Ojciec jest głową rodziny, a matka jej sercem.
Damian jest najmłodszy z trójki rodzeństwa, najstarsza jest Justyna i średni Marek.
Gdy cofa się w przeszłość, pamięta jak wszyscy razem chodzili do kościoła, ubierali choinkę, śpiewali sto lat nad tortem urodzinowym. Później w ich życie zaczęły się wplatać zebrania i różne spotkania religijne, na nie też chodzili wszyscy razem.
Był okres, kiedy rano szli do kościoła, a po południu na zebranie. Później nastąpił rozłam, z tatą do kościoła,a z mamą na zebrania. Rodzice się kłócili, zarzucali sobie brak odpowiedzialności, aż w końcu po komunii siostry ojciec wyprowadził się z domu.
Po rozwodzie zostali z mamą, tata zabierał ich co drugi weekend do siebie. Początkowo wszystko było ok, jednak gdy matka stawała się coraz większym świadkiem ich życie nie było już takie jak kiedyś. Bał się spotkań z ojcem, wiedział, że zabierze ich do kościoła, że będą w miejscu, które nie podoba się nowemu Bogu ich matki. A gdy wrócą do domu, będą wypytywani gdzie byli i co robili? Cała trójka bardzo szybko nauczyła się kłamać i mówić matce to, co chciała usłyszeć. Gdy mówili prawdę, przez kilka dni musieli słuchać o tym, że źle robią, że armagedon itd. itp. Mój rozmówca uważał siebie i rodzeństwo za bardzo złe dzieci, takie co to na pewno zginą i nikt ich nie uratuje.
Damian, niewiele jeszcze rozumiał z tego, co się dzieje na świecie i w kraju. Słyszał jak po zebraniu dorośli mówili o nadchodzącym armagedonie i zagładzie dla złych ludzi, że to już na pewno teraz nastąpi. Bardzo się bał, najchętniej nie wychodziłby z pokoju, droga do szkoły, wyjście z budynku, było dla niego prawdziwą męką. Bał się, że nagle domy, sklepy zaczną się walić, ziemia pękać, powstaną wielkie wyrwy w ziemi, a z nieba polecą kule ognia.
Pewnego dnia strasznie wiało, zbliżała się burza, śpieszył się, aby jak najszybciej dotrzeć do domu. Z każdym przebytym metrem zapadała coraz większa ciemność, a wiatr nabierał na sile. I nagle coś huknęło obok chłopca, tak bardzo się przeraził, że zmoczył spodnie. Nie patrzył co to, z płaczem uciekł do domu. Wbiegł do pokoju, złapał swojego ukochanego psa i schowali się pod łóżkiem. Burza szybko minęła, później okazało się, że to wiatr złamał gałąź i to wcale nie taką dużą, ale dla niego to było całe ogromne drzewo.
Podczas jednej z wizyt u ojca, zabrał ich na zakupy, celem był Marek. Okazało się, że mężczyzna szykuje syna do komunii. Gdy wrócili do domu, zaczęli rozmawiać na ten temat, siostra nic się nie odzywała, ona już była bardziej świadkiem, czasem sama swoich barci straszyła armagedonem. Damian, niewiele rozumiał, za to Marek słuchał, a później padł przed ojcem na kolana, obłapił go za nogi i...
I zaczął przeraźliwie płakać, prosić ojca, aby nie kazał mu iść do komunii, bo będzie musiał zginąć w armagedonie. Po chwili płakała cała czwórka, jednak to Marek jako ten, o którego los chodziło najbardziej dramatyzował. W pewnym momencie w tym swoim..nie chcę umrzeć w armagedonie, popadł w taką histerię, że ojciec mocno go chwycił, aby go poskromić i zaczął bardzo spokojnie mówić..ci iii już ci iii...
Następnego dnia panowała milcząca atmosfera, ojciec nic nie mówił tylko się do nich uśmiechał. Damian był ciekaw jak to będzie? Bał się o brata, że jednak może zginąć, a z nim także i ojciec, bo przecież nie słucha prawdy. Wybiegał myślami w przyszłość..jak to z nim będzie i był przerażony. W jego dziecięcej główce zrodził się plan..na ten czas jego komunii ucieknie z domu, będzie się ukrywał na działkach, a jak będzie już po wróci do domu. Jehowa na pewno doceni jego starania i go oszczędzi, a jak jego to może i tatę.
