Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 3 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy  (Przeczytany 10995 razy)

Offline tomek_s

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 2 109
  • Polubień: 2041
  • Nigdy nie byłem ŚJ.... KRK
Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #45 dnia: 09 Maj, 2016, 21:24 »
W którym momencie rozwaliłem temat? Z góry dzieki za wskazanie.
„Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim” (Mt 8:11),


Offline Nemo

  • El Kapitan
  • Wiadomości: 5 553
  • Polubień: 14441
  • Często pod wiatr. Ale zawsze własnym kursem.
Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #46 dnia: 09 Maj, 2016, 21:38 »
W którym momencie rozwaliłem temat? Z góry dzieki za wskazanie.
Czytaj ze zrozumieniem. Napisałem z "rozwalania", co nie jest równoznaczne z rozwaleniem (które jest całkowitą destrukcją). Resztę napiszę na PW żeby nie zaśmiecać wątku.
Niemądrym jest być zbyt pewnym własnej wiedzy. Zdrowo jest pamiętać, że najsilniejszy może osłabnąć, a najmądrzejszy się mylić.
Mahatma Gandhi


Offline Stanisław Klocek

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #47 dnia: 10 Maj, 2016, 17:55 »
Kwestii duchowości jest poniekąd sprawą bardzo delikatną. Poniekąd, gdyż różnie, różne osoby reagują. Dlaczego? Nie wiem do końca, ale czasem mam wrażenie, czy nie przestać się wogóle udzielać. Dlaczego takie moje obawy? Wynika to z pewnych mych rozmów przez komunikator Skype z trzema osobami, gdzie. Nigdy nie jest moim zamiarem kogoś urazić w jakikolwiek sposób. Jednakże nie zawsze jest to możliwe. Opowiem w telegraficznym skrócie.

Z pierwszą osobą w średnim wieku, będącym pierwotnie ŚJ, by przejść do ruchu Badaczy. Przedyskutowaliśmy (tylko fonia) głównie kwestie doktrynalne. Byłem pod wrażeniem, jego umiejętności dobrej dykcji, sprytny w wychodzeniu sprzeczności, znajomość Biblii, posiadający niektóre ważne leksykony i przekłady interlinearne itp. Całą naszą dyskusję oceniam jako na dobrym poziomie i w szczerej przyjazne atmosferze. Niestety w pewnym dniu powiadomił mnie, że znalazł się w szpitalu. Pomyślałem sobie, że będąc jeszcze młody, w niedługim czasie wyjdzie ze szpitala, nie pytając o szczegóły.

Druga osoba, to jego znajomy, z którym też było kilkanaście godzin analizy głównie doktryn Badaczy i ŚJ. Jednak najbardziej zaskoczyła mnie wiadomość, że to oddział szpitala psychiatrycznego. Zacząłem siebie analizować, przez co zacząłem siebie podejrzewać o destrukcyjny wpływ na jego duchowość moimi argumentami, które wcześniej uważał za niepodważalne. Z tym też się zwierzyłem temu ostatniemu. Postanowił coś bliżej się dowiedzieć, choć z powodu około 60 km. było utrudnione, ale ostatecznie uspokoił mnie (choć i to nie należy do przyjemnych), że prawdopodobnym powodem był konflikt małżeński.

Osoba trzecia. Ta osoba pierwsza poprosiła mnie o zaakceptowanie na liście mych rozmówców. Na pytanie skąd zainteresowanie mą osobą, odpowiedź była, że z przejrzenia jednego z filmów na mym kanale YT. Jako, że była też kilkanaście lat ŚJ, a teraz przygotowuje się do chrztu w ChWZ i chciała uzyskać pewnych wyjaśnień, zanim podejmie ten krok. Na początku zaznaczyłem, że zbyt mało się znamy, toteż moje przekonania mogą wpłynąć niekorzystnie, a tego nie chcę (przedstawiłem się w przedziale deista/agnostyk). Otrzymałem zapewnienie, abym się nie obawiał, gdyż po to nawiązuje ze mną kontakt, aby się upewnić, że jest na dobrej drodze duchowego postępu, albo otrzymać argumenty, które ją powstrzymają. Dziś t. zn. po dwu dniach nawiązaliśmy ze sobą kontakt i co? Na samym początku pada oświadczenie, że chyba nie będzie mogła dziś prowadzić rozmowy, gdyż jest rozbita niektórą wiedzą, którą z nią się podzieliłem.

