Słysząc o takich historiach coś się we mnie burzy/buntuje, przychodzi mi też na myśl 2 Tymoteusza 3:1-5, (...ludzie będą samolubni, bez serca, miotający oszczerstwa, niepohamowani, bez uczuć ludzkich...), swego czasu często cytowałam w służbie, nawet nie przepuszczałam że idealnie się do tego opisu wpasowywałam.
Dokładnie tak, krew się burzy i tak było ze mną, wzburzyła się we mnie krew i bunt w obronie mojej Mamy, gdy usłyszałam, jak mąż przekazywał Mamie słowa braci starszych z naszego zboru, że Mama będzie albo ograniczona, albo wykluczona za nieregularne obecności na zebraniach, a miała 80 lat, schorowana po zawałach z rozrusznikiem serca i kulami używanymi do poruszania się, w organizacji ponad 50 lat, była pionierką stałą w okresie zakazu, aresztowana, oblewana fekaliami podczas głoszenia. Jeszcze jeden dzień przed śmiercią chodziła po mieście, blisko domu z czasopismami, miała swoich znajomych, głosiła, rozpowszechniała, do końca życia zdawała ten ich wymagany "owoc".
Staruszka Mama nasza Kochana zastraszana przez tych, którzy mianowali się pasterzami zboru.
Straszne, bezczelne, bez serca, bez uczuć.
Na krótko przed śmiercią Mama powiedziała do nas, do dzieci swoich: ja was przepraszam, że przeze mnie byliście w tym, znaczy się wychowywani wg nauk ŚJ, że tyle wycierpieliście tam/przez to. Przytuliłam Mamę, powiedziałam, że to nie Jej wina, żeby sobie nie robiła wyrzutów, łzy i zrozumienie.
Przekazywałam Mamie informacje na temat organizacji, które odnajdywałam w internecie, pierwszą była wiadomość o przynależności org. do jednego z departamentów ONZ.
Mama sama sobie czytała codziennie jeden rozdział Biblii.