A mi właśnie najbardziej szkoda dzieci.
Dlatego że w wśród SJ jest naprawdę sporo ludzi, którzy są rozsądni i dobrzy
w potocznym znaczeniu, a ich dzieci są i wrażliwe i życzliwe dla innych.
Niestety, muszą przechodzić całą tą szopkę w szkołach, a nawet już w przedszkolach,
jeśli chodzi o tzw. "zachowanie neutralności" - wiem jaki to może być dla nich
stres. Szkoda tylko, że najczęściej ta "neutralność" nie ma nic wspólnego
z jasno określonymi wymogami Biblii, tylko ze zmiennymi interpretacjami CK.
Jeśli chodzi o temat ożywiania zabawą ich edukacji, o którym tu mowa,
nie czepiałbym się zbytnio. Jasne, ktoś może powiedzieć, że skoro
jest to element do programowania ich do dalszego uzależnienia od WTS i jego nauk,
to jest to u postawy złe. Ale nie odmawiajmy tym ludziom prawa do okazywania
dzieciom uwagi na ich poziomie i zabawy, jaka wiąże się tu akurat z edukacją
mającą związek z Biblią, na poziomie tych dzieci. Czy to nie świadczy o miłości do dzieci?
Dla mnie jest to jeden z przejawów.
Piszę tak ponieważ sam jestem ojcem i wiem, jak wielu rodzicom SJ naprawdę zależy
na tym, by odpowiednio wychować te dzieci w szczerym zamiłowaniu do Biblii.
Nie wszyscy SJ są betonowi, bardzo wielu krytycznie patrzy na to co dyktuje organizacja,
wielu (zwłaszcza tych najmniej widocznych) wpaja swym dzieciom szacunek do wierzeń
iinych dzieci, ale taki autentyczny, miłość do innych,
bez tej charakterystycznej WTSowskiej pychy. Ceńmy to.
Jeśli chodzi o tzw. "próby wiary" w szkole na przykład, to także wiem, że wiele rodziców
umie nauczyć dzieci takiej "normalności", czyli Strażnica swoje, a oni to dzielą przez 4
i do przodu. Nie wszyscy są fanatykami