Podobnie na forum, jedni są podejrzliwi i widzą jakieś niebezpieczeństwo w jednym słowie, inni natomiast lubią walczyć na ostro, przez co otrzymując dawkę adrenaliny czują się ożywiani z apatii.
« Ostatnia zmiana: 10 Maj, 2016, 18:00 wysłana przez Stanisław Klocek »


od-nowa

  • Gość
Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #48 dnia: 10 Maj, 2016, 21:02 »
Kwestii duchowości jest poniekąd sprawą bardzo delikatną. Poniekąd, gdyż różnie, różne osoby reagują. Dlaczego? Nie wiem do końca, ale czasem mam wrażenie, czy nie przestać się wogóle udzielać. Dlaczego takie moje obawy? Wynika to z pewnych mych rozmów przez komunikator Skype z trzema osobami, gdzie. Nigdy nie jest moim zamiarem kogoś urazić w jakikolwiek sposób. Jednakże nie zawsze jest to możliwe. Opowiem w telegraficznym skrócie.

Z pierwszą osobą w średnim wieku, będącym pierwotnie ŚJ, by przejść do ruchu Badaczy. Przedyskutowaliśmy (tylko fonia) głównie kwestie doktrynalne. Byłem pod wrażeniem, jego umiejętności dobrej dykcji, sprytny w wychodzeniu sprzeczności, znajomość Biblii, posiadający niektóre ważne leksykony i przekłady interlinearne itp. Całą naszą dyskusję oceniam jako na dobrym poziomie i w szczerej przyjazne atmosferze. Niestety w pewnym dniu powiadomił mnie, że znalazł się w szpitalu. Pomyślałem sobie, że będąc jeszcze młody, w niedługim czasie wyjdzie ze szpitala, nie pytając o szczegóły.

Druga osoba, to jego znajomy, z którym też było kilkanaście godzin analizy głównie doktryn Badaczy i ŚJ. Jednak najbardziej zaskoczyła mnie wiadomość, że to oddział szpitala psychiatrycznego. Zacząłem siebie analizować, przez co zacząłem siebie podejrzewać o destrukcyjny wpływ na jego duchowość moimi argumentami, które wcześniej uważał za niepodważalne. Z tym też się zwierzyłem temu ostatniemu. Postanowił coś bliżej się dowiedzieć, choć z powodu około 60 km. było utrudnione, ale ostatecznie uspokoił mnie (choć i to nie należy do przyjemnych), że prawdopodobnym powodem był konflikt małżeński.

Osoba trzecia. Ta osoba pierwsza poprosiła mnie o zaakceptowanie na liście mych rozmówców. Na pytanie skąd zainteresowanie mą osobą, odpowiedź była, że z przejrzenia jednego z filmów na mym kanale YT. Jako, że była też kilkanaście lat ŚJ, a teraz przygotowuje się do chrztu w ChWZ i chciała uzyskać pewnych wyjaśnień, zanim podejmie ten krok. Na początku zaznaczyłem, że zbyt mało się znamy, toteż moje przekonania mogą wpłynąć niekorzystnie, a tego nie chcę (przedstawiłem się w przedziale deista/agnostyk). Otrzymałem zapewnienie, abym się nie obawiał, gdyż po to nawiązuje ze mną kontakt, aby się upewnić, że jest na dobrej drodze duchowego postępu, albo otrzymać argumenty, które ją powstrzymają. Dziś t. zn. po dwu dniach nawiązaliśmy ze sobą kontakt i co? Na samym początku pada oświadczenie, że chyba nie będzie mogła dziś prowadzić rozmowy, gdyż jest rozbita niektórą wiedzą, którą z nią się podzieliłem.

