Zdarza mi sie nie raz , nie dwa , troche pogadac ze SJ na miescie , czy to przy stojaku , czy to, gdy widze jak glosza po domach . Oczywiscie nie mowie , ze jestem ex , tylko ,ze interesuje sie ich spolecznoscia i obserwuje ich troszke . Poczatkowa reakcja jest zawsze bardzo pozytywna , rozmowa sie rozkreca , do czasu gdy "ni z gruszki , ni z pietruszki" pytam , co mysla o wydarzeniach w Australii ?
Ich skonsternowane miny pokazuja , ze wiedza o co chodzi , ale nie chca tego pokazac po sobie .
. Czesto odpowiadaja wtedy : nie , nic nie slyszelismy , a co sie stalo ... itd . Gdy wyczerpujaco wyjasniam , zaczyna sie oskarzanie mediow o brak rzetelnosci , ze to wszystko klamstwa i pomowienia , zeby Internetowi nie wierzyc itp .
Dwa razy zdarzylo sie , ze zaczeli w pospiechu zwijac stojak i praktycznie uciekac
.
Moja zona zapytala kiedys na SK po zebraniu zaprzyjazniona siostre , czy slyszala cos o aferze pedofilskiej . Ta siostra robila wrazenie zaszokowanej tymi nowosciami i powiedziala , ze zapyta o to starszych .
Czy to zrobila , nie wiem , ale od tego dnia omijala moja zone szerokim lukiem .
Czy mieliscie podobne doswiadczenia ?
Czy SJ sa w jakis sposob instruowani w zborach , jak maja sie zachowac w podobnych sytuacjach ?
A moze znacie przypadki , gdzie mozna bylo jednak z kims rozsadnie o tym porozmawiac ?
Pozdrowienia...