Nikt by nie uwierzył, jakie mnóstwo łez mieści się w kobiecych oczach.
Gosia, jak jej rodzeństwo była wychowana w org klimatach. Jako nastolatka pod presją rodziny przyjęła symbol, a później próbowała wtopić się w otoczenie i robić to czego od niej oczekiwano. Szczerze i głęboko wierzyła, że ta kąpiel może coś zmienić w jej życiu, że może wreszcie zacznie lubić zebrania, zbiorki i całą resztę. Iż ten gest w kierunku Jehowy zostanie przez niego doceniony i ześle na nią ducha, o którym tak wszyscy mówili.
Czas płynął, dziewczyna się starała, a jakiegoś łał nie było, wręcz przeciwnie, męczyło ją to wszystko. Coraz częściej robiła uniki, szukała wymówek aby tylko nie iść głosić czy na zebranie.
Kiedyś przez przypadek usłyszała o planach matki, widziała w niej pionierkę, która przemierza jakieś dziewicze tereny z tą dobrą nowiną. Przeraziła się nie na żarty i wcale nie bała się tych terenów, ją przerażało to, że od rana do wieczora musiałaby głosić, to były dla niej prawdziwe katusze. Choć bardzo lubiła ludzi, nieważne czy staruszek, pijak, dzieciak czy równolatek, z każdym potrafiła się dogadać. Jednak pukanie do drzwi i te wszystkie opowieści były dla niej uciążliwe, czuła się jak intruz zakłócający ludziom spokój. Wtedy postanowiła szczerze pogadać z Bogiem, powiedziała mu wprost...Ty wiesz, że nie robię tego szczerze, robię bo muszę, zrób coś żebym mogła być ci pomocna, ale jednocześnie nie musiała sobą gardzić. Nie wiedziała co będzie, ale wiedziała jedno, nawet z nożem przy gardle, pionierką to ona nie zostanie.
Po niedługim czasie poznała chłopaka z tzw świata, może jej nie oczarował, był taki sobie. Jednak gdy zaprosiła go do domu, matka postanowiła wykorzystać okazję na głoszenie , on się nie dał, wyraźnie powiedział co myśli o świadkach i ich łażeniu po domach. O tym, że wcale nie są tacy święci za jakich się mają i z czym obnoszą. Matka się wściekła jak gówniarz tak śmiał jej powiedzieć, za to Gosia była oczarowana jego odwagą i tym że nie lubi świadków. Wyszła za niego za mąż ku zgorszeniu całej rodziny. Widziała w nim swój parawan przed świadkami, wiedziała że jeśli sama sobie z nimi nie poradzi oboje dadzą radę.
Tak też było, skutecznie przegonił tych obcych świadków z jej życia, choć z rodziną już tak łatwo nie było, oni cały czas dawali o sobie znać, ale z czasem kobieta do tego przywykła i traktowała ich jako przykry dodatek do genów.
Początki były całkiem niezłe, jednak z biegiem czasu małżonek coraz więcej zaglądał do kieliszka i to już nie tylko towarzysko, ale także i sam. Finansowo stali bardzo dobrze, dorobili się domu, mieli dwoje dzieci i długo tak jeszcze można wyliczać.. Cóż z tego gdy alkoholu było coraz więcej, zaś oni myślowo i duchowo byli od siebie coraz dalej. W końcu doszło do tego, że mieszkali razem, ale osobno. Wszyscy uważali ich za zgodne małżeństwo, nigdy się nie kłócili, nikt nie słyszał awantur, choć wiedzieli że on pije ( nie przypuszczali jak bardzo) zawsze był spokój. A więc uważano go za bardzo spokojnego, dobrego człowieka. Ona zawsze była uśmiechnięta, zadbana, otwarta na ludzi. Znajomi mówili, że żyje sobie jak pączek w maśle, nie zaprzeczała nie potwierdzała, tylko się szeroko uśmiechała i mówiła o sobie...tak już jest jak się jest ulubienicą Boga.
Tylko ona wiedziała jak wygląda jej życie z mężem alkoholikiem. Ile nocy nie przespała bo chodził się tłukł po domu, musiała wstać bo nie zakręcił wody, nie zamknął drzwi wejściowych i wiatr nimi trzaskał, a to się zatoczył i zdemolował pół łazienki. I coraz więcej wyzwisk, jak początkowo były to wyzwiska pod adresem otoczenia, polityków, kolejki w sklepie, tak później zaczął atakować żonę.
Jak na początku liczyła, że coś się zmieni, albo że ojciec rodzinie, tak później było jej żal tego dorobku, domu o który tak walczyła. Wiedziała, że jak odejdzie on w kilka miesięcy albo puści dom z dymem, albo zrobi z niego melinę. Na to nie chciała pozwolić, a może bała się tak radykalnego kroku, aby zaczynać wszystko od nowa? Tylko dlaczego to ona miała wychodzić z domu, a nie on? Niestety, takie mamy prawo, chroni wszystkich, a najbardziej oprawców.
Było tylko gorzej, już śmiało mogła mówić o znęcaniu się psychicznym. Czym ona więcej odnosiła sukcesów, była rozpoznawalna, zapraszana do mediów, tak on ją bardziej dołował. Po cichu liczyła, że zacznie się cieszyć razem z nią, ale gdzie tam. Zawsze znalazł argument, żeby jej dowalić. I choć nigdy wcześniej nie podniósł na nią ręki, aż do tego dnia, gdy chciał aby go zawiozła do sklepu, odmówiła. Zabrała też kluczyki od jego samochodu, sam mógł się zabić, ale nie mogła dopuścić, aby komuś zrobił krzywdę. Wywiązała się pyskówka , zacisnął pięść i....