 poza zborem oficjalnie  od ponad roku.
Odejście to była najlepsza decyzja mojego życia. Chciałbym takze zaznaczyć, iż mnie pomogło odrzucenie religijnych koncepcji Boga, Jezusa, nauk o zmartwychwstaniu grzechach itd. Odrzuciłam to wszystko i jestem szczęśliwa. Także wiem, że różnimy się jesli chodzi o drogi dochodzenia do szczęścia - jedni znajdują je w religii inni w porzuceniu jej wierzeń a jeszcze inni w czymkolwiek... I to jest piękne. O ile nie wpadamy w gorączkę udowadniania sobie nawzajem ze jakas droga jest lepsza 😄. Takie jest moje zdanie.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: lukasz84gl w 15 Październik, 2017, 17:30
O ile nie wpadamy w gorączkę udowadniania sobie nawzajem ze jakas droga jest lepsza 😄.

Nawiąże szczególnie do tej części Twojej wypowiedzi. To ma pomóc właśnie odnaleźć swoją drogą. Z naciskiem na swoją. Opis Twojej drogi odejścia sugeruje raczej, że nie potrzebowałabyś takiej pomocy. Ale w drodze Twojego odejścia dostrzegam elementy tego co chce przedstawić.

To ma być tylko pomoc, którą może ktoś przyjąć albo nie. Bez żadnej presji. Nie czuję się zobowiązany do tego, żeby kierować czyimś życiem, bo i jednocześnie musiałbym brać za to odpowiedzialność. Chodzi raczej o poszukanie motywacji czy przełamanie barier, które WTS buduje bardzo skutecznie. W zasadzie to mógłbym to przedstawić w kilku prostych zdaniach, ale wolę przedstawić temat odrobinę szerzej.

Prosiłbym też o nie ocenianie pomysłu teraz. Jak wyjdzie z fazy realizacji to będzie właściwy moment.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Worehouse w 11 Listopad, 2017, 01:10
Witam wszystkich!

Tak właściwie to chciałbym zapytać szanownych forumowiczów o dwie sprawy.

1. Byłeś/byłaś sobie ŚJ i każdy mniej więcej wie jak to wyglądało. Po fali nierozwianych wątpliwości następuje decyzja - trzeba z tym skończyć. I następuje ten dzień, w którym odchodzicie. Albo w formie zaprzestania jakiegokolwiek udziału (nagle bądź stopniowo) w tej organizacji albo przez wykluczenie. Jak zwał tak zwał, klamka zapadła w praktyce nie macie już nic wspólnego z WTSem. Bardzo bym prosił o opisanie pierwszych tygodni po takim kroku, jakie odczucia Wam towarzyszyły oraz w jaki sposób zapełniała się wolna przestrzeń po WTSie.

2. Jesteście Ex-ŚJ. Czy w dalszym ciągu odczuwacie wpływ WTSu na wasze życie? Jakieś utarte wcześniej zwyczaje, które zostały? itp, itd.

Nemo: Poprawiłem tytuł wątku.

Wiecie co?
Przeczytalem Kryzys Sumienia i teraz czytam W Poszukiwaniu..... momentami zwoje mozgowe mi sie prostuja a co jakies 45 minut ide do lazienki aby spojrzec sobie w twarz. I widze kretyna ,ktory z milosci dal sie wmanewrowac w ten system ciemiezenia umyslu i serc. Ile jest takich osob wsrod nas? Juz dawno myslalem aby sprawdzic niektore informacje jakie  pojawialy SIE w sieci na temat SJ. Powstrzymywala mnie rodzina tzn obawa przez zaburzeniem pewnych schematow oraz strach przed konsekwencjami . Doloze do tego zwyczajne lenistwo i obraz duchowego analfabety gotowy BO CO TEGO ze znam wersety ? (rownie dobrze moglbym rozaniec odmawiac podczas zebran).Nigdy sie nie uwazalem za wybitnie wierzacego a teraz zaczynam miec watpliwosci czy w ogole w cos wierze. Naprawde uwazalem ze ta organizacja niesie dobre przeslanie. Teraz sie czuje tak, jakby ktos przez dlugi okres sterowal mna zza niewidzialnej kurtyny zla, bo nawet bedac w srodku tego systemu popelnialem spore bledy zyciowe. Paradoksalnie im bardziej wchodzilem w glab,tym bardziej obawialem sie konsekwencji jakim byloby odrzucenie przez zbor,lub najblizsza osobe...Wytyczne Centralnego Komitetu WTS w sprawach doktrynalnych,wykluczen oraz sposobu ich prowadzenia,ukrywania pedofili oraz innych przestepstw sa w moim odczuciu pieknie opakowanym cukierkiem,ktory nawet po skosztowaniu moze dobrze smakowac.Niestety po mocniejszym ugryzieniu do ust dostaje sie trucizna,wolno dzialajaca ale niezwykle skuteczna. Teraz szukam odtrutki bo che ratowac rodzine....
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Trzy Kominy w 11 Listopad, 2017, 08:36
Worehouse życzę tobie, jak również innym o podobnych przeżyciach, powodzenia w tym poszukiwaniu. Pozdrawiam też wszystkich, którym „Kryzys sumienia” otworzył oczy.
Gdy ja ją czytałem, to upewniłem się w rzeczy, które sam już odkryłem, ale te „nowe”, to były jak zimny prysznic na rozpalone ciało. Z jednej strony szok, z drugiej ulga.
Dziś wiem, że religia to sidło zarzucone przez Złego. Dlatego może też Objawienie 18:4 apeluje aby opuścić „Babilon Wielki” i co ciekawe nie pisze dalej aby wstąpić do innej religii, instytucji itp. Wskazał na to też Pan Jezus, kiedy w rozmowie z Samarytanką wskazał, że „ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będzie się oddawać cześć Bogu, ale w duchu i w prawdzie”.
Czy do zbawieni, uznania Bożego itp. Trzeba należeć do jakiejś religii, Czy trzeba mieć wiarę ? A kim były osoby wymienione przez apostoła Pawła w liście do Hebrajczyków w 11 rozdziale ?
Ewangelia o Panu naszym Jezusie Chrystusie jest prosta. Jego jarzmo faktycznie jest „miłe i lekkie”. To ludzie tworzą systemy, którymi chcą kontrolować innych, dla różnych, często samolubnych celów.

