nie wiem czy to jest element powszechnego zjawiska czy wyjątek od reguły, ale coraz częściej słyszę że na pogrzebach _aktywnych_ świadków Jehowy pojawia się więcej znajomych z szatańskiego świata niż z Bożej organizacji...
jeden ze znajomych odstępców opowiadał mi, że niedawno (krótko przed epidemią) był w moim województwie pogrzeb brata który był nauczycielem; na pogrzebie stawiło się całe grono pedagogiczne z trzech szkół w których pracował (ponad sto osób!) i dużo jego uczniów (kilkudziesięciu) a ze zboru przyszedł brat starszy z małżonką i wdowa po zmarłym; co więcej, żona brata starszego ponoć była tylko dlatego, że jej mąż nie ma prawa jazdy i ona musiała go zawieźć na cmentarz i przywieźć z cmentarza;
zdarzenie o tyle dziwne że nie było "teokratycznych" przeszkód (delikwent nie był wykluczony ani podpadnięty, owszem, egzystował na obrzeżach zboru, ale formalnie był nawet głosicielem bo raport zdawał), o braku przeszkód świadczy chociażby obecność brata wykładowcy;
pogrzeb z "wykładem" _kilkuminutowym_, bez pieśni, ale z modlitwą początkową i końcową..
pomimo braku teokratycznych przeszkód niewielka niemalże zerowa reprezentacja zboru;
piszę niemalże zerowa bo oprócz wdowy która ten teokratyczny pogrzeb "zamówiła" był tylko i wyłącznie brat starszy dowieziony samochodem przez własną małżonkę i NIKOGO innego ze zboru...
co więcej, pogrzeb był w sobotę popołudniu wiec ciężko tłumaczyć to rzekomymi przeszkodami w dotarciu (na jakie można by powoływać się gdyby pogrzeb był w dzień powszedni rano); .
licznie zgromadzeni na pogrzebie nauczyciele byli mocno zdezorientowani; wiedzieli że ich zmarły kolega nie był katolikiem, ale większość z nich nie orientowała się w ogóle jak taki świadkowski pogrzeb powinien wyglądać; dość powiedzieć że niektórzy z nich oczekiwali jakiegoś kapłana, kogoś w szatach liturgicznych i byli zdziwieni widząc (jak sami mówili) "pastora" w garniturku;
jeden z nauczycieli zadał nawet wprost pytanie bratu starszemu: "a więc to pan jest pastorem, który ma odprawić dzisiejszy pogrzeb?!"
brat starszy powiedział "nie, nie jestem pastorem"
padło pytanie: "a kiedy przyjedzie pastor?"
wtedy brat starszy wyjaśnił, że to on będzie "prowadził" ten pogrzeb...
starszy zboru powiedział co miał powiedzieć i szybko zmył się, a nauczyciele (koledzy z zakładu pracy) czując potrzebę aby to był "prawdziwy" pogrzeb, spontanicznie zaśpiewali zmarłemu kilka katolickich pieśni kościelnych i zmówili w jego intencji różaniec, co strasznie zgorszyło wdowę która z wielkim fochem wyszła z cmentarza...
tak wyglądał (jak to określił mój rozmówca) "pół teokratyczny pół babiloński" pogrzeb...