Podobnie na forum, jedni są podejrzliwi i widzą jakieś niebezpieczeństwo w jednym słowie, inni natomiast lubią walczyć na ostro, przez co otrzymując dawkę adrenaliny czują się ożywiani z apatii.
Dobre przemyślenia Stanisławie, do tego prawdziwe zdarzenia, doświadczenia, dziękuje.
« Ostatnia zmiana: 10 Maj, 2016, 21:05 wysłana przez od-nowa »


Offline Lila

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #49 dnia: 10 Maj, 2016, 21:55 »
Hmm, mam pewne podejrzenia co do powodów powyższych rozterek.
Organizacja zapewnia wszystkim "pokarm na czas słuszny" i zachęca do czerpania wiedzy wyłącznie z materiałów wts, które jak wiadomo wzajemnie się popierają (w założeniach, nie mam tu na myśli rozsynchronizowania na skutek zmiany światła). Po pewnym czasie przeciętne studium osobiste jest jedną wielką pętlą. Nie da się jej przerwać bez wyjścia poza biblioteczkę wts i/lub samodzielnego myślenia. Organizacja na wszystko ma odpowiedź i po pewnym czasie wyłącza myślenie i dociekanie. A jeśli ktoś jednak wykracza poza nią, to jest karcony.
Jednak to właśnie osoby, które cały czas "węszą" i nie przestają badać mają szanse na systematyczne wyjście poza pętlę, na poznanie prawdy o prawdzie.
Osoby, które są cały czas posłuszne wts i dowiadują się tej prawdy nagle, doznają szoku. Nie są w stanie tego ogarnąć i to bardziej emocjonalnie niż "wiedzowo". To jakby rodzaj zdrady i to przez organizację, której się przez lata bezgranicznie ufało.
Tak sobie myślę, ale czy tak jest... Tak czuję, że coś jest na rzeczy.


Blizna

  • Gość
Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #50 dnia: 10 Maj, 2016, 22:31 »
A może to właśnie podejście WTS nie rozbudziło we mnie duchowości.
Może przez ten schematyzm nie dało się zareagować inaczej, tylko znienawidzić.


Offline PoProstuJa

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #51 dnia: 11 Maj, 2016, 01:34 »
Kiedy obserwuję siebie, to dostrzegam, że jako nastolatka byłam o wiele bardziej uduchowiona niż obecnie. Wtedy poszukiwałam bowiem prawdziwej religii i gorliwie podchodziłam do tego. Miałam styczność z kilkoma kościołami chrześcijańskimi; przekonałam się na własnej "skórze" jak tam wyglądają nabożeństwa. Chodziłam dość gorliwie do KK, ale zniechęciłam się bardzo, gdy się okazało, że wszystkie msze po roku się powtarzają. W kółko to samo. Szukałam więc dalej i trafiłam (w sumie przez przypadek) na Świadków.

Ja zawsze ceniłam Biblię, wierzyłam w Boga. I do tej pory tak jest (i myślę, że cały czas tak będzie). Poznanie szokujących faktów o WTS (mam na myśli pedofilię oraz fakty opisane w "Kryzysie sumienia") nie pozbawiło mnie wiary w Boga. Pozbawiło mnie tylko zaufania do wykładni Biblii oferowanej przez innych LUDZI.

Ja zawsze sobie powtarzałam, że dopiero wtedy wybiorę religię, gdy przeczytam Biblię. I czytałam ją sama, ale zaczęłam od ST, więc w końcu trafiłam na trudne i (czasem nudne) fragmenty z ksiąg mojżeszowych. To niestety podcięło mi trochę skrzydła i zniechęciło. Ale na nowo zaczęłam poznawać Biblię dzięki ŚJ. Ucieszyłam się wtedy, że Biblia jest mimo wszystko przystępną księgą. I byłam zadowolona z tego, że ktoś mi zaczął ją w końcu objaśniać. Byłam przekonana, że te objaśnienia są rzetelne i wiarygodne.

