Hmm... w moim przypadku to nie tak nie zadzialalo . Od ponad 3 lat nikt sie nie odezwal i nie probowal sie spotkac. Z czego jestem niezmiernie zadowolony.
Nadzorcy nie kontaktują się z zagubionymi owieczkami z powodu braterskiej miłości, lecz kiedy korporacja każe ruszyć w teren.
Ja kilka lat temu kupiłem dom w innym mieście, ale nadal uczęszczałem do macierzystego zboru. Nie miałem ochoty na nawiązywanie nowych znajomości z SJ. Nikomu ze zboru nie podałem też aktualnego adresu. Jednak wiosną tego roku WTS nakazał chodzić po nieczynnych, zapraszać na Pamiątkę i wręczać broszurę o powrocie do organizacji.
Mogłem się spodziewać, że mój były supervisor teokratyczny wydębi aktualny adres od kogoś z rodziny (nikt się nie chce przyznać do dziś, mam o to uzasadnione pretensje) i tak się stało. Któregoś wieczora stanął pod bramą. Jak myślicie, co powiedział ?
Mimo, że nie rozmawialiśmy od wielu miesięcy, nie zapytał, co u mnie słychać, jak zdrowie, jak mi się mieszka, czy cokolwiek innego, co ludzie zagajają do dawno niewidzianych znajomych.
Powiedział, że chciałby porozmawiać. Ja na to przez videofon, że nie mam teraz czasu. Zmienił front i zaczął nawijać, że chciałby dać mi broszurę, a ja mu poradziłem, żeby wrzucił do skrzynki pocztowej. Brat starszy wyraźnie nie poradził sobie z odmową. Po prostu...odszedł, bez słowa pożegnania. Więcej już się nie pojawił. Pewnie przylezie w przyszłym roku, ale tym razem nie będę już tak wyrozumiały i uprzejmy. Od pewnego czasu jestem bowiem mocno uczulony na wszelkiej maści domokrążców. Wyznaję zasadę, że dom jest moją twierdzą, a obcy ludzie są tu niemile widziani.
Konkluzja: dzisiejsi nadzorcy to ślepi wykonawcy poleceń korporacji, a w ich działaniach nie ma ani krzty ducha miłości i braterstwa. W dodatku brak im elementarnej kultury osobistej. Ale m.in. dzięki takim akcjom WTS - u, jak opisana powyżej, uświadomiłem sobie, jak bardzo zmieniła się organizacja. I po raz pierwszy w życiu nie poszedłem na Pamiątkę.