W moim zborze, w takich przypadkach, zawsze to było napiętnowane.
Przed ślubem takich dwojga, wygłaszano specjalne przemówienie o związku "nie w Panu".
Zaznaczano, że nie powinno się być na takim ślubie.
Nazwiska nie padały, ale wiadomo było, o co? i o kogo? chodzi?
Patrzono z niesmakiem na taką osobę.
Jak na człowieka, który jawnie łamie tę konkretną zasadę.
Jak na jawnego grzesznika.
Tolerancji dla "niewierzącego" współmałżonka, różnie z tym było.
Stopień "troski", o takiego współmałżonka, zależał od tego, na ile taki zainteresował się "prawdą".