Dziś gdy czytam i rozmyślam o Słowie Bożym (bez żadnych „ustawek”), to zupełnie malują mi się inne obrazy. I to może wna tyle (na razie)….
Jeszcze raz pozdrawiam
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 11 Listopad, 2017, 09:50
Wiecie co?
Przeczytalem Kryzys Sumienia i teraz czytam W Poszukiwaniu..... momentami zwoje mozgowe mi sie prostuja a co jakies 45 minut ide do lazienki aby spojrzec sobie w twarz. I widze kretyna ,ktory z milosci dal sie wmanewrowac w ten system ciemiezenia umyslu i serc. Ile jest takich osob wsrod nas? Juz dawno myslalem aby sprawdzic niektore informacje jakie  pojawialy SIE w sieci na temat SJ. Powstrzymywala mnie rodzina tzn obawa przez zaburzeniem pewnych schematow oraz strach przed konsekwencjami . Doloze do tego zwyczajne lenistwo i obraz duchowego analfabety gotowy BO CO TEGO ze znam wersety ? (rownie dobrze moglbym rozaniec odmawiac podczas zebran).

Naprawde uwazalem ze ta organizacja niesie dobre przeslanie. Teraz sie czuje tak, jakby ktos przez dlugi okres sterowal mna zza niewidzialnej kurtyny zla, bo nawet bedac w srodku tego systemu popelnialem spore bledy zyciowe.

Też miałam takie momenty, gdy mówiłam do siebie: "Ty głupia pało! Jak mogłaś uwierzyć jakiemuś Amerykaninowi zza oceanu?!". Ale Ray Franz też im kiedyś uwierzył, więc nie muszę mieć kompleksów :)

Nie wszyscy reagują tak "prawidłowo" jak Ty Worehouse. Znam takie osoby, które po przeczytaniu "Kryzysu sumienia" jeszcze bardziej dewocieją w wierze Świadków, tłumacząc sobie, że przecież i tak nie ma na świecie lepszej religii (a "starych drzew się nie przesadza"). I znam takich, którzy nie są niby starzy, ale też zdewociali, bo jednak powiedzieć sobie: "zachowałem się jak idiota" nie jest łatwo, więc zamiast ku CK, zwracają swoją wrogość ku tak zwanym "odstępcom".

Zatem pukanie się w głowę i ubolewanie "jakim byłem idiotą" to pierwszy dobry krok do wyzdrowienia! :)

Bycie u Świadków miało też pewne plusy. Bo były Świadek zazwyczaj nie daje się już zwieść kolejnym religiom traktując je z dużą nieufnością i dystansem. Dzięki temu mamy nieco większą ochronę przed wpadnięciem w kolejne bagno! :)

Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Trzy Kominy w 11 Listopad, 2017, 10:12
Też miałam takie momenty, gdy mówiłam do siebie: "Ty głupia pało! Jak mogłaś uwierzyć jakiemuś Amerykaninowi zza oceanu?!". Ale Ray Franz też im kiedyś uwierzył, więc nie muszę mieć kompleksów :)

Nie wszyscy reagują tak "prawidłowo" jak Ty Worehouse. Znam takie osoby, które po przeczytaniu "Kryzysu sumienia" jeszcze bardziej dewocieją w wierze Świadków, tłumacząc sobie, że przecież i tak nie ma na świecie lepszej religii (a "starych drzew się nie przesadza"). I znam takich, którzy nie są niby starzy, ale też zdewociali, bo jednak powiedzieć sobie: "zachowałem się jak idiota" nie jest łatwo, więc zamiast ku CK, zwracają swoją wrogość ku tak zwanym "odstępcom".

Zatem pukanie się w głowę i ubolewanie "jakim byłem idiotą" to pierwszy dobry krok do wyzdrowienia! :)

Bycie u Świadków miało też pewne plusy. Bo były Świadek zazwyczaj nie daje się już zwieść kolejnym religiom traktując je z dużą nieufnością i dystansem. Dzięki temu mamy nieco większą ochronę przed wpadnięciem w kolejne bagno! :)

