I to cała Wielkanoc była u Ciebie?
Nie. Jeszcze wcześniej chodziłam wcześniej na drogę krzyżową do kościoła. Dostawaliśmy na każdej drodze jeden obrazek, który był elementem większej układanki. Kiedy układanka była kompletna, to dostawało się 5 z religii. (Ci co cwańsi uczniowie robili sobie kserokopię tych "puzzli" żeby zaliczyć religię pomimo swojej nieobecności w kościele
)
Pamiętam, że zawsze miałam dylemat w co się ubrać, bo przy 10 stacji, gdzie ciągle trzeba było bić pokłony na kolanach, to spodnie czy rajstopy na kolanach były już prawie czarne
A jeszcze jak było błoto na posadzce kościoła... to już masakra
Byłam też jako dziecko na rezurekcji, ale wspomnienia mam koszmarne. Kościół przepełniony, stare babcie pozajmowały wszystkie siedzenia, a mi kazali stać przez te 2-3 godziny czy ile to trwało (a trwało wiecznie!
). No a później to śniadanie wielkanocne - jajeczka z majonezem i chrzanem... pycha!
- to najmilsza część tego "świętowania".
A w poniedziałek szaleńcze polewanie się wodą - i to jeszcze w tych czasach to było, gdy tworzyły się dosłownie całe bandy dzieci i nastolatków uzbrojone w wiadra i pistolety na wodę. Było to tak agresywne i nieprzyjemne, że tego dnia starałam się w ogóle nie wychodzić z domu.
Jak tak sobie to wszystko przypomnę, to wcale się nie dziwię, że tych świąt w ogóle mi nie brakuje!