Na najlepszą współpracę kwitów nikt nie znajdzie. Najczęściej nigdy nie powstały. Część z dokumentów spłynęła po zmianach ustrojowych, albo powodzi, lub w wyniku sił niewyjaśnionych. W IPN to spodziewać się należy papierów, jak to ciocia Władzia z Klamkowic Wlk. przechowywała zapas literatury. Ale to nie znaczy, że tzw współpracy nie było. Była na rożnych szczeblach. I jest do dziś'
Jeden gość, starszy z boru, regularnie odwiedzał posterunek MO, aby opowiedzieć nowinki zborowe. Czyli: kto jest teraz na przywilejach, kto z obwodowych przyjeżdża, gdzie są organizowane zbiórki, itd. Głównie chodziło aby władza miał kontrole nad podległym terenem. I były tego dobre strony. O zmierzchu idzie dziewczyna do domu, wybiega z ciemnej ulicy jakiś meloman z napastliwymi zamiarami, a tu w sekundę podjeżdża patrol. Gościa zwijają, dziewczyna chce pokazać dowód osobisty (bo to takie przyzwyczajenie tamtych czasów), a tu Pan Milicjant mówi, że my Panią znamy, jest Pani pionierka pełnoczasową od Świadków Jehowy. Do domu miała może 300 m, i wracała z dumą. Ale jakie ciekawe doświadczenie: przecież to sam Jehowa posłużył się władzą świecką!!! Na marginesie, ten co donosił zginął jak kapuś z rąk innego 'podmiotu'. Pewnie donoszenie miał we krwi.
W czasach współczesnych jest podobnie. Miejscowa władza powinna wiedzieć co dzieje się na przydzielonym terytorium. Chociażby aby zapobiegać ewentualnym problemom. I to mi się u władzy podoba. Lepiej zapobiegać, niż leczyć. I tak gość, który sprzedał swoich kolegów i sam dzięki temu miał 'łaskawy' wyrok, donosić będzie do końca życia - bo już musi. Zostaje ŚJ i dalej donosi. Czyli w istocie składa raporty na temat obecnych zamianowanych w zborze/zborach z okolicy, jakie są między nimi układy, czy jest jakiś hak na kogoś, nowe twarze, miejsce zbiórek. Resztę mają z internetu. Ot, taka współpraca.