Dobrze to ująłeś . . . .     "bycie u Świadków" to taka szczepionka . . . .
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Baran w 11 Listopad, 2017, 10:16
Wiecie co?
Przeczytalem Kryzys Sumienia i teraz czytam W Poszukiwaniu..... momentami zwoje mozgowe mi sie prostuja a co jakies 45 minut ide do lazienki aby spojrzec sobie w twarz. I widze kretyna ,ktory z milosci dal sie wmanewrowac w ten system ciemiezenia umyslu i serc. Ile jest takich osob wsrod nas? Juz dawno myslalem aby sprawdzic niektore informacje jakie  pojawialy SIE w sieci na temat SJ. Powstrzymywala mnie rodzina tzn obawa przez zaburzeniem pewnych schematow oraz strach przed konsekwencjami . Doloze do tego zwyczajne lenistwo i obraz duchowego analfabety gotowy BO CO TEGO ze znam wersety ? (rownie dobrze moglbym rozaniec odmawiac podczas zebran).Nigdy sie nie uwazalem za wybitnie wierzacego a teraz zaczynam miec watpliwosci czy w ogole w cos wierze. Naprawde uwazalem ze ta organizacja niesie dobre przeslanie. Teraz sie czuje tak, jakby ktos przez dlugi okres sterowal mna zza niewidzialnej kurtyny zla, bo nawet bedac w srodku tego systemu popelnialem spore bledy zyciowe. Paradoksalnie im bardziej wchodzilem w glab,tym bardziej obawialem sie konsekwencji jakim byloby odrzucenie przez zbor,lub najblizsza osobe...Wytyczne Centralnego Komitetu WTS w sprawach doktrynalnych,wykluczen oraz sposobu ich prowadzenia,ukrywania pedofili oraz innych przestepstw sa w moim odczuciu pieknie opakowanym cukierkiem,ktory nawet po skosztowaniu moze dobrze smakowac.Niestety po mocniejszym ugryzieniu do ust dostaje sie trucizna,wolno dzialajaca ale niezwykle skuteczna. Teraz szukam odtrutki bo che ratowac rodzine....

Świadek Jehowy całe życie czyta, słucha, teraz ogląda na tvjw, że bez organizacji jesteś nikim, że zginiesz w Armagedonie. Ten strach jest tak głęboko zakorzeniony w naszych umysłach, że nawet kiedy już wiemy że Wts to tylko klub faryzeuszy i kółko wzajemnej adoracji, boimy się czy oby Bóg myśli tak samo. Człowiek poddawany jest tak skrajnej manipulacji, aby kiedy będzie tylko próbował się uwolnić z kajdan WTS-u, czuł się źle jak narkoman, który pozbawia się codziennej dawki trucizny.

Skoro czytasz "W poszukiwaniu.." to na pewno dojdziesz do fragmentu w którym Franz cytuje Strażnice  z 1 maja 1957
Dopiero przebudzony Świadek, czytając takie fragmenty, widzi w jakie "bagno" wszedł. Kolejny raz "dziadki leśne" grożą tu śmiercią :
 
"Jeżeli mamy chodzić w świetle prawdy to musimy uznawać nie tylko Jehowę jako naszego Ojca, ale także jego jego organizację jako naszą Matkę.

Niektórzy ludzie nazywający się chrześcijanami, twierdzą że Bóg jest ich Ojcem i chlubią się, że sami mogą chodzić z Bogiem, ponieważ on osobiście kieruje ich krokami. Tacy ludzie nie tyko opuszczają nauki lub prawa swojej matki, ale dosłownie wyrzucają Bożą małżonkę na ulicę. Światło Bożej prawdy nie jest im udostępnione. Jehowa postanowił, że w narodzie Izraelskim posłuszeństwo wobec rodziców będzie obowiązkowe. „Czcij ojca swego i swą matkę” jest piątym z dziesięciu przykazań.
( Wyj 20:2 – 17; 5 Moj 5:16, NW ) nagrodą za posłuszeństwo było długie życie; za nieposłuszeństwo groziła śmierć. „Jeśli jakiś mężczyzna ma syna, który jest uparty i buntowniczy, nie słucha głosu swego ojca ani głosu swej matki, a oni go korygowali, lecz on nie będzie ich słuchał, ...... Wtedy wszyscy mężczyźni z jego miasta ukamienują go kamieniami i umrze.” ( 5 Moj 21:18 – 21, NW ) Taki szacunek i posłuszeństwo należał się nie tylko własnym biologicznym rodzicom, ale według prawa wszystkim wpływowym starszym mężom w Izraelu. Kiedy grupa młodzików nie okazała należnego ojcowskiego szacunku prorokowi Elizeuszowi, nastąpił natychmiastowa kara śmierci. ( 2 Król 2:24 ) I dzisiaj Bóg od swoich dzieci wymaga posłuszeństwa, szacunku i czci. A to musi być przejawiane nie tylko wobec żywego Boga, ale również wobec jego małżonki organizacji."

Strażnica z 1 maja 1957

 
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Salome w 11 Listopad, 2017, 10:25
( Wyj 20:2 – 17; 5 Moj 5:16, NW ) nagrodą za posłuszeństwo było długie życie; za nieposłuszeństwo groziła śmierć. „Jeśli jakiś mężczyzna ma syna, który jest uparty i buntowniczy, nie słucha głosu swego ojca ani głosu swej matki, a oni go korygowali, lecz on nie będzie ich słuchał, ...... Wtedy wszyscy mężczyźni z jego miasta ukamienują go kamieniami i umrze.” ( 5 Moj 21:18 – 21, NW ) Taki szacunek i posłuszeństwo należał się nie tylko własnym biologicznym rodzicom, ale według prawa wszystkim wpływowym starszym mężom w Izraelu. Kiedy grupa młodzików nie okazała należnego ojcowskiego szacunku prorokowi Elizeuszowi, nastąpił natychmiastowa kara śmierci. ( 2 Król 2:24 ) I dzisiaj Bóg od swoich dzieci wymaga posłuszeństwa, szacunku i czci. A to musi być przejawiane nie tylko wobec żywego Boga, ale również wobec jego małżonki organizacji."

