Nigdy nie byłem sługą pomocniczym ani starszym, bo czas mojej największej aktywności w WTS przypadł na okres, gdy byłem nastolatkiem. W latach 1998-2000 prowadziłem jedynie kilkanaście razy grupowe studium książki, co poczytywałem sobie wówczas za wielki zaszczyt.
Potem poszedłem na studia, zadbałem o solidne wykształcenie, podjąłem pracę w korporacji, gdzie spędziłem w sumie 10 lat.
W 2006 miałem ostatnie spotkanie z koordynatorem zboru, na którym zachęcał mnie do działania, bo "pojawią się szerokie możliwości rozwoju". Ale jakoś mnie nie przekonał do tej idei. Z "możliwości rozwoju" skorzystali inni - m.in. chłopak z mojego rocznika, który ledwo się wysławiał, a do dziś jest kawalerem, choć wiek chrystusowy dawno za nim. Zresztą szybko zdjęli go z przywileju.
Patrząc na to wstecz z pewnej perspektywy, nie żałuję, że nie poświęciłem czasu organizacji. Zainwestowałem w siebie, zadbałem o solidny byt materialny, założyłem szczęśliwą rodzinę. Nie mam długów, kredytów, nie muszę martwić się o jutro.
Wbrew temu, co uczy WTS, poza organizacją też można żyć szczęśliwie. Czego życzę Gerontas i Tobie po formalnej rezygnacji z przywileju. Z pewnością zaoszczędzony czas wykorzystasz o wiele lepiej, np. poświęcając go rodzinie lub inwestując w rozwój własnych umiejętności.