Dziki wschód!
Witaj Rzeski. Miło widzieć na forum osobę z potężnym doświadczeniem w organizacji, która dostrzega, jak się ona zmieniła na przestrzeni lat.
Znałem kiedyś misjonarza z Rosji. Po kilku latach pracy, wrócił do mojego zboru. Był to facet miły i serdeczny, ale niestety fanatycznie zapatrzony w organizację. Kiedyś przyszedł do nas do domu z reklamówką z logo "Pentax" i pytał nas, co to za produkt, czy aby chodzenie z taką reklamówką jest stosowne dla SJ.
Wiele lat temu, przed kwalifikacją wojskową, zwróciłem się do braci o wystawienie stosownego dokumentu. W tym czasie byłem jeszcze w miarę aktywny, nawet czasem prowadziłem zebrania studium książki. Rozmawiałem z dwójką - nadzorcą i wspomnianym misjonarzem. Były misjonarz, mówiąc kolokwialnie, zrobił z wystawienia dokumentu "wielkie halo". Zapytał: "Organizacja może coś zrobić dla Ciebie. Ale czy to docenisz ? Co Ty możesz zrobić dla organizacji?" Stanęło na tym, że oczekują ode mnie wzrostu aktywności duchowej, a może dostanę ten papier. W rezultacie na wiele miesięcy zaprzestałem chodzić na zebrania, raportowałem po godzinie, a na komisji wojskowej nawet nie wspomniałem o tym, że jestem SJ. Były też i plusy: skończyłem szkołę średnią, zadbałem o niezły wynik na maturze, dostałem się na dwa kierunki studiów dziennych.
Tak sobie teraz myślę, że to był pierwszy, osobiście znany mi przykład korporacjonizmu w WTS. Tyle, że jako młodzieniec, nie zdawałem sobie z tego sprawy. Refleksja przyszła dopiero wiele lat później.