Strażnica z 1 maja 1957

Ciągle tylko straszyli i straszą nadal. Nie wiem jaki strach gorszy: przed Armagedonem czy przed śmiercią za nieposłuszeństwo wobec organizacji.... Całe szczęście śmieję się teraz w głos z tych baśni z krainy amerykańskich gór i lasów.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Baran w 11 Listopad, 2017, 10:34
Ciągle tylko straszyli i straszą nadal. Nie wiem jaki strach gorszy: przed Armagedonem czy przed śmiercią za nieposłuszeństwo wobec organizacji.... Całe szczęście śmieję się teraz w głos z tych baśni z krainy amerykańskich gór i lasów.

Tak sobie czytam jeszcze raz tę Strażnicę i widzę jak w poniższych słowach, CK daje do zrozumienia owieczkom, że wymagają takiej samej czci i szacunku  jaka należy się samemu Bogu.

cytat
"I dzisiaj Bóg od swoich dzieci wymaga posłuszeństwa, szacunku i czci. A to musi być przejawiane nie tylko wobec żywego Boga, ale również wobec jego małżonki organizacji "Strażnica z 1 maja 1957



POSŁUSZEŃSTWO SZACUNEK I CZEŚĆ

(http://i.imgur.com/d0yuMJP.jpg)
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Listopad, 2017, 10:42
Człowiek poddawany jest tak skrajnej manipulacji, aby kiedy będzie tylko próbował się uwolnić z kajdan WTS-u, czuł się źle jak narkoman, który pozbawia się codziennej dawki trucizny.

 Gdy mówię takim Nowicjuszom, że dopadnie ich kiedyś głód, mało kto wierzy. Raczej idą w zaparte, może inni, ale nie ja, mam tyle zajęć, że mnie to nie grozi.
Wtedy nie pociskam, nie przekonuję do swoich racji, człowiek się musi sam przekonać.
I nadchodzi taki moment, że ich dopada. Jedni mówią, korba mi odwala bo chyba tęsknią, inni że są na ssaniu,a jeszcze inni dalej idą w zaparte. Jednak to widać, że głód org daje o sobie znać.
Wspominanie swoich zasług, osób, sytuacji i jeszcze kilka innych objawów. To pokazuje jak bardzo organizacja ludzi od siebie uzależnia.
I choć mam małą satysfakcję, że wyszło na moje, nigdy im w twarz nie mówię..a nie mówiłam?
Nie można nikogo wpędzać w gorszego doła, bo i tak się czasem ciężko pozbierać.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 11 Listopad, 2017, 12:06
Gdy mówię takim Nowicjuszom, że dopadnie ich kiedyś głód, mało kto wierzy. Raczej idą w zaparte, może inni, ale nie ja, mam tyle zajęć, że mnie to nie grozi.

Nie wiem czy to jest reguła... Wszystko chyba zależy od tego jak długo ktoś był w organizacji, co w niej zostawił itp.
Jeśli ktoś nie był aż tak bardzo związany ze zborem (a wielu jest takich "letnich" braci - ani pionier, ani na przywilejach, ledwo okazjonalny głosiciel), to nie odczuwa aż takiej straty jak pionier specjalny czy były starszy, który zbory zakładał.

A że czasem się wspomina ludzi ze zboru, to chyba normalne, nie? Nie jesteśmy cyborgami, które po wyjściu ze zboru całkowicie odcięły myśli i wspomnienia szczelną śluzą od (byłych już) znajomych i "przyjaciół".

Jeśli kogoś natomiast dopadnie taki głód duchowy, że postanowi studiować Strażnicę, to polecam zacząć wtedy czytać Księgę Mormona  ;D Dostaliśmy taką niedawno od Mormonów na ulicy. Przeczytałam wstęp i u nich prawie jest identycznie jak u Świadków - tylko, że nabrało się 16 milionów ludzi! Świadkowie (a konkretnie Badacze) uwierzyli Russellowi, a Mormoni Smithowi (który twierdził, ze dostał od anioła mądrości zapisane na złotych płytkach - zrozumiał je i przepisał własnoręcznie) :)
 
No więc jak poczytasz sobie wstęp do Księgi Mormona, to zdasz sobie sprawę z tego, że duchowych oszołomów jest więcej na świecie - wtedy spójrz w lustro, powtórz 10 razy "byłem idiotą", włącz sobie jakiś serial i przestań myśleć o głupotach! :)

Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Listopad, 2017, 12:14
Nie wiem czy to jest reguła... Wszystko chyba zależy od tego jak długo ktoś był w organizacji, co w niej zostawił itp.
Jeśli ktoś nie był aż tak bardzo związany ze zborem (a wielu jest takich "letnich" braci - ani pionier, ani na przywilejach, ledwo okazjonalny głosiciel), to nie odczuwa aż takiej straty jak pionier specjalny czy były starszy, który zbory zakładał.

A że czasem się wspomina ludzi ze zboru, to chyba normalne, nie? Nie jesteśmy cyborgami, które po wyjściu ze zboru całkowicie odcięły myśli i wspomnienia szczelną śluzą od (byłych już) znajomych i "przyjaciół".

