Tak jest,jak myślisz. Problemy pojawiły się ,kiedy zmieniliśmy zbór,staliśmy się obcy członkowie zboru.W zborze panowała już ustalona hierarchia,braci z zasługami. Raczej ludzie ze skromnym wykształceniem, zawody kiepsko opłacane, a zdrowie już nie te. A tu my, szczęśliwi,wykształceni,mąż starszy a młody,ja śliczna,wiotka pionierka ze zdrowymi zdolnymi dzieciakami. Z kasą i bez kompleksów.
Wpadliśmy jak burza i wprowadziliśmy innego ducha. W grupie męża zawsze 150% obecnych, na jego wykłady przychodziły tłumy.W naszym mieszkanku wiecznie ktoś wpadał pogadać,zjeść, wyżalić się.I do tego 0 plotek.
Ze strony współstarszych narastała niechęć. Zaczęły się jakieś gierki,insynuacje. Mąż nigdy o niczym mi nie mówił.W końcu miał atak serca. W tym czasie zaczęło się oślepianie światłami. Mąż wycofał się,a wcześniej postanowić zbadać ten system.Obudził się pierwszy i męczył się dla nas. Miały miejsca wobec nas niezłe świństwa. W sumie ciągnęło się parę lat. Zmieniliśmy zbór, ale to niewiele dało. Po wizycie NO wróciło wszystko,tyle,że zaatakowano mnie i to z dzieci ,które myślało o chrzcie. Usłyszałam od starszego,że dla nich nic nie znaczy moje oddanie Bogu, liczy się oddanie Organizacji.Organizacja= Jehowa.To była dla mnie "obrzydliwość w miejscu świętym".
Więcej już tam nie poszliśmy. Bałam się ,że to odbije się na wierze dzieci. Ale to mądrzy młodzi ludzie.
Zaufaliśmy Chrystusowi,że jeśli opuścimy wszystko ,to da nam stokrotnie braci ,sióstr, matek ...
Nie zawiódł. Forum pomagało mi na początku ułożyć emocje.Szczególnie po Kryzysie Sumienia. .
Brakowało mi zebrań ,tęskniłam za zborem .Forum łagodziło tęsknotę.Teraz jest dobrze, zaglądam tu ,bo was bardzo polubiłam.
Smutna, wzruszająca i ciekawa historia. Niektóre jej elementy przypominają moje przeżycia.
Jednym z takich przeżyć jest to jak przeprowadziliśmy się i przez to zmieniliśmy zbór. Trafiliśmy w nim na niesamowity beton. Betonowi, niereformowalni starsi i betonowi członkowie zboru. Na zebraniu wszyscy wyglądali jak chińska armia z terakoty
Rzędy sztywnych ludzi, bez uśmiechu, bez spontaniczności.
Zobaczylismy, że jest w tym zborze sporo młodych ludzi, którzy - ku naszemu zaskoczeniu - nie integrowali się ze sobą.
Postanowiliśmy rozruszać to towarzystwo, wprowadzić trochę życia w te betonowe mury. Organizowaliśmy spotkania dla młodych, staraliśmy się wymyślać jakieś wspólne inicjatywy.
Efekt... młodzi chętnie zaangażowali się w tę inicjatywę i podobno nawet innym członkom się to podobało (piszę podobno, bo nikt nam w oczy tego wprost nie powiedział). Ale później wmieszała się w naszą inicjatywę jedna siostra, która chciała wdrażać swoje koncepcje i zaczęła mieszać. W efekcie wszystko upadło.
Dodam, że starsi zboru przyglądali się wszystkiemu z boku i nigdy nie wsparli naszych działań. Nigdy nie pochwalili. Co więcej... nie pamiętali nawet jak my się nazywamy! I to nas zabolało najbardziej, bo zgłaszaliśmy się dość często na Strażnicy, a starszy prowadzący nie zadał sobie przez wiele miesięcy trudu żeby zapamiętać nasze imiona czy nazwisko. Byliśmy w końcu tak zniechęceni, że na siłę się przymuszaliśmy żeby pójść choć na jedno zebranie w tygodniu. A nawet jak nie szliśmy, to i tak nikt tego nie zauważał.
Podzieliliśmy się naszymi bolączkami z jednym starszym, którego uważaliśmy za wyrozumiałego. Powiedzieliśmy mu, że czujemy się w zborze obco, że ludzie są sztywni, nikt nie chce się integrować. I że dlatego chcemy zmienić zbór. Ów starszy ku naszemu zdumieniu wcale nie chciał nas zatrzymywać w zborze. Widocznie uznał, że problem jest w nas, a nie w działaniu starszych.
Zmieniliśmy zbór i atmosfera była o niebo lepsza. Ale jak to w życiu bywa - nie ma nic stałego. Z tego drugiego zboru odszedł starszy, aby ratować inny zbór z większymi potrzebami. Niestety wszyscy tak się przyzwyczaili, że ten starszy jest "człowiekiem orkiestrą", który wszystko robi, że jak go zabrakło, to nagle wszystko zaczęło lecieć na pysk. Rządy objął brat o zapędach dyktatorskich. Frekwencja na zebraniach spadła dramatycznie.
Dobrze, że znów się przeprowadziliśmy, bo dzięki temu zmieniliśmy zbór. Okazało się, że to była najlepsza zmiana.
To jak wygląda zbór zależy głównie od starszych. Betonowi starsi produkują betonowych głosicieli
A co do tej zazdrości. Też to obserwuję i jest to mało przyjemne. Własnymi rękami zdobywasz wykształcenie, fajną pracę, mieszkanie. A inni to widzą i oczy by wydrapali z zazdrości. Zawsze mnie to smuciło, że na 100 osób w zborze, moje szczęście cieszy tylko jedną bliską przyjaciółkę, a jest powodem do smutku i zawiści u pozostałych 99 osób...