Jestem prostym człowiekiem i staram się myśleć logicznie.
Dlatego osobiście uważam że jest to ich praca zawodowa.
Sa wyuczeni swojego "zawodu", są po kursach i dostają za to jakieś wynagrodzenie i/lub zwrot kosztów.
Tak samo ksiądz mimo statusu duchownego jest "pracownikiem" Kościóła.
W wielkim uproszczeniu oczywiście.
A czy warto oceniać kogoś kto dostaję prezenty za swoją pracę?
I czy sądzić czy jest to "uczciwa" praca?
Ja się nie pokusze..
Czasem też dostaję czekoladę od klientów to znaczy że pracuję nieuczciwie?
Czy w kontekście tego, co napisali w liście, ak.17, który umieściłeś w pierwszym poście?
Można uczciwie powiedzieć, że nadzorca ze swoją żoną, nie jest brzemieniem dla zborów? I właściwie, to nie ma znaczenia, jaką drogą otrzymują te swoje kieszonkowe.
I tak to wszystko idzie z dobrowolnych datków "owieczek".
Trochę okrężną drogą, ale właśnie z tych datków.
Czasami, bardzo ciężko zapracowanych.
Na utrzymanie mieszkania nadzorcy w obwodzie, rezolucja.
Na samochód dla nadzorcy, w zborze, rezolucja.
Jak muszę opłacić rachunki za mieszkanie, czy kupić nowy samochód, nikogo nie muszę pytać o zgodę.
Bo wydaję swoje, zarobione pieniądze.
A gdzie jest ich własna kasa?
No oczywiście? Gdzie? W kieszeniach "owieczek". No i oczywiście, że nie ma nic złego w przyjmowaniu prezentów.
I otrzymywanie ich, nie świadczy o naszej nieuczciwości.
Ale jeśli w akapicie 21, w/w listu, wspomina się o "nagabywaniu", to chyba takie rzeczy jednak mają miejsce.
Wszelkie, kursy, szkolenia, które ich wyuczyły "tego zawodu", jak to określasz, to też wszystko za kasę z datków.
Więc jakby nie patrzeć, swoich złotówek tam nie wykładają. I na tym właśnie polega mistrzostwo ekonomiczne tej korporacji religijnej.
I dlatego też, mówi się o finansowaniu ich życia, a nie o ich zarobkach.
A finanse muszą mieć swoje źródło.
A w przypadku jw.org., tym źródłem są datki wiernych, nie praca zawodowa nadzorcy.