Po początkowej fascynacji naukami biblijnymi później dopadła mnie stagnacja. Ja uwielbiam czytać Pismo Święte. Ale jak miałam się przygotować do artykułu ze Strażnicy, to tam Biblia była tylko fragmentarycznie. Podkreślanie odpowiedzi w Strażnicy było czasochłonne i nużące. Poświecenie czasu sprawom duchowym zaczęłam traktować jak mękę. Po jakimś czasie żeby uniknąć tej męki przestałam się przygotowywać do Strażnicy i rzadko czytałam czasopisma (czasem tylko wybrane artykuły). Niestety moja niechęć zgeneralizowała się także na Biblię...
To smutno brzmi, ale tak to odczuwam: Świadkowie najpierw dali mi podczas studium apetyczną próbkę Biblii, a później - w ciągu następnych lat - do niej zniechęcili. W ciągu następnych lat zaczęłam dostrzegać, że miłość pomiędzy braćmi - tak ładnie opisywana w Strażnicy - to w rzeczywistości powierzchowne uczucie. Ładnie wygladają zdjęcia roześmianych i zjednoczonych braci podczas budowy Sali Królestwa. Ale jak budowa się zakończy, to wszyscy rozchodzą się do swoich domów i jeden brat o drugim już nie pamięta.
Chodzenie na zebrania zaczęło mi się kojarzyć z chodzeniem na mszę do kościoła - nie odczuwałam pokrzepienia po przyjściu na zebranie, tylko byłam uczestnikiem przygotowanego programu, po czym wszyscy rozchodzili się do domów.
A dla mnie najważniejsze we wspólnocie religijnej jest właśnie to pokrzepianie się wzajemne. Tymczasem większość braci po zebraniu śpieszyła się do domu - "odbębnili" program, to teraz mogą wracać do życia i waznych spraw. Takich osób, które wykorzystywały zebranie m.in. po to żeby pokrzepić drugich w osobistej rozmowie bylo jak na lekarstwo.

No więc na przestrzeni lat bycia w zborze zostałam wyprana z zapału, gorliwości, chęci do przychodzenia na zebrania. Ale dalej byłam w zborze tłumacząc sobie, że tylko przynależność do tej "prawdziwej" religii zapewnia wybawienie oraz stwierdzając, ze widocznie problem jest we mnie.

Minęło kilkanaście lat, a ja czuję, że zatoczyłam koło i wróciłam do punktu wyjścia. Czyli postanowienia, że "wybiorę" sobie religię, gdy przeczytam znów Biblię - sama, bez materiałów WTS i interpretacji innych osób.
Nie wiem do jakich wniosków dojdę po tej lekturze, ale obecnie wnioski mam takie, że gdybym miała wychodzić ze zboru, to raczej nie przyłączę się do żadnej innej wspólnoty. Najwyżej zostanę "wolnym elektronem".
Podoba mi się też idea spotykania się w gronie przyjaciół na czytaniu Biblii (bez wyszukanych interpretacji). Chętnie wcieliłabym ten pomysł w życie, ale póki co jest może 1-2 osoby, które chciałyby wspólnie czytać Biblię. A może 1-2 osoby, to jednak wystarczająca ilość i nie mam co grymasić? :)

W sumie Jezus powiedział, że jest nawet z 2 czy 3 osobami, którzy są zebrani w jego imię... Może więc nie potrzebujemy tłumów innych wiernych obok nas, aby oddawać cześć Bogu?!

Tak więc pomimo bycia w zborze i odkrycia przekrętów w WTS moja wiara w Boga wcale nie osłabła. Wygasła tylko wiara w człowieka i wymyślane przez niego organizacje religijne.


