Nie chodziło mi o ocenę zero-jedynkową czyjegoś postępowania, ale o tzw. rachunek sumienia. Własny. Tj. odpowiedź na powyższe pytania dodając: "czy moje sumienie pozwala mi to robić, pomimo..."
Dalsze Twoje posty pokazały, że tak.
OK. Jest to Twój wybór.
Mam jednakże gdzieś z tyłu głowy myśl kiedy czytam Twoje posty, że jesteś ŚJ dla miłego towarzystwa w zborze, nie widząc możliwości jego zamiany na inne
Przyznam, że jak na osobę dość gorliwie broniącą na tym forum ŚJ (jako osoby oczywiście) sądziłem, że masz więcej argumentów
No chyba, że idąc tropem "spiskowej teorii dziejów" masz w swoim działaniu ukryty inny cel
Ja sobie coraz bardziej zdaję sprawę z tego, że jestem za mało ortodoksyjnym ŚJ!
Zawsze byłam mało ortodoksyjna, ale uważałam to za normalne. Jak słyszałam opowieści o pionierach, co śpią po 4 godziny dziennie, to nie postrzegałam ich jak bohaterów, ale jak świrów którzy szybko się wykończą.
Nigdy nie miałam złego zdania o Świadkach, bo przebywałam wśród porządnych ludzi. Jak słyszałam o jakimś wykluczeniu, to zwykle była to osoba, która np. zdradziła żonę, albo ktoś kto popełnił inny grzech. Ale te osoby zwykle wracały do zboru, a przypadki wykluczenia o których słyszałam były jednostkowe. Sporadycznie się też zdarzało, że rozpadło się jakieś małżeństwo.
Żyłam więc w społeczności którą naprawdę postrzegałam jako przestrzegającą wysokich zasad moralnych. Nie miałam powodu żeby upatrywać się w innych błędów, bo nie spotykałam się z szokującymi wiadomościami na ich temat. Nie znam osobiście np. rodziców którzy się wyrzekli swojego wykluczonego dziecka. Wręcz przeciwnie - dwie takie matki przyprowadzały te dorosłe, wykluczone dzieci na zebrania, siedziały koło nich.
Może to dziwne, ale przez te naście lat nie spotkałam się osobiście z takimi historiami jakie są opisywane na forum.
Ale ten pozytywny obraz zaczął mi się zmieniać - powoli - może ze 3 lata temu. Nastąpiła wtedy wręcz eksplozja rozwodów wśród osób, które znałam. Więc pierwszy szok. No i też przygnębiła mnie taka obojętnosć innych braci, którzy niespecjalnie się interesują czy ja żyję czy nie, gdy mnie nie ma na zebraniu, czasem kilku.
Ale z tym da się jeszcze żyć. Najbardziej jednak wstrząsnęła mną ta pedofilia. A później jeszcze przeczytałam opowieści niektórych forumowiczów o osobach (moim zdaniem) chorych psychicznie, którzy szczyculi się np. tym, że biją swoje dzieci do momentu aż się zsikają. Dla mnie takie zachowanie jest chore. Ja takich - osobiście - ludzi w zborze nie poznałam. Ale wiem już, że tacy istnieją.
No i jeszcze zaczęła mnie wkurzać ta nagonka na wykształcenie. Zamiast dostać pochwałę, że nie siedzę w domu i się nie lenię, to ze strony starszego miałam sugestię, że "ludzie" po studiach się wywyższają. Ciekawe czy on miał na myśli "ludzi" czy mnie osobiście? (bo ja akurat takich tendencji nie miałam; w zborze nawet nie mówiłam, że na studia chodzę).
Tadeuszu dziwisz się, że jestem w zborze z powodu miłego towarzystwa. A przecież tyle osób tu pisze, że są w zborze tylko dla rodziny - i im się nie dziwisz...