Jeśli kogoś natomiast dopadnie taki głód duchowy, że postanowi studiować Strażnicę, to polecam zacząć wtedy czytać Księgę Mormona  ;D Dostaliśmy taką niedawno od Mormonów na ulicy. Przeczytałam wstęp i u nich prawie jest identycznie jak u Świadków - tylko, że nabrało się 16 milionów ludzi! Świadkowie (a konkretnie Badacze) uwierzyli Russellowi, a Mormoni Smithowi (który twierdził, ze dostał od anioła mądrości zapisane na złotych płytkach - zrozumiał je i przepisał własnoręcznie) :)
 
No więc jak poczytasz sobie wstęp do Księgi Mormona, to zdasz sobie sprawę z tego, że duchowych oszołomów jest więcej na świecie - wtedy spójrz w lustro, powtórz 10 razy "byłem idiotą", włącz sobie jakiś serial i przestań myśleć o głupotach! :)


Cytuj
Jedni mówią, korba mi odwala bo chyba tęsknią, inni że są na ssaniu,a jeszcze inni dalej idą w zaparte.

 Ja nikomu nie wmawiam, ani nie polecam mówienie o sobie jako o idiocie. Każdy ma prawo do życiowych błędów, najważniejsze wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 11 Listopad, 2017, 12:30

 Ja nikomu nie wmawiam, ani nie polecam mówienie o sobie jako o idiocie. Każdy ma prawo do życiowych błędów, najważniejsze wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.

Moim zdaniem uświadomienie sobie swojej głupoty działa leczniczo. Z kolei nie przyznawanie się przed sobą, że zrobiło się kiedyś głupio prowadzi do frustracji, zdewocenia lub jeszcze większego idiotyzmu :)

Wbrew pozorom nie traktuję przystąpienia do Świadków w kategoriach największego błędu życiowego, tylko jako jeden z etapów życia.
Postanowiłam jednak w pewnym momencie ten etap zakończyć, a powiedzenie sobie: "ty głupia pało" zadziałało na mnie oczyszczająco :)
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 11 Listopad, 2017, 13:10

    A więc się powtórzę. Nikt nie musi innym przyznawać racji, czy też obnażać się ze swoich odczuć, wniosków i stanów. Najważniejsze aby nie oszukiwał sam siebie, bo to największe kłamstwo.
Nikt nie jest na tyle silny, aby stamtąd wyjść bez szwanku i na tyle słaby, aby nie dać sobie z tym rady.

Widziałam wiele ludzkich dramatów i to na każdym etapie tej drogi. Jedni najbardziej cierpią na początki, inni później, jedni mniej, inni więcej, ale każdego boli.

Czyta forum wiele osób, które zmagają się z odejściem i to właśnie Ci ukryci cierpią najbardziej. Nie potrafią się przełamać aby otwarcie napisać, nie potrafią nazwać rzeczy po imieniu.
Czują się oszukani, a zarazem zaszczuci. Buntują się, a zarazem się boją, że może faktycznie odwracają się od Boga? W rozmowach z nimi nigdy nie powiem, że było mi lekko, bo nie było.
Może byłam słaba, może to trwało dość długo, ale dałam radę. I oni też dadzą.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Grześzajęty w 15 Listopad, 2017, 23:12
uczucia na początku:
-winy
-pozbawienia się sensu w życiu
-utrata wszelkich wartości wobec Boga i ludzi
-niezdolność odróżniania złego od dobra
-stan depresyjny
-złość na wszystkich, mnie samego dołączając
-wątpliwość w istnienie boga
-pozbawienie się fundamentu życiowego

podkreślam iż nie nie zostałem wydalony, ani nie byłem nigdy ochrzczony. Od dzieciństwa utożsamiałem się z świadkami Jehowy. była to jedna wielka zupa wyżej wymienionych uczuć. Wstydzę się tego- ale to szczere zeznanie
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: lukasz84gl w 21 Listopad, 2017, 21:59
Gdy mówię takim Nowicjuszom, że dopadnie ich kiedyś głód, mało kto wierzy. Raczej idą w zaparte, może inni, ale nie ja, mam tyle zajęć, że mnie to nie grozi.

I znowu muszę Ci przybić piątkę :). Mnie właśnie takie coś dopadło, nie po miesiącu, nie po roku a po kilku latach. I może nie była to tęsknota, ale same odczucie, które trudno mi nazwać. Potrzebny był tylko wyzwalacz.

W tym wątku wspominałem, że noszę się z zamiarem napisania w miarę krótkiego poradnika jak wyjść. Jednak odpuściłem, sugestia PoProstuJa, że to dyktowanie innym jak żyć w jakiś sposób do mnie trafiła (choć nie zamierzałem nic dyktować, struktura miała być neutralna, jednak samo sugerowanie jakiejś metody uznałem za wtrącanie się w czyjeś życie). Jednak powoli wracam do tego, żeby może jednak to opisać, nikt nie musi za tym ślepo podążać.

Zdradzę o co mi w skrócie chodzi. Opuszczając organizację czuje się ten posmak wolności, "o teraz będzie fajniej". Jednak tak jak z Tazłą o tym podyskutowałem w innym miejscu tego forum, Świadek Jehowy w nas zostaje. Tuż po wyjściu dalej się nim jest. To co chciałbym przedstawić to pokazanie bycia ŚJ jako nawyku. A właściwie zestawu nawyków. Po prostu rozbicie tego na czynniki pierwsze, na tyle na ile się da, poddać to analizie każdy z nich, zweryfikować czy to jest właściwe - i podjąć decyzję co z tym zrobić. To ostatnie (i w części przedostatnie) powinno być wolą czytelnika. Z innej strony patrząc WTS jest czymś co wprowadza wręcz wojskową dyscyplinę i wyraźnie zaznacza co trzeba a co nie. Chodzi o to, żeby w jakimś stopniu nie zmieniać samej dyscypliny, ale podmienić tego kto nam dyktuje. Zamienić WTS na samego siebie, wprowadzić własne plany i zrobić to bez poczucia winy.

