Podejście do pracy wśród świadków się zmienia. Kiedyś pracowali wszyscy. Kobiety mające dzieci ,na utrzymaniu męża też zaliczam do pracujących,bo to harówka. Jeszcze zebrania i przygotowywanie dzieci do zebrań i zabieranie do służby. A dom otwarty na braci i spotkania usługujących. Wieczne pieczenie ciast i szykowanie kwater dla potrzebujących. Itp. W naszym kraju panował okres przejściowy,gdzie rosło bezrobocie i ludzie lądowali na przysłowiowym bruku i to nauczyło wielu kombinować by przetrwać. Niestety niektórym to weszło w krew. Ogólnie świadkowie w zborach które obserwowałam byli pozatrudniani,na etatach. Wielu porozkręcało własne biznesy. Problem dotyczy młodych pionierów i pionierek. Szczególnie tych bez nadzoru rodziców,gdzie Organizacja przejęła wychowanie. Te osoby pracują na śmieciówkach,lub zupełnie na czarno. Raczej dorywczo. Często są wykorzystywani przez współwyznawców,choć tego nie widzą. Bo dopiero choroba,wypadek,czy coś tam uzmysławiają im ,że są z ręką w "nocniku".
Obserwuję wzrost zamożności wśród świadków. I to nie z zasiłków,bo te są raczej skromne. Czyli jest jak wszędzie. Problemem jest zatrudnianie braci na nieuczciwe umowy,tzn pod stołem dużo ,na umowę tyci. Taki relatywizm moralny. Ale to też nie odbiega od ogółu.