Krewnych daje nam los. Przyjaciół wybieramy sobie sami. cz II
Łukasz mimo młodego wieku starał się być dla Basi ojcem, matką, siostrą, bratem, przyjacielem. I choć mówiła mu jak bardzo go kocha, jak jest dla niej ważny, to dało się zauważyć, że bardzo tęskni za domem i rodziną.
Kilka razy nawet próbował rozmawiać z rodzicami, ale wszystko na nic. Poddał się, gdy usłyszał..zrozum chłopaczku, mamy tylko jedną córkę i syna. Wtedy tego nie powiedział, wolał jej oszczędzić przykrości. Jednak postawił warunek, że mają dawać pieniądze na jej utrzymanie, jeśli nie, pójdzie do sądu i wyciągnie wszystkie brudy im i ich chrzanionym braciom. Zadziałało, co miesiąc dostawał niewielką kwotę, którą dawał Basi, aby miała na swoje wydatki.
A uczyła się bardzo dobrze, zbierała wszystkie nagrody, dostawała stypendia. Mimo jej pełnoletności chodził do szkoły, nie dlatego, żeby ją kontrolować, lecz aby czuła, że mu na niej zależy. I zawsze duma go rozpierała słysząc pochwały na temat siostry.
Nie może powiedzieć, że byli sami, mieli wielu przyjaciół, takich prawdziwych, na których zawsze mogli liczyć. Byli to ci sami ludzie, z którymi Łukasz zasmakował alkoholu. A ich rodzice, niejednokrotnie byli i rodzicami dla naszej dwójki. Spędzali z nimi święta, wyjeżdżali wspólnie na wakacje, czuli się jak w rodzinie.
Lata mijały, to jego kandydat do ręki Basi pytał o zgodę, to on prowadził siostrę w dniu ślubu. A dwie mamy ich przyjaciół zorganizowały Basi przysłowiową wyprawę, aby nie szła w życie jak sierota.
Gdy się zaś sam żenił, jego mała siostruni, zadbała o wszystko jak najlepsza matka. I choć nigdy nie zapomnieli o domu rodzinnym, to samo wspomnienie już tak nie bolało.
Kilka lat temu, odwiedziła go siostra, oznajmiając, że trzeba się zająć rodzicami. Są chorzy, niedołężni brak in ma wszystko. Ona sama jest na zasiłku, ma chorego męża, a brat jest zajęty i nie ma jak. Wtedy Łukasz powiedział NIE! Nie czuję się zobowiązany i nie liczcie na mnie ani na Basię. Wyjaśniła mu, że nie wymagają od niego osobistej pomocy, ale wsparcia finansowego, też odmówił. Zaczęła się ciskać, a więc otworzył drzwi i kazał jej wyjść, co nie spodobało się jego żonie. Wywiązała się ostra wymiana zdań, zarzucała mu złe postępowanie i że to jednak jego rodzice. Łukasz postawił na swoim, powiedział, aby w tę jedną jego sprawę się nie wtrącała, bo nie wie, o czym mowa. Skoro przed laty powiedzieli mu, że nie jest ich synem, a Basia córką, dlaczego ma się teraz do czegoś poczuwać? Gardzili nimi, a więc powinni także gardzić ich pieniędzmi.
Sytuacja w domu zrobiła się bardzo napięta, Basia, choć była rozdarta, stała murem za bratem. Żona nie mogła znieść jego postawy, ona znała świadków i miała na ich temat swoje bardzo przychylne zdanie. Kiedyś powiedziała, że wstyd jej będzie ludziom spojrzeć w oczy za niego. Odparł jej, że to jego sprawa i jego wstyd, może sobie żyć spokojnie. Dochodziło do coraz większych spięć, aż sprawa stanęła na ostrzu noża i Łukasz wyprowadził się z domu.
Gdy nie chciał zmienić swojej decyzji, po roku żona wniosła sprawę o rozwód. Wszystko przeszło sprawnie i szybko, nie mieli potomstwa, nie walczyli o majątek. I tak to po latach, znów świadkowskie macki dopadły Człowieka i odbiły się na jego życiu.
Na szczęście mąż Basi nie zajmował stanowiska, powiedział, że skoro oni uważają, iż tak ma być, on też tak uważa. Byli gotowi iść do sądu, jeśli krewni zechcieliby ich pozwać, mieli nawet adwokata, który zgodził się ich reprezentować.
Minęło kilka lat, Basia spotkała drugiego brata, który jej powiedział, że nie mają sumienia. Bez słowa wahania odpowiedziała mu, że złożyli je na ołtarzu amerykańskiej bandy pod nazwą śJ. Co mi się osobiście bardzo spodobało.
Na obecną chwilę, rodzina dała im spokój, oni żyją swoim życiem, powroty do przeszłości są już bez emocji. Mogą usiąść i z każdym porozmawiać na bolesny kiedyś temat.
Gdy rozmawiałam z Łukaszem dwa tygodnie temu, widziałam mężczyznę, któremu chwilami łamał się głos, zwłaszcza gdy mówił o Basi. A gdy opowiadał o swoich przyjaciołach ze świata, kilku odstępcach, z którymi ma kontakt, jego twarz pogodniała, uśmiechał się.
Jednak najbardziej moją uwagę zwrócił, gdy opowiadał o swoich urodzinach, o pamięci, o drobnych gestach, był jak mały chłopczyk. Widać jak bardzo to docenia, jaką mu sprawia przyjemność i ile daje radości. A ja go doskonale rozumiem. Dlaczego? Jest mała różnica między odstępcą z werbunku a odstępcą wychowanym w organizacji.
Ci z werbunku zrezygnowali dobrowolnie. Nas z drobnych przyjemności ograbiano od dziecka, bez naszego przyzwolenia, wmawiano że to coś złego. A więc gdy jest okazja, nadrabiamy to i cieszymy się jak dzieci. Nie tylko z dowodów pamięci, ale także wtedy gdy sami o kimś pamiętamy.