Gdy weszłam na to forum, to bardzo zniechęcił mnie pogardliwy i ironiczny język niektórych forumowiczów wobec Świadków. Jednak po niektórych tu komentarzach widzę, że są tu też osoby "normalne", które nie zieją nienawiścią.
Przeczytałam tu kilka historii osób, które odeszły ze zboru. Pojawiał się w nich głównie motyw fanatycznych rodziców, którzy swoje dzieci "zachęcali" do zebrań nie "marchewką", ale kijem. Oraz motyw fanatycznych starszych, którzy się czepiali o głupstwa.
Ja już wcześniej napisałam, że fanatyków się boję i na wszelki wypadek ich unikam
Wy mieliście to nieszczęście, że w takich rodzinach dorastaliście.
Ja też mam fanatyczną mamę, ale ona jest z kolei katoliczką. I to tą z kategorii: "modli się pod figurą, a diabła ma za skórą".
Myślę, że gdyby Wasi fanatyczni rodzice przynależeli do jakiejkolwiek innej religii, to życie potoczyłoby się Wam podobnie, z tym, że bylibyście zmuszani do tego żeby chodzić np. do kościoła.
Niemniej oczywiście bolesne jest to, że zachowywali się tak ludzie, którzy jednocześnie posługiwali się imieniem Jehowy. Ale bez obawy - Jehowa widzi wszystko i wymierzy sprawiedliwość takim osobom według własnego uznania.
Jak już pisałam, ja mam dość twardy charakter i od początku sobie postanowiłam, że nikt mi nie wejdzie na głowę. Kiedy słuchałam opowieści niektórych osób, które np. nie kształciły się, bo jakis brat starszy im tak zasugerował, to nie mogłam uwierzyć w to, że ktoś może tak się podporządkować innemu CZŁOWIEKOWI.
Ja lubię słuchać sugestii innych osób, ale nie pomyślałabym żeby np. nie mieć dzieci czy męża tylko dlatego, że jakiś brat mówi, że tak jest lepiej, bo można więcej głosić.
Cokolwiek zaczęłam robić, to zawsze powtarzałam sobie: Jehowa chce żebyś była szczęśliwa! Jeżeli to co robisz nie jest grzechem, a daje ci szczęście, to rób to!
I dlatego nie mam dziś takiego poczucia, że Organizacja mi cokolwiek zabrała.
Starsi są różni. Kiedyś byli bardzo restrykcyjni - choć ja się na te czasy już nie "załapałam". Ale to są tylko ludzie, a nie bogowie. Dlatego jak pisałam - rad ich posłucham, ale decyzje podejmuję ja sama.
Na przestrzeni tych kilkunastu lat poznałam różne osoby. Poznałam takich starszych, którzy od razu nie przypadli mi do gustu i musieliśmy z mężem wręcz się "ewakuować" z jednego bardzo sztywnego zboru. Ale poznałam też super starszych, którzy mimo nawału obowiązków i konieczności utrzymania rodziny, poświęcają swoj czas braciom, zborowi, służbie.
Tak sobie myślę, że taki starszy naprawde nie ma łatwo. Zarządzanie grupą osób, to szalenie odpowiedzialne i czasem wręcz wyczerpujące zadanie. Nie dziwię się, że jest tak dużo wypalonych starszych, którzy nie potrafią nic więcej niż tylko się szarogęsić w zborze - po 30 latach każdy mógłby się wypalić na ich miejscu. I chyba z tego też powodu - że tyle jest tych wypalonych starszych - w Polsce są teraz takie dośc rewolucyjne zmiany. Prawie w każdym zborze zdjęto z przywileju starszych usługujących po kilkadziesiąt lat.
Nasz zbór tylko zyskał na takich zmianach organizacyjnych. Mamy teraz serdecznych starszych, którym naprawdę się chce robić to, co robią.
Wiadomo, w zborze są też starsze siostry i bracia, którzy lubią znajdować u innych wady, poplotkować, znaleźć dziurę w całym. Ale ja po prostu nie integruję się z takimi ludźmi. I tłumaczę sobie, że gdyby do zboru mieli należeć tylko doskonali ludzie, to ja - jako bardzo niedoskonała - na pewno nie mogłabym w takiej sytuacji do niego należeć.
I na koniec malutka prośba do forumowiczów, którzy wczoraj obgadywali mnie na czacie: jak już chcecie to robić, to w wiadomościach prywatnych, a nie na głównej tablicy.
Z jednej strony żalicie się jak Was skrzywdzili źli bracia, a z drugiej strony sami się lepiej nie zachowujecie. A w związku z tym do jakiejkolwiek byście organizacji religijnej nie trafili, to wszędzie będzie wam źle.