Później cały ośrodek dociekał jaka była przyczyna, ze młodym nie udało się ugotować tego obiadu:)
Też na miejscu tego chłopaka pielęgnowałbym uczynki ciała z młodą siostrą
Rok 2000, ośrodek rowerowy, spanie w namiotach. Z kolegą rozbiliśmy namiot poza granicami działki, najbardziej oddaleni od grupy. Idąc do głównego obozowiska musieliśmy przechodzić przez ogrodzenie. Kolega z namiotu przechodząc przez dziurę w płocie rozwalił sobie głowę. Skończyło się na wygoleniu tego miejsca i zaszyciu rany w szpitalu. Kilka dni później ten sam chłopak jadąc pod drzewo do lasu przełożył sobie piłę ramową przez przednią kierownicę. Piła spadła na oponę, zablokowała koło, on przeleciał przez kierownicę, cały poodzierany na twarzy wrócił do obozu. W dniu zakończenia ośrodka jechaliśmy wykąpać się w jeziorze. Ten sam kolega wsiadł do Seicento, które prowadził ojciec innego chłopaka. My jechaliśmy za nimi drugim autem. Na zakręcie czołowo zderzyli się z Passatem. Generalnie wyszli wszyscy bez większych urazów (z wyjątkiem kierowcy). Gdy policjant z drogówki zobaczył mojego współlokatora z namiotu zapytał czy to są obrażenia z wypadku.
Na tym samym ośrodku była z nami "siostra Z.", która panosząc się straciła sympatię pozostałych uczestników. Większość jej się bała, ale nie potrafiła jej się przeciwstawić. Przed północą idąc do umywalni polowej potknąłem się o linki odciągające dach od jej namiotu (starego typu, z płótna). Pomyślałem sobie, że trzeba te linki ze śledziami wyrwać, bo ktoś inny znów się przewróci. Po tym jak wyrwałem te śledzie z gruntu dach namiotu się zapadł, ale "siostra Z" wciąż głęboko spała. Rano zrobiła się afera, bo podczas nocnej ulewy woda zaczęła gromadzić się na zapadniętym dachu namiotu i przesiąkała do środka. Tego dnia "siostra Z" zamiast iść do służby suszyła ubrania.
Jeszcze jedna historia z ośrodka, na którym byłem gościem, a nie uczestnikiem.
Ponieważ moja miejscowość rodzinna leży blisko pojezierza często odwiedzały nas ośrodki pionierskie. Niestety w naszym zborze stosunek młodych braci do młodych sióstr wynosił mniej więcej 8:1, więc każdy przyjezdny ośrodek szybko był przez nas odwiedzany. Dowiedzieliśmy się, że w miejscowości 25 km od nas jest nowy, przyjezdny ośrodek.
Zapakowaliśmy się w dwa samochody, pojechaliśmy pod znany nam adres, na działkę do "brata N.". Widzimy, że są namioty, czyli informacje o ośrodku się potwierdziły, ale wszyscy zebrali się w budynku na zebraniu i nikogo na polu nie było. Patrzymy, ktoś wychodzi namiotu. Chcemy go chociaż zapytać skąd przyjechali. Ale... chłopak ma włosy do ramion
Wchodzimy z nim w dialog:
- Cześć! Skąd jesteście?
- My z dziewczyną przyjechaliśmy z Polkowic (informacja się potwierdziła, stamtąd miał być ośrodek) - po czym wskazuje namiot palcem, z którego wychodzi dziewczyna w szortach i krótkiej bluzeczce.
Jeden z nas znał parę osób z Polkowic, więc ciągnie rozmowę dalej:
- Polkowice? Z jakiego zboru?
- Zbór Kosmos
Zaskoczeni nie wiedzieliśmy o co dalej zapytać. Okazało się, że w tym samym czasie do gospodarza przyjechał jego kuzyn ze świata, który po prostu zrobił sobie z nas jaja