SJ może rozdrażnić samo określenie "misja nawracania". Bo jeśli kogoś trzeba nawrócić, oznacza, że stąpa po krzywej ścieżce, a oni w większości srożą się na samą taką ewentualność
Zgadzam się z przedmówcami: nie ma uniwersalnego klucza do tzw. nawracania. To wszystko zależy od stopnia zaangażowania, poczucia przynależności do wspólnoty, świadomości błędów organizacji, wiary w kompetencje "kanału łączności" itp.
Dla mnie od zawsze udręką były wszelkie formy głoszenia - to pewnie trauma z dzieciństwa, kiedy skupiałem się na tym, by nie spotkać w służbie kolegów ze szkoły. Uznawałem, że nie każdy musi i powinien być kaznodzieją - nie ma ku temu biblijnych podstaw. Kiedyś wydawało mi się, że to jest dobry punkt wyjścia do nawracania. I co się okazało? Ano to, że wiele osób...
LUBI głosić! Szok
Sprawia im to autentyczną radość, buduje ich poczucie wartości, nadaje życiu sens...
Podobnie jest w wielu innych aspektach - jedni ludzie będą zgrzytać zębami, że starsi zboru zaglądają im pod kołdry i do szafy, a drudzy - będą wręcz oczekiwać tego, aby ktoś ich prowadził za rączkę, bo tak jest wygodniej. Jedni będą samodzielnie czytać i interpretować Biblię, inni zaś nie potrafią przeczytać bez "podkładki" strażnicowej choćby kilku wersetów. Co więcej, uważają to za "bezcenną pomoc". Jak by nie patrzeć - nie ma reguł.
Jeśli ktoś już bardzo upiera się na nawracanie albo zależy mu na danej osobie w organizacji:
1. musi doskonale znać tę osobę;
2. musi być cierpliwy i skoncentrować się dokładnie na oczekiwaniach tej osoby, bez stosowania jakichś uniwersalnych metod;
3. musi znać bolączki danej osoby w organizacji - jeśli np. ktoś nie potrafi zaakceptować ostracyzmu, warto skupić się właśnie na tym, a nie wałkować tematykę nowych świateł czy kwestii krwi;
4. musi obiektywnie oceniać fakty, bez emocji, dostrzegać
zalety bycia w organizacji - nie jest przecież tak, że istnieją wyłącznie źle świadkowie i dobrzy odstępcy albo odwrotnie
;
5. najważniejsze - żeby komukolwiek pomóc,
nie można się narzucać z pomocą. Inicjatywa musi być po obu stronach; ciągnięcie za uszy nic nie daje, a czasami może wręcz umocnić daną osobę w organizacji.
No i dobrze jest jednak przedstawić jakąś alternatywę. Większość SJ tego oczekuje, bo obawia się zawalenia dotychczasowego trybu życia.
Z perspektywy głosiciela nachalne nawracanie od razu wydaje się podejrzane. Lepiej, jak sądzę, wykazać gotowość do pomocy i zasiewać powoli, ale sukcesywnie ziarna wątpliwości. Kropla drąży skałę.
Ps. Odpowiadając na pytanie w tym wątku - nie czuję "misji nawracania"
Natomiast zawsze chętnie pomogę, jeśli ktoś da sobie pomóc, jeśli istnieje choćby włosek, którego można się uczepić przy wyciąganiu człowieka z tej destrukcyjnej sekty.