Online gerontas

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #52 dnia: 11 Maj, 2016, 06:45 »
Chodzenie na zebrania zaczęło mi się kojarzyć z chodzeniem na mszę do kościoła - nie odczuwałam pokrzepienia po przyjściu na zebranie, tylko byłam uczestnikiem przygotowanego programu, po czym wszyscy rozchodzili się do domów.
A dla mnie najważniejsze we wspólnocie religijnej jest właśnie to pokrzepianie się wzajemne. Tymczasem większość braci po zebraniu śpieszyła się do domu - "odbębnili" program, to teraz mogą wracać do życia i waznych spraw. Takich osób, które wykorzystywały zebranie m.in. po to żeby pokrzepić drugich w osobistej rozmowie bylo jak na lekarstwo.

Świadkowie Jehowy często posługują się fragmentem z Hebrajczyków 10:24,25 ale najczęściej w kontekście nie opuszczania zebrań. Jednak jest tam o wiele ważniejsza myśl: "pobudzać się do MIŁOŚCI i szlachetnych UCZYNKÓW". Program jest tak zbudowany, że w większości ta miłość i szlachetne uczynki to przede wszystkim głoszenie, najlepiej pionierowanie (bo to przecież wyraz miłości), budowa sal królestwa, generalnie bycie na posługach ciała kierowniczego.
W ostatnim czasie kiedy to bardziej przykładam się do uważnego słuchania wykładów na zebraniu czy zgromadzeniach, analizuję wnikliwiej artykuły do studium strażnicy i słucham jakie są komentarza to wierzcie mi coraz trudniej jest mi tego słuchać w kontekście Biblii, która zawiera prawdę i w 90% mówi o okazywaniu miłości Bogu, współwyznawcom i ogólnie bliźniemu. Czy ta miłość zawsze u ŚJ musi sprowadzać się głównie do głoszenia?


Offline Tadeusz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 348
  • Polubień: 2703
  • Ktokolwiek bowiem ma, temu będzie dane...
Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #53 dnia: 11 Maj, 2016, 06:50 »
PoProstuJa - wspaniały opis  :) Dziękuję  :)

Świadkowie Jehowy często posługują się fragmentem z Hebrajczyków 10:24,25 ale najczęściej w kontekście nie opuszczania zebrań. Jednak jest tam o wiele ważniejsza myśl: "pobudzać się do MIŁOŚCI i szlachetnych UCZYNKÓW". Program jest tak zbudowany, że w większości ta miłość i szlachetne uczynki to przede wszystkim głoszenie, najlepiej pionierowanie (bo to przecież wyraz miłości), budowa sal królestwa, generalnie bycie na posługach ciała kierowniczego.
W ostatnim czasie kiedy to bardziej przykładam się do uważnego słuchania wykładów na zebraniu czy zgromadzeniach, analizuję wnikliwiej artykuły do studium strażnicy i słucham jakie są komentarza to wierzcie mi coraz trudniej jest mi tego słuchać w kontekście Biblii, która zawiera prawdę i w 90% mówi o okazywaniu miłości Bogu, współwyznawcom i ogólnie bliźniemu. Czy ta miłość zawsze u ŚJ musi sprowadzać się głównie do głoszenia?

Myślę, że stąd też bierze się tak wielu przebudzonych, gdy zdadzą sobie sprawę z tego co opisałeś  :-\
Ktokolwiek bowiem ma, temu będzie dane i będzie miał w nadmiarze; ktokolwiek zaś nie ma, temu również to, co ma, zostanie odebrane.


Offline Lila

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #54 dnia: 11 Maj, 2016, 10:18 »
Świadkowie Jehowy często posługują się fragmentem z Hebrajczyków 10:24,25 ale najczęściej w kontekście nie opuszczania zebrań. Jednak jest tam o wiele ważniejsza myśl: "pobudzać się do MIŁOŚCI i szlachetnych UCZYNKÓW". Program jest tak zbudowany, że w większości ta miłość i szlachetne uczynki to przede wszystkim głoszenie, najlepiej pionierowanie (bo to przecież wyraz miłości), budowa sal królestwa, generalnie bycie na posługach ciała kierowniczego.
W ostatnim czasie kiedy to bardziej przykładam się do uważnego słuchania wykładów na zebraniu czy zgromadzeniach, analizuję wnikliwiej artykuły do studium strażnicy i słucham jakie są komentarza to wierzcie mi coraz trudniej jest mi tego słuchać w kontekście Biblii, która zawiera prawdę i w 90% mówi o okazywaniu miłości Bogu, współwyznawcom i ogólnie bliźniemu. Czy ta miłość zawsze u ŚJ musi sprowadzać się głównie do głoszenia?


