Adam
Stali tak dłuższą chwilę, z tej zadumy wyrwały Halinkę słowa jakiejś kobiety. Państwo z rodziny Władka? Obróciła się w kierunku nieznajomej i odpowiedziała, tak mąż jest synem.
Synem? Zdziwiła się kobieta, przecież on nie miał syna. Adam w ogóle nie reagował na ich rozmowę, ale jej dało do myślenia. Stanęła pośrodku grobu i zaczęła przeglądać szarfy na wieńcach. Było ich niewiele, na jednej pisało od siostry, na innej od chrześniaka i były jeszcze dwie od córki Doroty i córki Magdy.
Adam ! Krzyknęła do męża, to nie był twój ojciec, to jakiś inny mężczyzna. Stał jak oszołomiony, jak to nie, przecież wszystko pasuje? Zaczęła mu wyjaśniać i poszli szukać kobiety, która niedawno przechodziła obok. Ta im wyjaśniła, że Władysław nie miał syna, tylko dwie córki, z żoną rozstali się po dwudziestu latach wspólnego życia. Znała ich oboje bardzo dobrze, bawiła się na ich weselu jako bliska sąsiadka.
Adamowi tak bardzo ulżyło, poczuł się, jakby mu ubyło lat, powróciła chęć do dalszego poszukiwania.
Wracając od kobiety, ponownie zaszli nad grób, aby zostawić kwiaty i zapalić znicz, w końcu były dla niego przeznaczone.
Celem ich dalszej wyprawy była kolejna miejscowość z listy.
Ujechali dość daleko, gdy okazało się, że droga jest nieprzejezdna, musieli zawrócić, aby skorzystać z objazdu.
Adam zrobił się bardziej rozmowny, mówił, że bardzo chciał sobie przypomnieć ojca, ale nic nie pamięta, jest tylko ten jeden obraz z matką, gdy jakiś mężczyzna go trzyma i całuje po szyi, a on się bardzo śmieje. Zawsze uważał, że to był on, matka mówiła, że są do siebie podobni.
Jechali tak przed siebie pogrążeni w rozmowie, aż nagle Halinka krzyknęła, zobacz Nowa Wieś!
Nie była nam po drodze, omijałeś ją, a tu proszę i tak musieliśmy do niej zajechać. A skoro już w niej byli, musieli się rozejrzeć.
Trafili na dzień świąteczny, akurat w miejscowej parafii odbywał się odpust, wszędzie pełno ludzi, gwarno i kolorowo.
Zostawili samochód na poboczu i postanowili się przejść. Na ich drodze była remiza strażacka, a przed nią scena i występ koła gospodyń. Halinka szepnęła do męża, u tych pań to byśmy informacji dopiero mogli zasięgnąć. Faktycznie, zgodził się z żoną, przedział wiekowy dość duży, a więc każda mogła coś wnieść do ich sprawy.
Poczekali aż się skończy występ, kobiety zasiadły pod rozłożystym parasolem, a więc czas działać. Podeszli, pochwalili za część artystyczną i przedstawili swój problem. Zrobiły im miejsce za stołem, kazały się przysiąść, aby lepiej się rozmawiało. Najstarsza z nich zwróciła się do Adama, tu chyba nie ma pana krewnych. Skąd ta pewność, zapytał zdziwiony? Ano drogi panie, bo u nas nie ma takich ładnych Wiśniewskich jak pan. Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Halinkę czasem irytowały te zachwyty nad urodą męża, była dumna z męża, ale pochlebstwa od innych kobiet jej przeszkadzały. Adam podziękował za komplement i dalej drążył temat. Nagle jedna z kobiet krzyknęła, Kryśkaaaa a czasem twoja matka z domu to nie Wiśniewska? Wiśniewska padła odpowiedź spod sceny, czemu pytasz? Chodź, chodź pan do ciebie.
Podeszła do nich młoda kobieta w stroju ludowym, najstarsza z grona zwróciła się do niej, ten pan z żoną szukają swoich krewnych, a wy z Wiśniewskich przecież.
Krysia przysiadła obok Halinki i zaczęli rozmawiać. Matka miała dwóch braci Adama i Michała, pierwszy mieszka z nią, zaś drugi wyjechał dawno temu do USA i ślad po nim zaginął.
Znów niewiele, Adam to ten, o którym wcześniej wspominała kobieta, u której byli z Kazimierzem, to się zgadza. Ona nie zna Władysława i to zasmuciło oboje małżonków. Jednak jak już są chcieliby porozmawiać z matką Krysi, może ona wie coś więcej?
Zgodziła się ich zaprowadzić do domu rodzinnego, ale po uroczystościach odpustowych. Matka mieszka na drugim końcu miejscowości, a że składa się ona z plątaniny uliczek sami raczej nie trafią. Powiedzieli, że nie ma problemu, jak już są poczekają aż będzie mogła ich zaprowadzić.
Jechali wąskimi uliczkami, raz były utwardzone, raz asfaltowe by a chwilę skręcić w jakąś dziurawą gruntową. Chwilami Halinka miała wrażenie, że kręcą się w kółko, ale po kilkunastu minutach dotarli do celu. Dom z kamienia stał wzdłuż drogi, całą swoją powierzchnią zakrywał podwórko, które się za nim rozpościerało. Budynki gospodarcze, które wyglądały bliźniaczo podobnie do pierwszego budynku, były przedłużeniem jednenj ściany domu, tworząc budowlę w kształcie litery L. Usiedli na ławce pod domem, Krysia poszła zawołać mamę, po chwili wyszły obie niosąc ze sobą dwa krzesła. Kazały im się przesiąść, ponieważ ławka była brudna, zadeptały ją dwa psy, które właśnie przybiegły z podwórka i zaczęły obwąchiwać gości. Najbardziej przywarły do Adama, kobieta powiedziała, że musi być dobrym człowiekiem, zwierzęta to wyczuwają. Faktycznie, zwierzaki go lubiły, mało który obszczekał, a nigdy żaden nie pogonił.
Rozsiedli się wygodnie na krzesłach tyłem do podwórka, gospodyni usiadła na ławce i zapytała wprost, to kogo państwo szukają?
Adam opowiedział skrót swojej historii tak jak każdemu z Wiśniewskich w ostatnich dniach.
A skąd pan jest i ile ma pan lat? Adam odpowiadał cierpliwie na pytania, a kobieta co chwilę zadawała nowe.
Zaczynało go to denerwować, sama nic nie wniosła do rozmowy, tylko go pytała. Po kolejnym zestawie pytań był prawie pewien, że to zwykła wiejska plotkara i chyba czas się zbierać.
Z pobliskich budynków gospodarczych dobiegł jakiś hałas, oboje obrócili się w jego kierunku. Gospodyni nie zareagowała, powiedziała tylko, to mój brat działa w warsztacie.
I znów zaczęła swoje niekończące się przepytywanie. Widząc jak rozmowa przebiega, Adam wstał i powiedział, że chyba nic tu po nich i czas się zbierać. Kobieta szybko zareagowała.........