Czytam forum już jakiś czas. Jestem dzieckiem wychowanym w prawdzie, długo zastanawiałam się jak to możliwe że ja nie wspominam tak źle dzieciństwa jak niektórzy z Was. A jednak zaczęłam wspominać i było strasznie. Kiedyś myślałam że to religia prawdziwa, wybrana, wyjątkowa. Nie myślałam o innych jak o światusach raczej traktowałam ich jako ludzi innej wiary i tyle. Mama czasem używała tego określenia jak za bardzo poszłam w złe towarzystwo bardzo mi się to nie podobało.
Wychowywałam się w domu podzielonym i trudnym, mama wierna organizacji a tata alkoholik bardzo aktywny. Mama musiała być wierna bo może pozyska męża, aż niedobrze mi się robi jak o tym myślę i przypomnę sobie tą "mądrą" rade pewnej siostry Starszej (do dziś ja tak nazywam, bo zona starszego i bardzo "mądre" rady zawsze dawała). Miałam przechlapane mało że rodzina alkoholika, to jeszcze "jehówki". W szkole sobie radziłam nie wspominam jakoś strasznie, miałam koleżanki ale raczej nigdzie nie wychodziłam po za dom. Szkoła - zebrania - służba -dom. Tak leciało.
Zachęty by przyjąć chrzest no bo trzeba, bo już tak długo głosicielem jestem i koleżanka też szła no to ja też. Bardzo wyraźnie pamiętam dzień przed zgromadzeniem w Brennej, bardzo długo się modliłam by wytrwać w postanowieniu wierności organizacji i ze zawsze będę kochać Boga. W postanowieniu nie wytrwałam ale Boga kocham nadal. Miałam w tedy 15 lat. Łzy płynęły mi po policzkach jak śpiewaliśmy pieśń, byłam taka dumna z siebie. Bardzo lubiłam ośrodki pionierskie, w każde wakacje wyjeżdżałam przynajmniej na jeden, służba pomocnicza w wakacje, w okresie pamiątki i obsługi to już weszło w krew. Pamiętam moje plany jak w NSK podawane były przykładowe rozpiski godzin dla pionierów stałych i pomocniczych.
W końcu stało się - zostałam pionierem stałym pomocniczym. Pojawiły się pionierki w zborze było z kim głosić, dziewczyny były fajne, dobrze się bawiliśmy w zborze, a było nas trochę. Wyjścia do kina, na pizze, jakieś tam spotkania w domu wszystko na poziomie. Nagle nie wiadomo dlaczego koleżanka z którą brałam chrzest pisze list do zboru ze odchodzi i nie chce być już świadkiem. Szok dla mnie, chodziłam z nią do klasy, siedziałam w jednej ławce a tu taki skandal. Razem głosiłyśmy w klasie, wszyscy wiedzieli kim jesteśmy, ona przez cała szkołę średnią była pionierem stałym i nagle odchodzi. We wrześniu przyszła z ogromnym krzyżem na szyi, nie mogłam w to uwierzyć zaczęła chodzić na religie. Tu zaczęłam się zastanawiać czy na pewno to religia prawdziwa i taka wyjątkowa. Przetrwałam ciągłe pytania klasy dlaczego ONA tak zrobiła. Oczywiście nie odzywałam się do niej, nawet nie patrzyłam w jej kierunku, teraz jak o tym myślę ze było to strasznie głupie.
Wątpliwości w końcu zniknęły, nowi ludzie, znajomości pierwsza praca i "światusy" które pokazywały świat, który wcale nie jest taki zły. Życzliwa siostra, u której pracowałam doniosła starszym ze spotykam się z nieodpowiednim towarzystwem bo rozmawiam na zapleczu jak oni palą i jest to niewłaściwe. Po czwartkowym zebraniu podchodzi braciszek prosi do małej salki na rozmowę a tam już 3 siedzi... i tłumaczymy się...