Gdy wracali do domu, ojciec spakował wszystkie rzeczy, jakie kupił Markowi i kazał zabrać.
Już ani słowem nie wspomniał o komunii. Matka, gdy zobaczyła garnitur i wszystko, co z sobą przynieśli jakby się wściekła. Zaczęła im zarzucać głupotę, brak Boga w sercach i że dla grzeszników nie będzie miejsca w raju. Justyna zaczęła się usprawiedliwiać..mamusiu, ja wiem, że się to Jehowie nie podoba, że tata jest grzesznikiem. Chodzę tam tylko dlatego, że sąd tak kazał. Jak idziemy do kościoła to udaję, że się modlę. Matka zaczęła ją chwalić i przytulać, Marek nic nie mówił, za to Damian rozpłakał się i uciekł do pokoju. Bo on się z ojcem modlił, tak jak go kiedyś oboje rodzice uczyli. A teraz nie wiedział, nie rozumiał kto jest kto, co dobre, a co złe?
Jednak od tamtego zajścia, ojciec już więcej ich nie zabrał do kościoła, za to matka ze zdwojoną siłą zaczęła ich edukować religijnie.
Siostra w wieku 13 lat była już po symbolu. I choć matka i wszystkie ciotki się nad nią rozpływały, tak Damian nie lubił siostry. Nie dlatego, że była już świadkiem i czuła się ważniejsza, lepsza , ale za to, że mówiła o ojcu tak samo, jak matka. A jego tak bardzo bolało, tak strasznie cierpiał, gdy słyszał, iż ojciec niebawem zginie, bo służy szatanowi.
Chwilami miał tak dość tej szarpaniny, tego strasznie, zmuszania do zebrań, chodzenia po domach...że nawet myślał, aby się rzucić pod pociąg.
W wieku 11 lat pierwszy raz się upił, podobało mu się. Nikogo i niczego się nie bał, mówił matce i siostrze co myśli. Wtedy dostawał bicie i zamykano go w pokoju, aby czasem nikt go nie widział. Starsi koledzy nie tyle ile mu imponowali, ale mieli alkohol, a on go znieczulał.
Kiedyś upił się do nieprzytomności i wylądował w szpitalu. Gdy oprzytomniał, przyszedł do niego lekarz, staruszek podpierający się laską. Nie umoralniał, nie ganił, zapytał tylko...dlaczego pijesz? Bo to, że dziecko sięga po alkohol nie jest normalne, musi być jakiś powód. Po krótkiej przepychance otworzył się i powiedział dlaczego.
Pogłaskał go po głowie, powiedział, że będzie dobrze i poszedł. Później była policja i jakaś pani, nie wie kim była, ale mu się lepiej z nią rozmawiało niż z matką. To jej powiedział, że chce mieszkać z ojcem, bo w domu dłużej nie wytrzyma.
Po dwóch tygodniach to ojciec odebrał go ze szpitala, zabrał do siebie, a tam już czekały na niego wszystkie jego rzeczy. Do dziś razem mieszkają, ale już w domu na peryferiach miasta, z żoną Damiana i dwójką dzieci.
Justyna w wieku 30 lat zakochała się w człowieku ze świata, dla niego odeszła z organizacji, adoptowali dwójkę dzieci.
Marek po buncie wieku dorastania został świadkiem w wieku 22 lat, a dziś jest wielką org szychą w centralnej Polsce. I choć założył rodzinę to jest to raczej rodzina z nazwy.
Jak twierdzi Damian, jedno co ich łączy to wspólne siedzenie na zabraniach.
Matka nadal jest świadkiem, nigdy mu nie wybaczyła tego, że uciekł do ojca. Nie zna jego żony ani wnuków, nie zna też męża i dzieci córki. Na maksa poświęca się głoszeniu, jest wdzięczna Jehowie za tak udanego syna, jak Marek. Dziwna ta duma, rządzi się innymi kryteriami niż u normalnych ludzi. I choć Damian nie ma żalu do matki, to mówi..że jego brat jest..zimnym, wyrachowanym i bezwzględnym człowiekiem, a matce nie zostało nic jak tylko delektować się tym, co jej zostało. Taką resztką uczucia z "rodzinnego stołu".