Naszło mnie by spisać to co wyczytałem w necie i co sam wymyśliłem o potopie - to znaczy dlaczego nie mogło go być.
Najpierw prostsze rozważania:
- potop zmieszał wody słodkie z rzek i słone z mórz i oceanów. Musiałyby wyginąć ryby słodkowodne albo te drugie. Skoro żyją i te i tamte - wody nie mogły się zmieszać
- wyginęłyby koralowce, które są wyjątkowo wrażliwe na zmianę zasolenia i temperatury wody. Skoro żyją - potopu nie było
- wyginęłyby niektóre rośliny. Spora liczba nasion nie przetrwa tyle czasu w wodzie. Skoro dziś istnieją - potopu nie było.
Teraz trudniejszy, ale jeszcze mocniejszy dowód.
SJ twierdzą, że wody potopu "zawsze tu były". Wisiały nad ziemią, w czasie potopu spadły, a potem wypiętrzyły się góry i one spłynęły do oceanów. Na dowód tego piszą, że gdyby nie było żadnych gór, to wody pokrywałyby ziemię na około 4 km. To ostatnie jest zresztą prawdą.
Wg Biblii ziemia była pokryta wodami na 15 łokci. Zakładam, że łokieć to pół metra, więc pokryte były na 7,5. Mniej więcej.
Wyobraźmy sobie ziemię przed potopem. Była jakaś woda oraz niewielkie wzgórza, wystające z wody. Zakładam, że były niskie. Dlaczego? Im wyższe, tym więcej wody potrzeba by było by je pokryć. Załóżmy zatem, że najwyższe wzniesienie miało 100m. Niewiele. Warszawa leży na wysokości około 300m nad poziomem morza.
Ile zatem wody potrzeba było by pokryć ziemię? Ano tyle, by na całej podniósł się poziom o 107,5 metra. Wtedy najwyższe wzgórze będzie zakryte na 15 łokci. Dajmy potopowi fory i umówmy się że to jedynie 100 m wody.
Ile zatem wody wisiało nad nami? Po pierwsze należy się spodziewać, że wisiała ona w postaci pary wodnej. Jak rozszerza się woda? Z 1 litra wody powstaje 1700 litrów pary. Zatem ze 100 metrów słupa wody powstanie 100x1700 metrów słupa pary, czyli słup o wysokości 170000 metrów, czyli 170km. Co nam to mówi? Że większość tej pary uleciałaby w kosmos, bo znajdowałaby się poza granicą atmosfery. Wniosek -
atmosfera nie mogła przyjąć takiej ilości pary.
Ale dajmy potopowi kolejne fory. Załóżmy że ta para tam była i się jakoś trzymała. Ile światła widać przez słup 170km pary wodnej? Zero. Zatem do ziemi nie docierałoby światło. Wniosek -
na ziemi nie byłoby życia.
Ale dajmy potopowi jeszcze jedną szansę. Załóżmy że ta para się trzymała i że światło docierało. Ile "waży" 1 litr wody? Dokładnie tyle co 1700 litrów pary wodnej. I dokładnie takie samo ciśnienie wywiera na ziemię. Jakie ciśnienie panuje na powierzchni morza? Dokładnie 1 atmosfera. A jak zwiększa się ciśnienie w wodzie? Co 10 metrów przybywa 1 atmosfera. Na 10 metrach pod wodą są 2 atmosfery (1 z powietrza, 1 z wody). A jakie ciśnienie panuje na 100 metrach pod wodą? Dokładnie 11 atmosfer (1 z powietrza i 10 z wody). A czy ciśnienie się zmieni, jeśli "odwrócimy" płyny i gazy, czyli jeśli woda będzie powyżej powietrza? Nie, będzie takie samo. Zatem jeżeli nad nami wisiało 170km pary (=100 metrów wody) to ciśnienie na ziemi przed potopem wynosiło 11 atmosfer. Wniosek -
życie w znanej nam postaci nie mogłoby istnieć.
Ale... dajmy mu jeszcze jedną szansę. Niech będzie życie, światło, para itp. I niech to się jakoś trzyma. Dzięki czemu jest to możliwe? Tylko dzięki cudowi Boga. Czy mógł to zrobić? Oczywiście! Ale jaki z tego wypływa wniosek? Ano taki, że
Bóg wszystko starannie zaplanował na etapie stwarzania świata. Czyli od razu chciał posłużyć się potopem. Miłościwy Bóg? Nieprawdopodobne.
Starczy. Jak ktoś po przeczytaniu tego dalej wierzy w potop na całej ziemi to nic go nie przekona