Dokładnie. Po miłości was poznają, a nie po głoszeniu.
Mój ojciec, który jest w wts i przez wiele lat był starszym i przewodniczącym zboru, uważa, że Jezus wcale nie nakazał wszystkim głosić. Wysyłał swoich uczniów, ale nie nakazał aby każdy szedł i głosił.



Offline Roszada

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #55 dnia: 11 Maj, 2016, 10:26 »
Dokładnie. Po miłości was poznają, a nie po głoszeniu.
Mój ojciec, który jest w wts i przez wiele lat był starszym i przewodniczącym zboru, uważa, że Jezus wcale nie nakazał wszystkim głosić.
Przecież konsekwentnie jeśli na Pamiątkę zabrał 12 osób to tym samym 12 nakazał głosić wg Mt 28:19.
Prócz tego Paweł odróżniał zwykłych wiernych od wybranych:

„(...)My bowiem jesteśmy Bożymi współpracownikami. Wy jesteście Bożym polem uprawnym, Bożą budowlą.” (1Ko 3:9)


Blizna

  • Gość
Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #56 dnia: 11 Maj, 2016, 10:45 »
Nawet było w którymś liście coś w stylu "on dał jednych jako ewangelizatorów, innych jako pasterzy itd".


Offline PoProstuJa

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #57 dnia: 12 Maj, 2016, 01:13 »
Świadkowie Jehowy często posługują się fragmentem z Hebrajczyków 10:24,25 ale najczęściej w kontekście nie opuszczania zebrań. Jednak jest tam o wiele ważniejsza myśl: "pobudzać się do MIŁOŚCI i szlachetnych UCZYNKÓW". Program jest tak zbudowany, że w większości ta miłość i szlachetne uczynki to przede wszystkim głoszenie, najlepiej pionierowanie (bo to przecież wyraz miłości), budowa sal królestwa, generalnie bycie na posługach ciała kierowniczego.
W ostatnim czasie kiedy to bardziej przykładam się do uważnego słuchania wykładów na zebraniu czy zgromadzeniach, analizuję wnikliwiej artykuły do studium strażnicy i słucham jakie są komentarza to wierzcie mi coraz trudniej jest mi tego słuchać w kontekście Biblii, która zawiera prawdę i w 90% mówi o okazywaniu miłości Bogu, współwyznawcom i ogólnie bliźniemu. Czy ta miłość zawsze u ŚJ musi sprowadzać się głównie do głoszenia?

Tak, Hebrajczyków 10:24, 25 to jest taki "bat" na tych, którzy opuszczają zebrania. Bo przecie stoi jasno "nie opuszczajcie zebrań...".
I tak sobie żyłam ze zrozumieniem tego wersetu jak CK przykazało - czyli poprzez skupienie się na jego pierwszej części. Ale gdyby się tak zastanowić w jaki sposób zebranie ma mnie pokrzepić... to już są schody...

No bo... zacznijmy od tego, że spotkania w pierwszym wieku nie wyglądały tak jak dzisiejsze zebrania w Ameryce czy w Polsce. Po pierwsze zbory były malutkie, ludzie spotykali się u siebie w domach. A w domu zawsze jest inna atmosfera niż w sali zaprojektowanej na 100 osób. Kolejna sprawa - zapewne spożywano wspólny posiłek. A to bardzo ważne, bo inaczej obcuje się z drugim człowiekiem widząc jego plecy w rzędzie krzeseł, a inaczej z tym, z którym siedzimy/półleżymy przy stole.
Skoro ludzie mieli się pokrzepiać wzajemnie, to zapewne rozmawiali ze sobą na bliskie im tematy. A jak rozmawiali, to nikt się tam nie czuł anonimowo.

