Witam
Na wstępie chciałem napisać, że na forum trafiłem totalnie przypadkiem, przez jakiś filmik na YT - podajże pana Macieja. Przeczytałem jego historie i to w jakiś sposób popchnęło mnie do opisania własnej - skrajnie innej.
Moim rodzice zostali ŚJ jak miałem 3,5 roku. Należeliśmy do jednego z zborów w Gdyni (musicie mi wybaczyć ale nie będę podawał nazw, imion, nazwisk, jedynie fakty które osoby z Gdyni mogą skojarzyć - dlatego proszę uszanujcie to i nie pytajcie czy to Tadeusz, Stefan czy ktoś). Imiona, nazwy są przypadkowe.
Jak napisałem miałem lat 3,5. Czyli jestem ochrzczony w KK, moje rodzeństwo już nie było. Moi rodzice wykazywali różne zainteresowanie, większość znam z opowieści ale jedno wpuściło, drugie zaczęło studiować pierwsze ale mimo wszystko to Ojciec dorwał się do koryta, przepraszam że tak to nazywam ale w Gdyni dzieci starszych to była lepsza i wyższa kasta - ale do tego dojdziemy później.
Z lat mojej młodości pamiętam jedynie ciągłe ataki i szykany, od dziecka wmawiano mi, że prawda mnie uratuje, uczyłem się regułek, czytałem wszystkie czasopisma i książki - do dzisiaj mam kilka ulubionych. Pozostał sentyment, ponad 20 lat byłem czynnym i aktywnym ŚJ. W wieku 16 lat wziąłem chrzest, na stadionie Lechii w Gdańsku. Byłem bardzo szczęśliwym dzieckiem, po walce w szkole, szykanach, pluciu, biciu wracałem do azylu - do raju na ziemi, który ŚJ przygotowali w moim zborze.
Moja kariera - nie umiem znaleźć innego słowa - wyglądała identycznie jak w większości przykładów, noszenie mikrofonów, puszczanie podkładów pod pieśni, lektor, itp... sługą nie zostałem chociaż było to moje marzenie - w zasadzie to mojego Ojca, który z człowieka po zawodówce, mówiącego i piszącego "PSZYSZŁEM" stał się zbawicielem zboru, wielkim inkwizytorem oraz jak się później okazało największym hipokrytą. Ale o tym zaraz....
W wieku 20 lat pojechałem na pierwszy obóz pionierski (sam, bez rodziców). Piwak pionierski - bo nie oszukujmy się ale co może robić 20 osób w wieku 19-23 z 2 opiekunami co śpią jak kury od 21:00. Seks, papierosy, alkohol i nawet narkotyki, byłem zdruzgotany, że jak tak można, wszystko to dzieci starszych, ich ojcowie często przemawiali na kongresach - jednego nawet na międzynarodowym (chyba w Paryżu). Ale tak to wyglądało... niestety tutaj muszę zrobić dygresję na temat wielkiego inkwizytora - mojego Ojca.
Jak pisałem wcześniej, mój Ojciec, prosty a wręcz prostacki człowiek, okazał się genialnym mówcą, tak dobrym że potrafiłbym Eskimosom sprzedać śnieg w ilościach hurtowych, ja byłem molem książkowym, często mu opowiadałem co wyczytałem a to potem trafiało do wykładów - był dla mnie wzorem. Starszym, pionierem pełno czasowym, nadzorcą szkoły teokratycznej, skarbnikiem, kurcze kim on nie był. Założył firmę w której zatrudniał, takich jak on - tzn. już w tym momencie biedniejszych i wtedy ujrzałem to co mnie zdziwiło, a po latach wzbudziło we mnie wstręt. Mój Ojciec oraz kilku starszych, szybko potrafili rozszerzyć zbór od 14-25 osób rocznie - powstawał kolejny, kolejny itp. Przychodzili ludzie biedni, zrezygnowani, oni załatwiali im pracę, oferowali pomoc - to było takie dobre, jednak z wiekiem widzę że tworzyli grupę ludzi od nich zależną - przysługa za przysługę. Ojciec zbudował imperium, już nie wrzucał 100 pln do skrzynki na datki - lądowały tam sumy 1000-2000 pln raz na miesiąc. Dorobił się. Zaczęło się prestiżowe życie, więcej kasy, lepsze samochody, wyższe stanowisko w Klubie (tam młodzi nazywali ŚJ - mówiliśmy że to Klub). I wieczna inkwizycja, obnażanie ludzkich problemów i stanowisk, dumne chodzenie na komitety sądownicze, rozmowy przy grillu i piwie jak kogo upieprzyć. Szczególnie tych co mieli stanowiska.