Nie wiem kiedy się za to zabiorę, ale czuję, że coś takiego stworzę.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: PoProstuJa w 21 Listopad, 2017, 22:08
I znowu muszę Ci przybić piątkę :). Mnie właśnie takie coś dopadło, nie po miesiącu, nie po roku a po kilku latach. I może nie była to tęsknota, ale same odczucie, które trudno mi nazwać. Potrzebny był tylko wyzwalacz.

W tym wątku wspominałem, że noszę się z zamiarem napisania w miarę krótkiego poradnika jak wyjść. Jednak odpuściłem, sugestia PoProstuJa, że to dyktowanie innym jak żyć w jakiś sposób do mnie trafiła (choć nie zamierzałem nic dyktować, struktura miała być neutralna, jednak samo sugerowanie jakiejś metody uznałem za wtrącanie się w czyjeś życie). Jednak powoli wracam do tego, żeby może jednak to opisać, nikt nie musi za tym ślepo podążać.

Zdradzę o co mi w skrócie chodzi. Opuszczając organizację czuje się ten posmak wolności, "o teraz będzie fajniej". Jednak tak jak z Tazłą o tym podyskutowałem w innym miejscu tego forum, Świadek Jehowy w nas zostaje. Tuż po wyjściu dalej się nim jest. To co chciałbym przedstawić to pokazanie bycia ŚJ jako nawyku. A właściwie zestawu nawyków. Po prostu rozbicie tego na czynniki pierwsze, na tyle na ile się da, poddać to analizie każdy z nich, zweryfikować czy to jest właściwe - i podjąć decyzję co z tym zrobić. To ostatnie (i w części przedostatnie) powinno być wolą czytelnika. Z innej strony patrząc WTS jest czymś co wprowadza wręcz wojskową dyscyplinę i wyraźnie zaznacza co trzeba a co nie. Chodzi o to, żeby w jakimś stopniu nie zmieniać samej dyscypliny, ale podmienić tego kto nam dyktuje. Zamienić WTS na samego siebie, wprowadzić własne plany i zrobić to bez poczucia winy.

Nie wiem kiedy się za to zabiorę, ale czuję, że coś takiego stworzę.

Lukasz84gl nie krępuj się tylko twórz! :)
Jestem ostatnią osobą, która chce kogoś zniechęcać do realizowania pomysłów.
Napisalam o możliwych przeszkodach, ale widzę, że wyszedłeś dzięki temu bardziej umocniony i zdeterminowany! :)

Ja chętnie taki poradnik przeczytam!
Jeśli chcesz tworzyć, to zbieraj pomysły od innych, ale nie rezygnuj, gdy inni są sceptyczni! W najgorszym wypadku Twoje dzieło nie będzie czytane przez szerszą publiczność, a może się okazać, że znajdzie się ktoś, kto Ci podziękuje za tę prace i powie, że bardzo mu pomogła!

Działaj! Siej nasienie nie patrząc ani "na burzę ani na wiatr"! Powodzenia! :)
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Irena w 21 Listopad, 2017, 22:44
Tak samo mysle- dzialaj, spisz przemyslenia i dziel sie na forum. Nie ma jednej uniwersalnej recepty jak wyjsc lub jak pomoc komus otworzyc oczy. Moze Twoj "poradnik" pomoze komus. Czekam z niecierpliwoscia.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: lukasz84gl w 28 Listopad, 2017, 17:42
Lukasz84gl nie krępuj się tylko twórz! :)
Jestem ostatnią osobą, która chce kogoś zniechęcać do realizowania pomysłów.
Napisalam o możliwych przeszkodach, ale widzę, że wyszedłeś dzięki temu bardziej umocniony i zdeterminowany! :)

Ja chętnie taki poradnik przeczytam!
Jeśli chcesz tworzyć, to zbieraj pomysły od innych, ale nie rezygnuj, gdy inni są sceptyczni! W najgorszym wypadku Twoje dzieło nie będzie czytane przez szerszą publiczność, a może się okazać, że znajdzie się ktoś, kto Ci podziękuje za tę prace i powie, że bardzo mu pomogła!

Działaj! Siej nasienie nie patrząc ani "na burzę ani na wiatr"! Powodzenia! :)

I takie mam właśnie podejście. Jednak nie chce robić tego pod presją, ani swoją ani czyjąś. Na razie zbieram myśli. A o niektóre sprawy na forum na pewno zapytam.

Tak samo mysle- dzialaj, spisz przemyslenia i dziel sie na forum. Nie ma jednej uniwersalnej recepty jak wyjsc lub jak pomoc komus otworzyc oczy. Moze Twoj "poradnik" pomoze komus. Czekam z niecierpliwoscia.

I tutaj muszę zaznaczyć, że na razie sugeruję sporo cierpliwości. W tej chwili nie mam czasu nawet specjalnie odwiedzać tego forum, jednak myśl o na pisaniu ciągle mi towarzyszy. Ciągle gdzieś się kotłują tematy oraz to w jakiej formie coś takiego napisać. Jest już jakiś wstępny koncept nawet. A jak zacznę to jeszcze trochę cierpliwości sugeruję, bo potrzebuje czasu żeby skończyć.
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 28 Listopad, 2017, 18:14
I znowu muszę Ci przybić piątkę :). Mnie właśnie takie coś dopadło, nie po miesiącu, nie po roku a po kilku latach. I może nie była to tęsknota, ale same odczucie, które trudno mi nazwać. Potrzebny był tylko wyzwalacz.

