Mnie martwi rzesza ludzi, którzy uważają, że to Bóg oczyszcza organizację.
Wiele działań wygląda na sabotaż, na świadome sprowadzanie firmy do upadku. Takie myśli pojawiały się w moim domu jeszcze zanim odeszłam. Wtedy wspólnie dywagowaliśmy na ten temat, ale ostatecznie ucinaliśmy dyskusję właśnie takim stwierdzeniem, że Bóg nie pozwoli by w jego organizacji działy się takie rzeczy bez celu i to na pewno ma głębsze znaczenie, którego my nie pojmujemy.
Tak było. Teraz ja głośno mówię o tym, co myślę, ale dalej słyszę jak echo te komentarze.
To trochę tak, że czuję w ich głosie żal, że nie mogą mi powiedzieć z podniesioną głową "nie masz racji", słyszę żal, że brak im argumentów. Jedyne co mogą powiedzieć, to to, że to święta organizacja Boga i wierzą, że to wszystko jest realizacją boskiego planu.
Żal i bezsilność.
Również dlatego, że przez lata sama byłam taka sama. Wydawało mi się, że nic nie jest w stanie zachwiać moją wiarą w boskość organizacji.
Ostatecznie jednak okazało się, że każda wiara ma swój fundament i można ją ruszyć...
Mam głęboką nadzieję, że ludzie, których kocham przejrzą na oczy. Nie muszą ostentacyjnie opuszczać organizacji. Nie będę mieć z tego żadnej satysfakcji. Wystarczy, że przyznają przed sobą, że to jest pic na wodę.