Był u mnie w zborze starszy , który przyszedł do nas na tak zwane potrzeby.Prawda była taka, że to typ karierowicza i mało było już mu miejsca w rodzimym zborze. Nazwijmy go brat J. Otóż bardzo lubił okazywać swoją miłość do organizacji ,ślepo zapatrzony w wytyczne Nadarzyna , prawdziwa kosa zborowa. Otóż brat J kiedyś na spotkaniu starszych opowiedział nam ,że umówił się ze swoimi dziećmi , wszystkie w wieku gimnazjalno-licealnym ,żeby wypytywały głosicieli z czym mają problem , kogo nie lubią itp.Po zakończonej służbie dzieci zdawały mu relacje ze służby.