Pitekantropie, gdyby relacje w zborach ŚJ oraz w ich małżeństwach były takie jak przedstawia to Strażnica - uwierz mi - nie byłoby tego forum. Dla większości świadków najważniejszym kryterium są duchowe aspekty ich życia: obecność na zebraniach, gorliwość w służbie, przywileje w zborze, z jakiej i z jakimi "teokratycznymi" korzeniami rodziny ten ktoś pochodzi. Wszystko inne (wykształcenie, praca, zaradność, bezinteresowność, troska o otoczenie) jest skutecznie spychane na bok jeśli nie służy to interesom WTS-u. Jeśli tym kryteriom nie odpowiadasz, jesteś skreślony jako wartościowy kandydat. Można by tomy na ten temat napisać.
Tak tak. Dokładnie. Młodym ludziom wpaja się za wszelką cenę, że dobry materiał na żonę czy męża to przede wszystkim porządny Świadek. Nieważne że jest niemotą życiową, która nie ma zawodu, nie potrafi niczego załatwić albo ma dwie lewe ręce. A jak jeszcze jest na przywileju bądź pionieruje to już w ogóle cud miód orzeszki. A człowieka poznajesz najlepiej w tzw sytuacji awaryjnej, gdy trzeba szybko podjac konkretną decyzję, odłożyć na bok swoje "ja", spojrzeć trzeźwo i bez owijania w bawełnę. Oczywiście są i bardzo dobrzy aktorzy, ale każdy posiada emocje i nawet ten najlepszy czasem niepostrzeżenie odsłania prawdziwą twarz.
Każdy może ulec złudzeniom. Każdy może zostać oszukany. Jednak każdy który doszczętnie izoluje się w zborze budzi się potem z ręką w nocniku, bo zaufanie do braci było ślepe. Obcowanie z ludźmi ze zboru nauczyło mnie, że nawet najbardziej wydawałoby się ktoś godny naszego zaufania, często jest fałszywy jak pies, a ten który w naszych oczach uchodził za gbura bo mówił co myśli, często jest najbardziej skory do pomocy.
Bracia niestety jako ogół oceniają cię przede wszystkim przez pryzmat ilości godzin w służbie, aktywności na zebraniach, wypowiedzi na tematy duchowe. Wystarczy że w którejś sferze niedomagasz i już punktują cię w dół. Nie zaproszą na kawę, nie popilnują dziecka, nie umówią do służby, nawet nie przywitają się z tobą na sali. Gdy fama o tobie wypłynie dalej to na zgromadzeniu czy kongresie gdy spotkasz kogos znajomego jakoś dziwnie nagle nie mają czasu albo nie da się z nimi porozmawiac na bardziej przyziemne życiowe tematy. O sztucznych uśmiechach jak kot srający na pustyni w czasie gradobicia, nawet nie wspominam.
Na szczęście na to się już dawno uodporniłem.