Najbardziej rozbawił mnie tekst Derricka Tilletta, który po latach wraca do Jehowy i radzi Świadkom Jehowy [35:53]: "Jeśli myślisz o odejściu od prawdy, nie rób tego. Szatański świat pożre cię, przeżuje, a potem wypluje".
Moi drodzy na forum, którzy odeszliście od prawdy, czujecie się pożarci, przeżuci i wypluci przez świat czy bardziej przez organizację ŚJ?
Pożarta, przeżuta byłam przez Organizację śJ a teraz jestem z niej wypluta, i bardzo dobrze, że jeszcze nie było za pózno, aby cieszyć się zdobytą wolnością, okupioną poznaniem smaku depresji, gorzej nawet próbą samobójczą, która była kulminacją depresji i wydzwignięciem się z traum nagromadzonych, gdy byłam pożerana i przeżuwana uczestnicząc w działalności Organizacji.
Nie ja jedna jedyna, są opisane podobne historie i opowiedziane.
Moja Mama opowiadała nam taka historię z jej lat młodości, że była taka "siostra duchowa", która jak to mówiono "na stare lata" opuściła Organizację śJ i mówiła, że teraz dopiero wie co to jest życie, że teraz dopiero wie jak cieszyć się życiem, wie co to jest wolność. Mnie to zastanawiało.
Wiadomo jak w zborze komentowano (też Mama to nam opowiadała), że "na stare lata" ta siostra poszła do świata, że jej się w głowie poprzewracało, żeby opuścić Organizację, że chora psychicznie "na stare lata".
Mama to opowiedziała, komentarza personalnego nie dała, jedynie to, że będą tacy co opuszczą Boga/ Organizację, a moje słowa to: po co ją bracia/ siostry oceniają, przecież osąd należy do Boga, brzydko o niej mówią a sami nie wiedzą co ich jeszcze spotka. A tak już po cichu, myślałam: no jak jej coś tam nie pasowało, to odeszła i miała prawo! Tylko co by to mogło być? Czy wiedziała coś? Przeżyła coś "złego" w Org?