Jak wróciłem z tego piwaku, poleciałem do Ojca, oburzony - a ten wymierzył sprawiedliwość - kilku kluczowych graczy spadło z stołka, na ich miejscu pojawili się kolejni - świeżo przyjęci - miedzy innymi przez mojego Ojca. Sieć uzależnionych ludzi rosła - jak w mafii. Tutaj ktoś tutaj mógłby napisać - to jeden człowiek, wiecie miał wpływy, itp. Tak nie było. Ale o tym potem, innym razem. Po tym feralnym piwaku pojawił się kolejny, podobny, tym razem dzieci takie i takie, czasem nawet młodzi bez rodzin "w prawdzie". Byłem dumny że mogę donosić
raportowałem Ojcu każdego dnia, każdą ściemę, każde udawanie w godzinach, spóźnienia na czytanie tekstów itp... Mój Ojciec rozpętał piekło, w wyniku którego kilka osób wykluczyli, doszło nawet do jednego rozwodu itp.. za dużo nie chcę pisać - tu nie chodzi o konkretne przykłady ale klimat jak to wygląda. Jedna z dziewczyn zadała mi pytanie przez łzy jak przy starszych opowiadałem co zrobiła: a jak Ty będziesz się czuć - jak kiedyś będziesz miał chwilę słabości pomyśl. Pomyślałem - zadrwiłem w myślach, czułem się bezpieczny, mój Ojciec to władca, obroni mnie, jakże wtedy się myliłem. Resztę opisze może kiedyś... jakoś nie mam weny. Chciałem to zostawić tutaj ale przyznam że męczy mnie poczucie winy, zła które zrobiłem w imię dobra, które jest niczym jak interpretacją człowieka.
Kiedy miałem 22 lata, na pierwszy komitet została wezwana moja mama. Byłem zdziwiony. Jak to ? przecież była przykładną żoną, głosiła, raportowała dużo godzin, gościła regularnie braci, przy każdej okazji gotowała, pomagała, ba nawet zrekrutowała ok. 12 osób. Okazało się, że moja mama zdradziła mojego tatę, z jednym ze swoich studiujących głosicieli, dowodów nie było ale ponoć 6 osób to widziało. Nie wiem jak ale akcja i piłka była szybka, moja mama została wykluczona, całkowicie z społeczności, została beż środków do życia, totalnie bez niczego. My dostaliśmy czas aby się określić. Ojciec się wyprowadził w ciągu jednego dnia i wyjechał z miasta. Wtedy zaczęły się problemy, nie chcę się rozpisywać ale ja i moje rodzeństwo zaczęliśmy odczuwać piętno tej sytuacji. Znajomi, koledzy z Klubu nas unikali, mój Ojciec był gwiazdą a moja mama go zdradziła, w tak hermetycznym społeczeństwie wieści szybko się rozchodzą. Zostałem wezwany na spotkanie ze starszymi, jak się miało okazać później nie by porozmawiać - o "planie naprawczym" a o tym jak dosypać zarzutów mamie, wybielić ojca i się "określić, po czyjej jestem stronie".
Dostałem napisane pismo, w którym ja opisuję jak widziałem miejsce zdrady, byłem naocznym świadkiem. Tak czy siak nie podpisałem papieru, powiedziałem że to obłuda, że muszę porozmawiać z Ojcem - nie wiedzieliśmy gdzie jest, zmienił numer, zapadł się pod ziemię, ŚJ go ukryli. Kontaktu z ojcem nie miałem kilka miesięcy, gdzieś pokątnie dowiedziałem się że mieszka u kobiety, którą poznał w innym mieście w innym zborze podczas wykładów. Była młodsza, z "czystej rodziny" (aż na usta się ciśnie słowo czystej aryjskiej rodziny - przepraszam ale to takie wszystko podobne). Rodzice spotkali się podczas sprawy rozwodowej, moja mama totalnie przegrała, poznaliśmy tez obecną partnerkę ojca, była mówiąc krótko 20 lat młodsza i śliczna. Raptem 4-5 lat starsza ode mnie. To wewnętrznie zabiło moją mamę, nie miała w nikim oparcia, katolicka rodzina się śmiała, zresztą byli zmęczeni ciągłymi atakami ojca. To spowodowało że moja mama oraz siostry postanowiły się otruć. Finalnie udało się uratować mame i siostrę, dla starszej nie było ratunku. Po ok. 14 miesiącach po rozprawie ojciec wziął ślub z partnerką i zaczął piąć się w drabinie (jak w serialu Path - polecam, dużo podobieństw). Znowu jest starszym i zapewne inkwizytorem, widziałem go ok 14 lat temu. Nie zna moich dzieci, dzieci mojej siostry, naszych rodzin. Raz w czas wyśle sms o treści koniec świata bliski - zginiecie. To tyle...
A chciałem dodać że sam się odłączyłem a nie zostałem wykluczony. Cała sprawa z moją mamą to była ustawka, jeden z starszych umierając powiedział o wszystkim żonie i synowi, jego rodzina odeszła. Dla mnie ŚJ to dziwna forma, która buduje bańkę - uczy miłości, kocha, szanuje do momentu aż wierzysz i spełniasz postawione Ci zadania. W przeciwnym razie, to najgorszy wróg, mafia, która ma swoich ludzi wszędzie, mi ŚJ zabrali siostrę, dziewczynę - a moja mama nadal pozbierać się nie może, ma problemy z alkoholem, jest wrakiem człowieka i ogląda czasem na FB zdjęcia uśmiechniętego męża z nową czystą rodziną.
Dziękuję za Waszą uwagę, musiałem to z siebie wyrzucić.