Druga z kobiet...
Druga z kobiet była niczym Hanka Bielicka, szybka, głośna, na przemian mówiła i śmiała się. Emanowała z niej takie ciepło, taka radość życia, że w chwili gdy przekraczała próg domu, jej radosne usposobienie udzielało się wszystkim.
Kiedyś przyszła zaraz po wizycie u dentysty, spuchnięta z wykrzywionymi ustami, ale nawet to nie było w stanie zamknąć jej ust, ani ją wyciszyć. Na pytanie żony Adama czy ją nie boli? Odp...boli jak cholera, ale powiedziałam że nie dam się dziadowi zdominować, hałasem go wykończę. Śmiali się ona z nimi, mimo że co chwilę musiała wycierać usta.
Jednak matka nie podzielała ich zachwytu nad temperamentną kobietą, ona najzwyklej w świecie z nią nie rozmawiała.
Gdy ta ją odwiedzała, starsza pani milczała, ta się jednak nie zrażała i przychodziła. Spotkania wyglądały zawsze tak samo...kobieta odstawiała monolog, a matka ślepo patrzyła w okno.
Pewnego razu poprosiła synową aby powiedziała, że jej nie ma jak tamta przyjdzie. Pomysł bardzo nie spodobał się synowej, nawet się oburzyła...ty mamo mnie do kłamstwa namawiasz? Co kobieta uzasadniła, że synowa jako osoba niewierząca nie będzie mieć grzechu. Synowa nie dała za wygraną, odparła że ona nie, ale matka będzie mieć za dwoje. I jak chce niech sama powie, żeby nie przychodziła.
Adam opowiadał, że podziwiał ją za ten upór. Raz on, raz żona zanosili kobietom mały poczęstunek, kawa, herbata jakieś ciasto i wtedy widzieli jak ta się produkuje. A Zosiu to, a Zosiu tamto, a spotkałam tego i tego wiesz...znasz, pamiętasz kiedyś....
Robili nawet zakłady ile jeszcze da radę tak ciągnąć te wizyty za dwoje?
Kiedyś wychodząc przyszła do nich do kuchni i powiedziała....szkoda mi Zosi, taka była oddana a teraz o niej zapomnieli.
I wtedy się dowiedzieli, że kobieta kiedyś była świadkiem, ale odeszła a później ją wykluczyli. I tak zabawna gaduła z oddanej przyjaciółki stała się śmiertelnym wrogiem.
Ona wiedziała, że matka nią gardzi, że ją denerwuje. Była też pewna że nastanie taki dzień kiedy przejrzy na oczy i doceni tych którzy przy niej są, są mimo wszystko.
Poklepywała wtedy Adama po ramieniu i śmiejąc się mówiła....nie martw się Adasiu, nastanie taki dzień że Zocha się uśmiechnie na nasz widok.
Nie wiedział skąd ta kobieta czerpie tak pozytywną energię, ale bardzo mu się to podobało. Był jej wdzięczny i z każdym razem dziękował kobiecie za odwiedziny i zapraszał na kolejne.
I tak minęło kilkanaście miesięcy, czasem mieli wrażenie że po tych wizytach matka jakby łagodniała, była bardziej kontaktowa. Mimo że ze znajomą nadal rozmawiała służbowo, to ta jej radość życia jakby i jej się udzielała.
Nastał jednak dzień kiedy przyszła radosna jak skowronek i zastała pusty pokój......