Moi rodzice zawsze mówili - talenty i zdolności masz od Jehowy, więc należy je rozwijać, bo nie rozwijanie to grzech przeciw Duchowi niemalże.
Faktycznie, miałam wspaniały dom.
Od-nowa, na myśl o tej krwi to po prostu się wzdrygnęłam.
W znanych mi rodzinach stosowano klapsy (i też nie we wszystkich), ale nikt nie katował nikogo do krwi (ja nic o tym nie wiem).
Ten filmik z budzeniem na zebraniu przez potrząsanie... po prostu okrutne.
Jedną z chińskich tortur jest nie pozwalanie na sen...
Na marginesie.
Moje dziecko ma niespełna 2 lata.
Jak pomyślę, że ktoś kazałby mi je budzić na silę lub szczypać bo nie uważa, to po prostu z miejsca chyba bym z ziemią zrównała.
I cieszę się, że się w dziecko nie wkopałam będąc jeszcze w organizacji.
Blizno, to ogromne szczęście mieć wspaniałych Rodziców, czy nawet jednego z nich i tak też bywa.
Ty miałaś takich właśnie Rodziców i to bardzo dobre i zdrowe dla Ciebie i całej Rodziny.
Już to w innym wątku pisałam, że miałam podzielony świat jako dziecko, na dom Rodzinny i na świat zebrań/ religii.
To na pewno zdrowe nie było, radzić sobie musiałam jak potrafiłam - tutaj piszę o dziewczynce 8 -12 lat.
Dziś znając tę drugą stronę org. tę nie chwalebną rozumiem co i dlaczego działo się tak, a nie inaczej.
Rodzice dbali o rozwijanie naszych talentów w ognisku domowym, bo niestety nauki org. ograniczały tę dziedzinę życia nas, dzieci, jak wyżej pisałam. Szkoła również tu ma znaczenie, to inne miejsce rozwoju.
Książek, gier planszowych w domu mieliśmy wiele, różnych, ale tę jedną grę "Zawody sportowe" sama wyrzuciłam, bo chciałam podobać się Bogu.
Gra w karty w "Piotrusia" była krytykowana w zborze.
Wiele talentów mamy, jak to mówimy rodzinnych.
Gra na pianinie, gitarze, akordeonie,skrzypcach, to po dziadku i pradziadku
rzezba, malowanie itd.
Tato nie śJ nam czasem grał na pianinie, akordeonie, to moje dobre chwile, jak całą rodziną z dziećmi już naszymi UDAŁO SIĘ nam spędzić czas, ten opis to nie sielanka strażnicowa z obrazka
bo potem zwyczajnie, ktoś znalazł się w szpitalu, ktoś zmarł, i wiadomo zebrania, zebrania, głoszenie, głoszenie.
Życie i różne okoliczności, albo pozwalają kontynuować, albo nie.
Ja w wieku 20/21 lat zaczęłam pionierować, a teraz od 15 lat od nowa, zajmuję się dalej po przerwie moim różnorodnym hobby i zainteresowaniami, choć i rozchorowałam się, jest jak jest.
Wiemy jakie jest stanowisko org. pokazuje to filmik puszczany na kongresie, jak chłopczyk odkłada naukę gry na skrzypach, bo wartościowsze jest zebranie, głoszenie...
Blizno, to co pisałam o biciu do krwi, to był komentarz pewnej siostry, nikogo też nie widziałam, by bił dziecko do krwi, taką sytuację zgłosiłabym na policję.
Takie słowa padły na herbatce/ kawce po zebraniu, bo był temat "rózga karności."
Jak ta siostra mówiła, u niej w domu coś tam do bicia wisiało zawsze w przedpokoju, nie pamiętam co i opowiadała jak biła swoja córkę, że miała pręgi na łydkach, tak zapamiętałam.
Dlatego wypiłam herbatę, i wyszłam z córką zdenerwowana, powiedziałam córce: my tego słuchać nie będziemy.
Nie lubiłam zostawania po zebraniu na herbatkach, bo zdarzało się słyszeć obmawianie się sióstr i braci.
Niektórzy z Was mieli naprawdę inne, miłe, dobre doświadczenia w org. dlatego macie inny punkt widzenia.
Samo bycie molestowanym w zborze, nie da dobrego zdania o org.