ja pamietam z Wrocka fajnego brata(wtedy taki był),który od jakiegoś czasu jest w Wołowie.Nie chcę ujawniać nazwiska,ale coś ma wspólnego z gąsiorem.Rzekomo jego druga połówka jest głową domu.
Z tymi flaszkami na stole to jestem w szoku.
Ja także.
U nas było kiedyś spotkanie towarzysko-wzmocnieniowe, tzn. była tak jakby część oficjalna z przykładami z życia i zachętami, a potem nieoficjalna.
Mieszkanie trzech młodych sióstr, które wynajmowały od cioci jednej z nich.
Miały JEDNĄ butelkę wina.
Czekały z nią na wyjście starszych wiekiem i uprzywilejowanych.
Została butelka do podziału i tak na taką ilość, by każdy wypił dosłownie dwa łyczki.
I było wiele gadania, że jest "alkohol".
A tu na zdjęciu same mocne trunki i to w dużej ilości...
Nie mieści mi się w głowie.