Gdyby obecnie zebrania właśnie tak wyglądały, to chyba nie opuściłabym ani jednego z nich!  ;D
A jak wyglądają zebrania? Przemówienia, omówienia, pokazy, pieśń, modlitwa.. i do domu! Owszem, ci bardziej towarzyscy mogą zostać po zebraniu żeby chwilę pogadać. Ale to tylko chwila - bo na zebranie (w środku tygodnia) człowiek spieszy się i ledwo zdąża pędząc z pracy, a po zebraniu jest już wieczór, wszyscy zmęczeni i chcą odpocząć w domu. Nawet jak się chce pogadać, to warunków za bardzo nie ma. Bo wokoło krzątają się bracia sprzątający salę - z odkurzaczem, ścierkami itd.
Przy herbacie czy kawie też nie posiedzisz, bo takie wygody są dostępne nie dla wszystkich, ale dla wybranych co mają dostęp do zaplecza kuchennego.

Jest jeszcze inny pomysł: urządzić sprzątanie sali w weekend i się spotkać przy kawie. Sposób dobry i chyba jedyny żeby ludzie mogli się spotkać i pogadać. Ale z własnego doświadczenia wiem, że starsi są różni. Grupa w której jest staszy "z jajem" zaczyna od kawy i ciasta, a kończy sprzątanie kolejną kawą i pozostałymi kawałkami ciasta. Ale ja miałam takiego nadzorcę grupy, który po "odbębnieniu czarnej roboty" wsiadał do samochodu i tyle go widzieli. Żadnej kawy, żadnych pogaduszek, żadnej integracji.

To ja się pytam po co są te sale królestwa wzniesione rękami braci?! Tylko po to żeby Strażnicę omówić, do której każdy ma dostęp w domy na tablecie?
A gdzie to pokrzepianie, gdzie to zachęcanie innych?
Oficjalne wytłumaczenie jest takie, że doznajemy pokrzepienia idąc na zebranie, bo może nas zbudować komentarz podczas studium jakiejś siostry czy brata.
Słusznie - komentarze bywają budujące, ale obecnie komentarzy takich osobistych jest jak na lekarstwo! Zwykle niewiele osób chce i lubi się wychylać, bo czasem za danie komentarza wybiegającego poza Strażnicę można mieć po zebraniu rozmowę z braćmi starszymi. Po co więc robić sobie kłopoty?

Ja czasami miałam tak, że przychodziłam na zebranie zniechęcona i nie zawsze wychodziłam z niego pokrzepiona. Bo ja potrzebowałam pokrzepienia od drugiego człowieka w osobistej rozmowie a nie z mównicy. W końcu doszłam do wniosku, że czy jestem na zebraniu czy nie, to i tak mało kto to zauważa. Owszem, czasem jakaś jednostka zauważyła moją nieobecność i zadzwoniła zapytać co słychać. Ale tylko raz był to starszy ze zboru. W pozostałych przypadkach był to jakiś zborowy "szaraczek".

Co do głoszenia. Smutek mnie bierze, gdy jako główny znak rozpoznawczy prawdziwych chrześcijan nie podaje się miłości, ale właśnie głoszenie. Lub gdy pomiędzy miłością a głoszeniem stawia się znak równości.
Ale jak już mamy brata w zborze, któremu nie musimy głosić, to chyba wypadałoby okazać mu miłość, prawda?! Ale nic z tych rzeczy, bo czas przeznaczany na głoszenie jest NAJWAŻNIEJSZY!
Słowo "miłość" zatraciło więc swój sens.
Tak samo jak słowo "bliźni". Gdy bowiem bliźni jest wykluczony, to nawet nie może liczyć na pomoc medyczną (opieram się tu na opowieści forumowicza, który odszedł ze zboru i nie mógł liczyć na to, że ktoś z rodziny mieszkającej z nim pod jednym dachem kupi mu lekarstwa, gdy leżał chory w łóżku.)