  Nie wiem czy to ma swoją nazwę, może jest jakaś fachowa psychologiczna. My to nazwijmy głodem org i już. Dopada na różne sposoby, jak każdy z nas jest inny. Jedni tęsknią za ludźmi, inni za służbą, jeszcze inni mają różne  sny lub mają ochotę prowokować sytuacje aby znaleźć się choć przez chwilę w czymś co kiedyś było jego priorytetem, życiem, misją.

Cytuj
Nie wiem kiedy się za to zabiorę, ale czuję, że coś takiego stworzę.

  Napisz, najlepiej na swoim przykładzie, jak było z Tobą. A każdy kto przeczyta pewnie znajdzie coś dla siebie, a może kawałek siebie.
Wiem jak jest u mnie na wątku, po każdej historii, dostaję maile, gdzie ludzie piszą..jakbym czytała-ał o sobie. Wbrew pozorom, my byli świadkowie, mamy wiele wspólnego.

Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Efektmotyla w 28 Listopad, 2017, 18:14
I takie mam właśnie podejście. Jednak nie chce robić tego pod presją, ani swoją ani czyjąś. Na razie zbieram myśli. A o niektóre sprawy na forum na pewno zapytam.

I tutaj muszę zaznaczyć, że na razie sugeruję sporo cierpliwości. W tej chwili nie mam czasu nawet specjalnie odwiedzać tego forum, jednak myśl o na pisaniu ciągle mi towarzyszy. Ciągle gdzieś się kotłują tematy oraz to w jakiej formie coś takiego napisać. Jest już jakiś wstępny koncept nawet. A jak zacznę to jeszcze trochę cierpliwości sugeruję, bo potrzebuje czasu żeby skończyć.
Na początku jest pomysł potem pustka w głowie i znowu pomysł się klaruje potem refleksja jaki czeka twórcę nakład czasu i ta chęć aby dzieło było skończone i cały czas nie masz,, pióra w ręku,, i myślisz,, cholera kiedy ja to zrobię,,
A potem to robisz szybciej niż by się zdawało 😀
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: Bożydar w 27 Grudzień, 2017, 23:56
Ja jestem nadal w organizacji ale tylko ciałem, a i to ostatnimi czasy bardzo często mnie nie ma, bo się rozwijam zawodowo i niestety nie mogę być na coniedzielnej szopce towarzystwa wzajemnej adoracji ku czci CK. Od 2 lat widzę, że coś nieźle śmierdzi, a ostatnio to już nie trawię tego bezprawia na tyle, że potrafię nabijać się na żywca z tych farmazonów.
Daję sobie czas już jako wolny człowiek. Przychodzę, siadam, słucham i pozwalam sobie poczuć jak na mnie działa całe to udawanie. Upewniam się, że ludzie, których musiałem uważać za jedynych przyjaciół za niedługo będą na mnie niemal pluli na ulicy. W ciągu tych 2 lat bardzo się otworzyłem na ludzi i staram się nawiązywać nowe znajomości, jako że mogę rozmawiać niemal z każdym i o niemal wszystkim. Na razie powoli się stamtąd wycofam, a potem zbór dobiegnie coś co rozszarpią jak Reksio boczek - afera, zgorszenie, ploty, lament - czyli siła napędowa JW, bo tego ciągle w zborach brak. A jak trafi się taki kąsek to będą celebrować i wywyższać swoją wierność i czystość. Nie ważne, że 90% JW w zaciszu domowym uprawia swoje grzeszki. Ważna fasada!
Podstawa to nie wysadzić się samemu w powietrze przez odejście ze zboru i spaść na gołą dupę pośród tzw światusów. Najlepiej znaleźć sobie jakieś hobby, forum z nim związane, pojechać na zlot itd, a ludzie się sami znajdą. A potem jak już się opuści jaskinię troglodytów to ma się wydryndolone.
Szczególnie ciężko mają osoby stłamszone już w dzieciństwie i karane za spędzanie czasu z dziećmi "niewiernych". Wyrobienie w sobie otwartości na ludzi nie posiadających pieczątki JW na czole zaczyna się od zera.
Obrazując, można to przyrównać do nauki chodzenia osoby już dorosłej. Paradoks, ale tak jest w przypadku wielu obudzonych. Sama wiedza o przekrętach CK i strasznych agresorów to jedno, a sztuka życia to drugie.
Zasada jest prosta. Kat i ofiara czerpią energię na zasadzie sprzężenia zwrotnego. Idealnie to widać na małżeństwach toksycznych. Kaleczą się i narzekają na siebie, ale bez całej tej boleści nie potrafią żyć. Kat daje motywację i energię ofierze i na odwrót. Dlatego takie "rozwody" są koszmarne dla obu stron, kiedy spoiwem jest poczucie powinności trwania w tym oborniku.
Jeśli ktoś przyjmie info, że ma prawo żyć i jego siłą napędową ma być radość z życia a nie strach przed CK i Armagedonem, wina za rzadkie zgłaszanie i jednocyfrowy marny owoc - to zacznie wychodzić jak ameba z jaskimi. Dopiero wtedy człowiek czuje, że oddycha. Może się przestraszyć tego, bo takie nowe, niekomfortowe, zakazane i obce, ale akceptacja tego stanu jest już ogromnym krokiem. Ludziom otwartym na cokolwiek nowego przychodzi to o wiele łatwiej, ale nie można zapominać, że organizacja produkuje opornych troglodytów nastawionych na nauczanie innych, a nie siebie samych. To sprawia, że cokolwiek nowego do przyjęcia wyrywa taki typ człeka z butów. Strefa komfortu - nie ważne jaka jest toksyczna - i tak jest przytulniejsza niż nowe rewiry wolności i szczęścia. Mózg ma swoje mechanizmy ochronne przed nowościami i zmianami - wywoła szereg niekomfortowych emocji, od bezsenności, braku apetytu, mdłości, poczucia zdrady, płaczu, agresji, a nawet chęci ucieczki w samobójstwo... Tak działa zaprogramowany sabotażysta. Mózg częściej pędzi w stronę samodestrukcji niż pozwoli ofierze przestać być zniewolonym. To bardzo prymitywne mechanizmy jakimi kieruje się 90% ludzi i chyba 99.9% JW.
Wiele zależy od domu w jakim się wychowałeś jako JW, lokalnej trzody i woli życia jaką dostałeś być może po jakimś narwanym dziadku/babci. Nie ma jednakowej recepty na wyjście z tej matni dla każdego.
Jednak podręcznik do studium "Twoje odejście. Korzystaj z niego jak najlepiej..." to dobra myśl. Zamiast pytań do chrztu byłyby aspekty do przemyślenia przed finalnym aktem odejścia.  ;D
Tytuł: Odp: Życie tuż po wyjściu.
Wiadomość wysłana przez: lukasz84gl w 28 Grudzień, 2017, 14:22
Muszę przyznać, że Twój post wniósł sporo do mojej idei powstawania takiego poradnika. Widać w Twojej wypowiedzi głębokie przemyślenia wewnętrzne i przede wszystkim kierowanie się własnym rozumem, bez obaw o to co kto sobie pomyśli. I mam ochotę użyć zaproponowanego przez Ciebie tytułu. Mam pozwolenie?:)

