Z obserwacji Listonosza :
Cicha uliczka we wschodnim Berlinie , domki jednorodzinne , duzo zieleni , ladna pogoda .
Ja pracuje ,jak co dzien , na swoim rowerze , doreczam poczte.
Pojawiaja sie dwie panie . Jedna stara ,druga mloda i zaczynaja glosic "od domu do domu".
To znaczy , chodza sobie powolutku , statecznie , prowadza ze soba jakas dyskusje i od czasu do czasu dzwonia do furtek , robia notatki , przystaja czesto...
Tak sobie mysle , ze chyba dlatego tak powoli , bo ta starsza niestety juz nie taka sprawna , moze kolana bola ,czy co ?
Ale po jakims czasie , pojawil sie u wylotu tej uliczki samochod i dal sygnal klaksonem .
Raptem , te panie , dostaly takiego kopa , jakby je ktos pod prad podlaczyl !
Ruszyly kurcgalopkiem w kierunku auta , ta mloda ledwo mogla za starsza nadazyc ! Odjechaly i tyle je widzialem.
Moja refleksja byla taka : Ratowanie ludzi przed Armagadonem - powolutku ,aby sie czasem nie przepracowac , a duzo czasu zaliczyc...