Oczywiście zawsze i wszędzie są JEDNOSTKI, które są bezinteresowanie życzliwe, pomocne, pełne miłości i wiary prawdziwej. Smuci mnie jednak, że stanowią one zaledwie promil w organizacji liczącej 8 milionów ludzi, w organizacji która przedstawia siebie jako prawdziwą religię.

PoProstuJa - wspaniały opis  :) Dziękuję  :)

Cała przyjemność po mojej stronie :D
« Ostatnia zmiana: 12 Maj, 2016, 01:17 wysłana przez PoProstuJa »


Offline TomBombadil

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #58 dnia: 12 Maj, 2016, 09:45 »
W przekładzie Wolniewicza (św.Wojciech),oddano Hebrajczyków 10:25,by nie opuszczać Zgromadzenia. W sensie,żeby trzymać się zboru,ludzi i ich pokrzepiać i kochać.A to ma głębszy sens.Bo chodzi o ludzi, a nie pokarm od niewolnika.    Zupełnie inny wydźwięk mają słowa z 1 Kor 5 o niejadaniu z bratem,co źle postępuje. Miał mieć bana na takie domowe spotkania,przy wspólnym stole i szczerych rozmowach o Chrystusie.Za tym mógł tęsknić i poczuć chęć zmiany,skoro bliscy nie chcą mieć udziału w jego postępkach i nikt go nie wspiera. To jak dziecko gdy brzydko mówi, nie reaguje na upomnienia może być poproszone,żeby odeszło od stołu.   To wtedy ma sens . I działa trzeźwiąco.
U Świadków wszystko stanęło na głowie,bo wykluczony może na wspólne zebrania chodzić,niejako jeść z 1 stołu,a poza rozmawiać nie wolno. Modlić się wspólnie i śpiewać pieśni pochwale tak, ale dzień dobry grzech.

Chore i diabelskie.


Offline Lila

Odp: Kwestia duchowości, zebrań, wspólnej modlitwy
« Odpowiedź #59 dnia: 12 Maj, 2016, 13:29 »
W przekładzie Wolniewicza (św.Wojciech),oddano Hebrajczyków 10:25,by nie opuszczać Zgromadzenia. W sensie,żeby trzymać się zboru,ludzi i ich pokrzepiać i kochać.A to ma głębszy sens.Bo chodzi o ludzi, a nie pokarm od niewolnika.    Zupełnie inny wydźwięk mają słowa z 1 Kor 5 o niejadaniu z bratem,co źle postępuje. Miał mieć bana na takie domowe spotkania,przy wspólnym stole i szczerych rozmowach o Chrystusie.Za tym mógł tęsknić i poczuć chęć zmiany,skoro bliscy nie chcą mieć udziału w jego postępkach i nikt go nie wspiera. To jak dziecko gdy brzydko mówi, nie reaguje na upomnienia może być poproszone,żeby odeszło od stołu.   To wtedy ma sens . I działa trzeźwiąco.
U Świadków wszystko stanęło na głowie,bo wykluczony może na wspólne zebrania chodzić,niejako jeść z 1 stołu,a poza rozmawiać nie wolno. Modlić się wspólnie i śpiewać pieśni pochwale tak, ale dzień dobry grzech.

Chore i diabelskie.

No troszkę to się pokręciło w organizacji.
Wspólne jadanie oznaczać miało wspólnotę duchową i w tym sensie odstępca miał być jej pozbawiony - ma się unikać rozmów z nim na tematy duchowe.
Kolejny raz mój tata, były straszy, okazał się rozumnym i zrównoważonym człowiekiem. Zawsze powtarzał, że wykluczenie to pozbawienie więzi duchowej, a nie społecznej.
No ale świadki i tak są świętsze od papieża i robią po swojemu i myślą, że rozwalając rodziny komukolwiek pomogą...