Najlepiej znaleźć sobie jakieś hobby, forum z nim związane, pojechać na zlot itd, a ludzie się sami znajdą.

Jeśli chodzi o ten zwrot to zgodzę się z pierwszą częścią wypowiedzi, z drugą (że ludzie sami się znajdą) już nie. Nie chodzi o to, że się nie pojawią, bo się pojawią. Natomiast do tej pory taki obudzony mógł bezstresowo sobie nawiązywać kontakty z nowymi ludźmi w swoim kręgu. Była pewność, że ten ktoś myśli podobnie i mała szansa na to, że zrobi jakąś większą krzywdę. I to jest jakieś podświadome przyzwyczajenie, ale niepraktyczne w życiu codziennym. Innymi słowy najpierw poznać, a to oznacza żeby nie oceniać człowieka, ale zgłębić go zadawać pytania oraz wyjaśniać wątpliwości. I wtedy dokonać oceny. Krótko mówiąc przefiltrowanie. A to mówię na podstawie swoich własnych doświadczeń. Inna sprawa to taka, że może się zdarzyć, że koniecznie będziesz chciał przeciągnąć kogoś na swoją stronę, zmienić zdanie a jak się to nie uda to poczujesz się sfrustrowany i możesz zakończyć znajomość.

A skoro już piszę posta to mam już zarys całego poradnika. Podam go i może ktoś coś podpowie, doradzi lub wskaże błędy.

Całość ma się opierać na tym co jest znane każdemu ŚJ. WTS stworzył swój szablon z kalendarzem, w którym zapisuje co kiedy należy robić i czego nie należy, oraz co należy mówić i myśleć (i analogicznie czego nie). A każdy członek ma po kolei wykonywać poszczególne rubryki. Wszystko przypominane najczęściej jak się da. I jako metodę na odejście chciałem zaproponować modyfikację tego szablonu. Raz to wyczyścić go do zera, druga sprawa to być może przebudować (ale przebudowa to już zadanie czytelnika). Następnie analiza swojej własnej sytuacji. Co zrobić, na co zwrócić uwagę, co być może odrzucić a co dodać (w formie propozycji). Następnie wypisać, może nie od razu ale powoli uzupełnić ten szablon. Własnymi pragnieniami, własnymi planami, własnymi odczuciami. Słowo klucz: własnymi. I dostajesz to czego TY chcesz. A potem analiza. Codzienna, może kilka razy w tygodniu może raz (ale nie rzadziej niż raz na tydzień). Zamiast zebrania, czytania tekstu dziennego czy innych WTSowych narzuconych zwyczajów. I ta analiza polegająca na tym, że sprawdzasz ile zrobiłeś w ostatnim czasie, żeby to czy tamto osiągnąć. I dana osoba sama siebie ocenia względem tego co chce i czy do tego zmierza. Jako pomoc chciałbym zawrzeć w jaki sposób do tego podejść, żeby nie była to ocena zbyt surowa ale i zbyt pobłażliwa. Żeby nie czuć się źle z tym, że jednak rubryki w szablonie należy zmodyfikować albo przestawić. Żeby nie czuć się źle z tym, że na 100% nie realizuje się tam zawartych informacji a 80% planu to bardzo dobry wynik. Inna kwestia to opanowanie emocji w całym tym procesie, bo ich będzie wiele. Nauczyć się je lokalizować i starać się opanować.

Cały ten poradnik bazuje na zmianie nawyków. Tak, bycie ŚJ będzie potraktowane jako nawyk. Nawyk wypracowany przez WTS. A raczej nawyki. I jeden  z tych nawyków jest wykorzystany po to, żeby odejść. W zgodzie z samym sobą.